Bezbożność. Opis choroby

Kościół musi być otwarty na świat. Otwarty także po to, aby w imię miłości i prawdy mówić prorockie „nie” temu, co bezbożne. Nazywanie zła po imieniu ma jeden cel: 
pokazanie drogi do nawrócenia, do uleczenia, do pobożności. 


Reklama

Chrześcijańskie spojrzenie na świat ma zawsze dwa elementy: jest krytyczne wobec tego, co antyboże (i dlatego antyludzkie), oraz pozytywne, zapraszające, wyzwalające. Kościół głosi miłosierdzie Boże właśnie dlatego, że jasno widzi prawdę o grzechu. Nie chodzi o piętnowanie, potępianie ani o obrażanie się na świat. Chodzi o nazywanie po imieniu grzechu, po to, by grzesznikowi ofiarować Boże przebaczenie i zachęcić: „Idź i nie grzesz więcej”. 
Taką dwupasmową drogą idzie myśl Benedykta XVI. Jego teologia to suma teologiczna na nasze czasy. Z jednej strony jest przenikliwą duchową diagnozą schorzeń współczesności, którym mówi „nie”. A jednocześnie jest przekonującym wezwaniem do nawrócenia, pokazuje drogi wyjścia z beznadziejnych sytuacji, do których doprowadziła człowieka niewiara. 


Pycha – właściwa choroba człowieka


Trzeci, ostatni tom trylogii ks. Jerzego Szymika „Theologia Benedicta”, będącej próbą całościowego ujęcia Ratzingerowskiej myśli, pokazuje ten podwójny wymiar jego teologii. Pierwsza część to rozpoznanie choroby, czyli panorama współczesnej bezbożności. Druga wskazuje drogi prowadzące do odkrycia radości życia po Bożemu, czyli życia pobożnego. Sięgnijmy do kilku elementów diagnozy papieża w ujęciu ks. Szymika. 
Pierwszym, najgłębszym wymiarem tajemnicy bezbożności jest pycha (łac. hybris). „To jest właściwa choroba człowieka” – twierdzi Benedykt XVI. To był grzech Adama, to jest i nasz grzech, kiedy uznajemy, że sami sobie poradzimy z życiem i śmiercią, a Bóg nie jest nam potrzebny. Kiedy jednak odrzucamy Boga, odcinamy się od źródła życia, skazujemy się na śmierć. Boga nie da się zniszczyć, ale człowieka już tak. 
Od strony intelektualnej za pychę współczesną odpowiadają w dużej mierze Nietzsche i jego „dzieci”. Nietzscheańska krytyka chrześcijaństwa prowadzi do tego, że w miejsce Chrystusa pojawia się Übermensch, nadczłowiek, który odrzuca pojęcie grzechu i dzięki temu czerpie z życia, ile tylko się da. Pychą podszyta jest modna dziś postawa subiektywizmu, która za jedyną miarę poznania uznaje „moje” kryteria. Bóg zostaje wtedy łatwo wycięty z pola widzenia albo przycięty do własnej miary (to już będzie tylko bożek). Oświecenie z dumą ogłosiło siłę rozumu. Ale pozbawiając go światła wiary, było w istocie jego zubożeniem. Rozum rezygnujący z poszukiwania najgłębszej prawdy, w istocie nie jest oświecony, ale zaciemniony, głupieje po prostu. 
Oczywiście pycha obecna jest także w samym Kościele. „Czyż kariera i władza nie kuszą nawet tych, którzy kształtują życie Kościoła i nim zarządzają?” – pytał retorycznie Benedykt XVI. Przestrzegał przed swego rodzaju zgorzknieniem w wierze, czego dobrą ilustracją jest drugi syn z przypowieści o synu marnotrawnym. Lekarstwem jest pokora, naśladowanie Chrystusa Sługi. Diabeł nie ma kolan – ta metafora jest przestrogą, a zarazem zachętą do klękania przed Bogiem w postawie adoracji, czci, poddania siebie, słuchania, posłuszeństwa. 


Ateizm, marksizm, 
nazizm itd.


Benedykt XVI zwraca uwagę, że na fali soborowego entuzjazmu zbyt pozytywnie interpretowano agnostyczny i ateistyczny świat. Owszem, trzeba prowadzić dialog także z tymi, którzy odrzucają Boga. Tym niemniej zdaniem papieża seniora nadszedł dziś czas, by znaleźć w sobie odwagę bycia nonkonformistą. Konieczna jest zdolność do odkrywania we współczesnej kulturze prawdziwego oblicza tych tendencji, które mają swoje korzenie w negacji Boga. Oczywiście dotyczy to najpierw ludzi Kościoła. Nie jest tajemnicą, że i we wnętrzu Kościoła instytucji ukrywają się także pokłady ateizmu.
Agnostycyzm, czyli łagodniejsza forma odrzucenia Boga („nie wiadomo, czy jest, czy Go nie ma”), wraz z relatywizmem moralnym jest ideowym zapleczem dominującego nurtu współczesnej zachodniej kultury. Sprzeciw wobec agnostycyzmu i relatywizmu oznacza pójście na zwarcie z cywilizacją zachodnią. Alain Besançon, francuski historyk, kapitalnie ujmuje rzecz: „Gdy Jan Paweł II zwalczał potworny reżim polityczny, komunizm, miał po swojej stronie całe społeczeństwo i całą ludzkość. Benedykt XVI ma przeciwko sobie całość nowoczesnego społeczeństwa zrodzonego z kryzysu lat sześćdziesiątych z jego nową moralnością (relatywizm) i nową religijnością (agnostycyzm)”. Tu leży najgłębszy powód medialnego linczu Benedykta XVI, dokonywanego przez chłystków z mikrofonami i podstarzałych guru rewolucji obyczajowej ’68, nadających ton medialnemu mainstreamowi. 
Ratzinger wskazuje na różne powody współczesnej negacji Boga. Jednym z najciekawszych tropów jest zauważenie, że odrzucenie Boga jest prawie zawsze związane z odrzuceniem pojęcia „grzechu”. Chodzi bowiem o zneutralizowanie wyrzutów sumienia przez zanegowanie obiektywnego kodeksu moralnego. Zwłaszcza tak motywowany ateizm często łączy się z walką przeciwko Kościołowi oraz z agresywnym sekularyzmem w przestrzeni publicznej. To zrozumiałe. Kościół (często porzucony własny dom) jest znakiem przypominającym o podeptanych wartościach. Drażni, dlatego trzeba go zdeptać. „Niech Jezus będzie przeklęty!”, krzyż to „sadomasochistyczna apoteoza bólu” – takie ulotki krążyły na wydziale teologii Uniwersytetu w Tybindze w 1968 roku. „Ratzinger miał wtedy 41 lat i pracował właśnie w Tubingen jako kierownik katedry dogmatyki i rok 1968 miał się okazać jednym z bardziej przełomowych wydarzeń w jego życiu i teologii. Zaczął stawiać opór” – pisze ks. Szymik. Opór stawiał konsekwentnie i płacił za to wysoką cenę.
Wtedy, w 1968 r. poczuł on na własnej skórze, czym jest marksizm. Rewolta studencka miała na sztandarach lewicowe slogany. Wcześniej jako dorastający nastolatek doświadczył nazizmu. Zarówno faszyzm, jak i marksizm toczą z chrześcijaństwem wojnę na śmierć i życie. Obie te ideologie są skierowane wprost przeciwko Bogu. Ratzinger jako teolog, biskup i papież nazywał po imieniu korzenie tych nieludzkich systemów myślenia, które wprowadzone w życie zamieniają się w systemy totalitarne, w gigantyczne fabryki śmierci. Obie bazują na iluzji budowania lepszego świata, po amputowaniu człowiekowi nadziei na niebo. Prawda jest taka, że tam, gdzie Bóg zostaje wykluczony, tam żadna rewolucja nie może nas uratować. Aby czynić dobro, trzeba znać prawdę o dobru, a ta pochodzi od Tego, który jest Najwyższym Dobrem.
Jak to się stało, że marksizm mimo jego klęski politycznej i ekonomicznej w 1989 r. przetrwał w zmutowanej formie na salonach Europy? Ratzinger pisze wprost o „żenującym flircie zachodniej inteligencji z marksizmem”. Najsilniejsze media i czołowe uniwersytety są dziś przeszyte marksizmem na wylot. Liberalizm zachodnioeuropejski świetnie dogaduje się w wielu dziedzinach z neomarksizmem. Postmoderna z jej relatywizmem i nihilizmem jest potomkiem marksizmu. Jakie są powody tych zjawisk? Odpowiedź Benedykta: śmierć wiary, negacja potrzeby własnego nawrócenia, iluzja oświecenia, ucieczka od koszmarów wojny, sentymentalizm pomylony z prawdziwą miłością do ludzkości i pojedynczego człowieka. 


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama