To nie tylko odrzucanie Boga. To także traktowanie Go, jakby był ludzką własnością.
Kościół musi być otwarty na świat. Otwarty także po to, aby w imię miłości i prawdy mówić prorockie „nie” temu, co bezbożne. Nazywanie zła po imieniu ma jeden cel: pokazanie drogi do nawrócenia, do uleczenia, do pobożności.
Nie do bezbożności należy ostatnie słowo i nie w nieobecności Boga dopełniają się doczesne dzieje.
Bóg i Jego sprawa są godne tego, żeby postawić życie na jedną kartę, na kartę Ewangelii. Kapłański celibat jest tego znakiem. Prawdziwym i ostatecznym kalectwem w życiu nie jest bezżenność, ale bezbożność, życie bez Boga.
Nie byłoby dobrze, gdyby ktoś potraktował tę książkę jako zachętę do zrezygnowania z terapii, tak jak nie byłoby dobrze, gdyby ktoś zrezygnował z leczenia nowotworu, pozostając tylko na modlitwie. Ale...
Zdumiewa mnie, jak można umrzeć za kogoś, kto jest niegodziwcem, niewdzięcznikiem, a nawet winnym czyjegoś cierpienia.
„Szczere przywiązanie do Kościoła nie może służyć do sankcjonowania naszych uprzedzeń ani podnoszenia naszych stronniczych sądów do rangi absolutu powszechnej wiary”.
„Co ty zrobisz, gdy głodujących i chorych są miliony, a ty jesteś sam jeden?” – pytał świecki misjonarz Krzysztof Szałata świętokrzyskich parafian na płockich Podolszycach.
Toczy się walka – uderzają na alarm niektórzy gorliwi katolicy. Owszem, słychać nawet bitewne odgłosy. Obawiam się jednak, że główna bitwa rozgrywa się na zupełnie innym polu.
Papież odprawił Pasterkę, a papieski jałmużnik przygotował wieczerzę wigilijną dla bezdomnych.
Postać św. Jana Nepomucena przypomina, że nie każdy człowiek ma prawo do całej prawdy o wszystkich.