Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny

Brak komentarzy: 0

Maria Sołowiej Maria Sołowiej

publikacja 01.11.2025 06:15

Zewnętrzny wyraz tego, co wewnątrz, jest nam potrzebny.

Coraz częściej używane słowo „pamiętam”. Tak już jest na stare lata. Pamiętam uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny z czasów dzieciństwa. Wyplatane przez mamę wieńce – papierowe kwiaty na „zielonym.” Zapach jodłowych gałązek, zapach świecy zapalonej przy zdjęciu babci, zapach cygar. Gości, którzy przychodzili rzadko, ale we Wszystkich Świętych zawsze.  Zdziwienie dziecka nad grobem, że można być tu, pod ziemią i tam -wysoko w niebie. Żal, kiedy dorośli kazali zostać w domu, bo gorączka i ból gardła to nie przelewki. 

Teraz dzielę sobie ten czas: Wszystkich Świętych dla krewnych, następne dni dla znajomych. Jak to było pewnego razu , lat temu kilkanaście, kiedy oba święta też przypadły w weekend, nie muszę sobie przypominać. Zapisałam co nieco w popełnionej przez siebie książce… 

„Wszystkich Świętych tym razem w Polsce, z rodziną. W Dzień Zaduszny wsiadam w samochód i robię  rundkę po cmentarzach. (…) Grób Stefci ładnie przystrojony, z trudem znajduję miejsce na mały zniczyk. „No, wysiliłaś się” – prawie słyszę jej głos. A potem: „No, jak zwykle ciapa z ciebie” – kiedy wreszcie zapalam znicz od trzeciej zapałki. I: „Dlaczego nie przyszłaś wcześniej?”

Pod komunalnym jakoś udaje się zaparkować. Pnę się do góry. Grób Soni przystrojony kwiatami i srebrzystym, kłującym świerkiem. Nie potrafię znaleźć grobu Jasia-Haralda.(…) Rozglądam się bezradnie. Ech, postawię znicz gdziekolwiek. Pochylam się, w trawie leży tabliczka. To tu.
 Groby Bogdana i Krzycha przystrojone gustownie. Przez cmentarz idzie Różyczka z mężem. „ Pani Marysiu, nie poznałam. A mówili, że pani nie żyje.” „To widać będę żyła długo.” 

A teraz z wizytą do Ewy… Ewa chrupie moje kokosowe ciasteczka, ja zajadam jej jabłecznik. Wspominamy wrześniowy pobyt w Pewli, kiedy Małgosię -wciąż niezupełnie sprawną po wylewie – trzeba było po górach holować, Andrzej zasuwał dzielnie, a Piotruś biegał jakby nie mógł się nabiegać.
Przychodzi Maciek, świątecznie z lekka zawiany, prosi o namiary na firmy zatrudniające opiekunów w Niemczech. Wplata w rozmowę niemieckie słówka, najwyraźniej napalił się na wyjazd w daleki świat, a może -przy całej swojej z elegancją znoszonej biedzie- na ciepły kąt i pełny talerz. A ja cieszę się, że jestem dzisiaj w Polsce, z dala od północnej, wietrznej krainy amatorów jarmużu, gdzie Wszystkich Świętych jest zwykłym dniem roboczym.”

Przybywa zmarłych krewnych. Znajomych także – kilka lat temu zmarł Maciek, niespełna rok temu Małgosia – już po swoich czterdziestych urodzinach.
Czasem, z rzadka co prawda, słyszę głosy, że i u nas Wszystkich Świętych mogłoby  być zwykłym dniem roboczym. Bez masy kwiatów, najczęściej sztucznych, bez zniczy, ostatnio coraz częściej elektrycznych, bez zbiorowej nerwowej bieganiny po cmentarzach. Przecież naszych zmarłych nosimy w sercu, nie tak? Dlaczego jeszcze stroik i znicz z napisem zapewniającym, że pamiętamy? Chyba dlatego, że nie jesteśmy czystymi duchami. Zewnętrzny wyraz tego, co wewnątrz, jest nam potrzebny. Potrzebna wspólnota pochylonych nad grobami, wspólna modlitwa, złożony na grobie wieniec czy stroik, zapalony znicz…  

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..