W deszczu i burzy

Nieprzyjemnie? Owszem. Ale deszcz jest potrzebny.

Z cyklu "Rozmyślania w drodze"

Bywają różne. Drobne kapuśniaczki, w których nawet niespecjalnie się moknie i ulewy, które potrafią przemoczyć do suchej nitki. Krótkotrwałe, po których człowiek szybko schnie  i takie, które towarzysząc wędrującym przez cały dzień sprawiają, że wszystko, mimo najlepszych zabezpieczeń, robi się wilgotne. Deszcze. Trudno ich podczas dłuższej wędrówki nie spotkać. Najgorsze z nich te, którym towarzyszą wyładowania atmosferyczne. Pół biedy, gdy głównie powietrze-powietrze. Gorzej, gdy pioruny biją w ziemię. Wtedy, poza budynkami, nigdzie właściwie nie jest bezpiecznie. Czasem przychodzą ledwie sygnalizując swoje nadejście skwarem,  napierają gwałtownością i szybko znikają. Bywa, że można nawet zaobserwować, jak tylko przechodzą okolicą. Bardziej uciążliwe, te związane z frontami. Przychodzą wolniej, ale nawet w dość chłodnej pogodzie. I czasem nawet godzinami nie potrafią ostatecznie odejść...

Wędrówka w deszczu? Gdy zastanie w drodze – nie ma rady. Czasem – by dojść na czas, zwyczajnie trzeba. Licząc na dłuższe i krótsze przerwy w opadzie. Przecież nie można przeczekiwać deszczu całymi dniami. Zresztą gdy nie mamy do czynienia z totalną lejbą, jest w takiej wędrówce sporo uroku. Przed wodą z góry stosunkowo łatwo się zresztą ochronić. Choćby, przez tak wielu pogardzanym, a przecież niezastąpionym parasolem. Gorzej z tą z dołu, leżącą w trawach i na krzakach, o które idąc wąską ścieżką nie sposób się nie otrzeć. Ta potrafi skutecznie zmoczyć wszystko, czego nie udało się jeszcze deszczowi. Zwłaszcza buty. I nie pomogą nawet te najlepsze, ponoć nieprzemakalne. Przecież woda, zwłaszcza gdy ktoś ma krótkie spodnie, łatwo wlewa się do nich z góry. I stopniowo spływa po skarpecie do czubka palców...

Wędrówka w deszczu. Mocno to doskwierające. Trudno nawet gdzieś usiąść. Ale z czasem... Najgorzej jest na początku. Gdy woda zaczyna przenikać przez suche ubranie. Potem jest już lepiej. Zwłaszcza gdy wodzie jednak nie uda się przedrzeć przez pelerynę, a wilgoć potu jako tako się ulatnia. To nic strasznego. Tylko mokrość. Świat wokół jest inny niż w słońcu, prawda, ale to przecież tylko kwestia większej wilgoci i przygaszonego światła. Poza tym świat się nie zmienił. Zresztą ma też swój urok. Przygaszonych barw, lśnienia, świeżości powietrza....

Zwłaszcza że deszcz to symbol Bożej łaski. Ta, spadając na ziemie, spadając na człowieka... Jak to pisał Izajasz o Bożym słowie?

Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg
spadają z nieba
i tam nie powracają,
dopóki nie nawodnią ziemi,
nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju,
tak iż wydaje nasienie dla siewcy
i chleb dla jedzącego,
tak słowo, które wychodzi z ust moich,
nie wraca do Mnie bezowocne,
zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem,
i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.

Tak jest nie tylko z Bożym słowem. Tak jest z każdą Boża łaską. Jak deszcz nawadnia, użyźnia, sprawia, że rodzi się plon.

Nie lubię deszczu. Od biedy może być, gdy siedzę w domu i patrzę nań przez szybę. Ale wiem, że jest potrzebny.  Że bez nie go nie ma plonu. Że bez niego wysychają rzeki, studnie i krany. Z Bożą łaską bywa podobnie. Gdy zaczyna działać może wydawać się dokuczliwa, utrudniająca to, co powinno być proste. Bez niej jednak jest tylko jałowość wysychającego umierania. Nie ma plonów, nie ma życia. W wędrówce mojego życia muszę więc też zgodzić się, by prócz słońca był i deszcz. Czasem z piorunami. To czego ja bym chciał nie zawsze jest w szerszej perspektywie dobre dla świata.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8