Spotkania w drodze. To coś, co smak wędrówki dopełnia. Jak sól smak wybornej potrawy.
Tak: wszystko żyje wedle praw. Tylko człowiekowi czasem się wydaje, że jest ponad nimi.
Przychodzi najczęściej po gwałtownej burzy. Ulotna, zwiewna, siedmiobarwna.
Te wędrówki to bardziej niż inne ikona życia.
Przecież prócz oczu istnieją też inne, dostarczające wielu dobrych wrażeń.
Taka niby zwyczajna. A w niej Bóg chyba najwyraźniej objawił samego siebie.
Nieprzyjemnie? Owszem. Ale deszcz jest potrzebny.
Daję kwiaty mojej ukochanej. Bóg ofiarowuje mi ich znacznie więcej.
Jasno, kolorowo, prawda. Ale czy nie za gorąco? Oj marudy!
Nie są żywe. Ale gdyby widziały, słyszały, gdyby umiały odczuwać...
Tu zagwiżdże, tam zaśpiewa, a gdzie indziej zatańczy. I jest wolny.
Czasem piękna, czasem niebezpieczna. A tak w ogóle, to genialne urozmaicenie obrazu świata.
Bywa, że kochamy zmienność. A to stałość daje wzrost.
Czasem z pozoru nic nie znaczące drobiazgi są czymś, co zmienia bardzo wiele.
Wszystko płynie. Dwa razy do tej samej rzeki nie da się wejść.
Dziś dumnie tkwię na szczycie – jutro mogę być pokruszonym na wiele kawałków i zawieruszonym wśród innych kamieniem.
Taka do deptania. Taka piękna, gdy pozwolić jej urosnąć.
Patrząc na dzieło poznaje twórcę. I Stwórcę.
Do Częstochowy? Do Santiago? Nie tylko.
Kalkulować by nie było za ciężko? Jasne. Ale to lepiej ze sobą mieć.