Między dosłownością a sensem

Czyli o odwiecznym problemie tłumaczy. Ale i nas, odbiorców ich pracy.

Przygotowywałem ostatnio tekst o znanej ewangelicznej scenie powołania pierwszych uczniów, w tym Piotra, z tym pięknym dialogiem „Odejdź, Panie, ode mnie, bo jestem człowiek grzeszny”, „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I westchnąłem.  W najnowszym z wydań Biblii Tysiąclecia, a więc także w nowym lekcjonarzu, pierwsze słowa Piotra przetłumaczono jako „Wyjdź ode mnie”. Westchnąłem, bo wiem, że dosłownie tak można to tłumaczyć. Ale czy to jest po polsku? Czy tłumacz nie powinie jednak oddawać sens wypowiedzi, a nie zmuszać do domyślania się o co chodzi?

Przejrzałem parę polskich tłumaczeń (Przekład Ekumeniczny, Biblia Poznańska, Biblia Warszawsko-Praska, Biblia Paulistów) i wszędzie jest „odejdź”. Tak, wiem, że użyte tam w grece słowo ekselthe (εξελθε) znaczy w pierwszym rzędzie „wyjdź”. Tym samym słowem na przykład zwraca się Jezus do nieczystego ducha w scenie uzdrowienia opętanego z Gerazy.  Ale zajrzałem do słownika greki biblijnej, i „odejdź” też jest jedną z możliwości tłumaczenia tego słowa. Dlaczego upierać się przy czymś, co mocno zaciemnia sens słów Piota? Dlaczego, w takim razie, skoro tak nam zależy na dosłowności, we wspomnianej scenie uzdrowienia opętanego z Gerazy zwrot  „ti emoi kai soi”, „co mnie i tobie” (w sensie „co mamy wspólnego”), dla Polaka rzeczywiście mało zrozumiały,  tłumaczy się nie dosłownie, a  zgodnie z sensem, czyli „czego chcesz ode mnie”?

Nie, nie czepiam się. Po prostu jest dla mnie rzeczą niezrozumiałą dlaczego czasem porzuca się tłumaczenie co do sensu (z ewentualnym wskazaniem w przypisie, jak to jest dosłownie) na rzecz niejasnej dla posługującego się językiem polskim dosłowności. Bo tego typu przykładów można znaleźć więcej. Znacznie istotniejszy: zastąpienie „Pocieszyciela” greckim i nieużywanym w polszczyźnie „Parakletem”. Tak, pamiętam co pisał papież Benedykt. Tyle że chyba łatwiej na kazaniu wytłumaczyć, że ten „Pocieszyciel” to ten, który się wstawia za nami, nasz wspomożyciel, obrońca, adwokat, niż tłumaczyć sens słowa zdecydowanej większości wiernych nieznanego. Brakuje tylko, by zmienić słowa pieśni „Tyś Pocieszycielem zwany” na „Tyś Parakletem zwany”... Podobnie jest z jednym z najbardziej kluczowych słów chrześcijaństwa: „Ewangelia”, „ewangelizować” (niepokojąco blisko „indoktrynować”). Dlaczego nie mówić, że to po prostu „Dobra Nowina” i że chodzi o „głoszenie dobrej nowiny”? Jaśniejszym dla niewierzących czy słabych w wierze byłoby, że nie chodzi o pranie im mózgu (zindoktrynowanie), by myśleli jak my, ale podzielenie się radosną wieścią o tym, że możemy zmartwychwstać i mieć życie wieczne. Nie wymawiajmy się tu papieżem Benedyktem. Bo choć może „dobra nowina” spłyca sens tego, czym jest „ewangelia”, to przecież jest jednak dla współczesnego człowieka jaśniejsze niż kalka greckiego słowa kojarząca się z dziełem literackim.

Podobne problemy dotyczą zresztą też tłumaczenia tekstów liturgicznych. Rozumiem, że zwrotu „ut intres sub tectum meum”  tłumaczymy „abyś przyszedł do mnie”, a nie dosłownie „abyś wszedł pod mój dach”, bo w jakimś rejonie Polski ten zwrot podobno jest (był?) używany na określenie pójścia do.. wychodka. Mogę zrozumieć dlaczego w Wielkiej Doksologii kończącej modlitwę mamy „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie” a nie, zgodnie z tekstem łacińskim „przez Niego z Nim i w Nim”, choć to drugie lepiej uświadamia jedność tej części mszy z poprzednią. Nie rozumiem natomiast dlaczego w aklamacji przed komunią zrobiliśmy „po polsku”. Czyli  w „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata. Błogosławieni, którzy zostali wezwani na ucztę Baranka” drugiego Baranka zastąpiliśmy zaimkiem „Jego”. Tak, tak jest poprawnie językowo. Ale przecież to dwa cytaty z dwóch różnych ksiąg Pisma, prawda? Z Ewangelii Jana i z jego Apokalipsy. To taka swoista klamra: od chwili, gdy uczniowie odchodzą od Jana Chrzciciela i idą za Jezusem do uczty zbawionych w niebie. Czyż nie na tym polega droga każdego ucznia? Pójść za Jezusem, by mieć udział w uczcie zbawionych w niebie? Dlaczego dla poprawnej polszczyzny w tym wypadku rezygnować z dosłowności?

A już zupełnie nie rozumiem dlaczego porzuciliśmy w Wyznaniu Wiary zgodne z łacińskim oryginałem „zmartwychwstał trzeciego dnia” (resurrexit tertia die) na „zmartwychwstał dnia trzeciego”. Po co to przestawienie słów? Czy jesteśmy „katolikami dnia trzeciego” (jak są Adwentyści Dnia Siódmego)? Czy tylko mnie się wydaje, że w ten sposób akcent zamiast na zmartwychwstanie pada na ów „trzeci dzień”?

Podobno stosowna komisja episkopatu przygotowuje nowe wydania ksiąg liturgicznych. Mszału też. Może warto byłoby udostępnić szerszemu gronu trochę znających się na rzeczy propozycje takich tłumaczeń (np. w internecie), by też mogli się do nowych propozycji ustosunkować? To chyba pozwoliłoby lepiej w tych tłumaczeniach wyważać między dosłownością a sensem. I nie gubić przy okazji teologicznej głębi.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 31 1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31
1 2 3 4 5 6 7