Nikt nie zdoła do końca wyrazić, jak dalece Bóg jest Inny...
I będę z nim w utrapieniu
Cierpienie każe wątpić w bliskość Boga. Czyż można jeszcze nazywać Ojcem tego, kto dopuszcza cierpienie? Czyż nie jest to Bóg obojętny? Nie sposób uniknąć takich wątpliwości.
Jezus nie proponuje żadnych teorii na temat cierpienia. Nie stawia hipotez. Nie wchodzi w kazuistykę przyczyny i skutku, w jaką chcieliby Go wciągnąć ludzie (J 9,2). Zniechęca uczniów do szukania wytłumaczenia dla cierpienia w przeszłości, tłumaczenia, że cierpienie miałoby być karą za grzech. Jezus, kiedy staje przed człowiekiem cierpiącym, nie wdaje się w wyjaśnienia: jest, jak mówi Ewangelia, poruszony do głębi (Łk 7,13). Ewangelia ukazuje Jezusa pragnącego uzdrawiać i nieść ulgę (Łk 13,10-16). Jeżeli prawdziwe są słowa Jezusa: „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14,9), to nie sposób wyobrazić sobie Boga obojętnym.
„I będę z nim w utrapieniu”, mówi Bóg w Psalmie (91,15). „Emmanuel, Bóg z nami”, woła św. Mateusz (1,23), który za pośrednictwem Chrystusa-dziecka odsłania bolesną kartę historii Jego ludu: wygnanie do Egiptu. Bóg z nami, z nami tak dalece, że przez swojego Syna razem z ludźmi wydaje bolesny okrzyk: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?” Bóg nigdy nie jest biernym obserwatorem ludzkiego cierpienia. Bliskość Jego jest nieskończona.
Wobec cierpienia i śmierci, kiedy stają przed Nim i zagrażają Jego życiu, Jezus nie zachowuje się jak niewzruszony stoik. Teksty ewangeliczne nie skrywają Jego najwyższej udręki. Dusza jego „doznała lęku” (Łk 12,27). „Począł drżeć i odczuwać trwogę” (Mk 14,33). By przezwyciężyć ten stan, niczym zwyczajny człowiek prosi przyjaciół o obecność: „Zostańcie tu i czuwajcie ze mną” (Mt 26,38).
Tej nocy na ustach Jezusa pojawia się jedno pełne światłości słowo - „Abba”, „Ojcze” (Mk 14,36). Tak niewiele, tylko dwie sylaby, ale to wystarczy, by przywołać światło, które wszystko przekształca, odbierając złu fałszywe mniemanie, że ono wszystkim rządzi. Niczym wołanie do tego, co jest większe, głębiej ukryte niż zło, lecz wcale nie mniej potężne, nie mniej obecne: do miłości Ojca, do Jego życzliwych zamiarów, które mogą zawierać tylko miłość do Syna i przebaczenie dla ludzi. Słowa istoty kruchej, zawierzającej siebie Ojcu, pewnej, że w Jego ramionach będzie całkiem bezpieczna.
Słowo pełne ufności pośrodku modlitwy Jezusa rozjaśnia znaczenie następującej po nim prośby: „Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”. Podporządkować się woli Ojca nie znaczy zgodzić się na przeznaczenie tragiczne, ze smutkiem przyjąć fatalną konieczność, bezlitosny bieg wydarzeń. Przeciwnie, podporządkować się woli Ojca to wyrazić swoje przywiązanie, swoją zależność od woli, która jest życiem, to iść naprzód z pewnością, że miłość będzie miała do powiedzenia ostatnie słowo, choćby droga do niej prowadząca była nie do pojęcia. Jezus nie żyje tą pewnością tylko dla siebie. W swoją nadzieję włącza całą ludzkość. Przecież to dla niej zgadza się przeżyć tę godzinę.
A więc „Abba”, „Ojcze” — Jezus wymawiając to słowo nie myśli tylko o beztrosce ptaków niebieskich i pięknie lilii. Jest to wezwanie bardzo konkretne, przeciwstawiające się złu wówczas, gdy uderza ono ze szczególną siłą. „Abba" pośród nocy jako pewność Czyjejś obecności. Zmartwychwstały wciąż modli się „Abba" w sercach kobiet i mężczyzn, którzy wcale nie tracąc przekonania o swej marności uparcie twierdzą, że życie ma sens, że istnieje radość, której nic nie potrafi odebrać.
Więcej na następnej stronie