Grała w katedrze św. Piotra, ale wybrała życie w argentyńskich slumsach.
Siostra Maria Kabot SspS pochodzi z Popielowa, ale od 34 lat żyje w Argentynie w prowincji Misiones. Co kilka lat przyjeżdża do rodziny w Siołkowicach Starych i opowiada o swojej pracy.
Wirtuoz w dżungli
– Gdy byłam dzieckiem, przyjechali do Popielowa werbiści, potrzebowali kogoś do śpiewania… Tak się zaczęło. Potem poszłam do ich seminarium w Nysie, a gdy zamknęli je komuniści, przeniosłam się do Raciborza – wspomina misjonarka. Ukończyła też wrocławską szkołę organistowską, a potem, będąc już werbistką, także Katolicki Uniwersytet Lubelski, by kilka miesięcy później wyjechać na misje do Argentyny. – I co? Tam nikt nie znał nut, zupełnie inne rytmy – mówi wychowanka ks. prof. Karola Mrowca CM i ks. prof. Ireneusza Pawlaka, wybitnych muzykologów, których nazwiska można znaleźć przy licznych pieśniach i Mszach w „Drodze do nieba”.
– Wyjeżdżając na misje, wszystko to zarzuciłam. Tam, gdzie trafiłam, była co najwyżej gitara. Pierwszy rok był straszny, brak muzyki, inny język. Byłam na rozdrożu – opowiada. – Wreszcie na rekolekcjach zadałam sobie pytanie, kim chcę być: muzykiem czy zakonnicą. Odpowiedziałam: siostrą. I bez żalu spaliłam swoje książki z harmonii, nuty, bo stwierdziłam, że nigdy mi już nie będą potrzebne. Zostawiłam sobie jedynie 12 zeszytów Bacha na organy. Wybrałam inne powołanie, trzeba się go trzymać – wtedy jest pokój w duszy. I poszłam do slumsów, faweli, z gitarą, ucząc się śpiewanych tam piosenek, składałam sobie nutki, grając tak jak oni. I nie żałuję. Tylko czasem, gdy biskup prosi o jakieś utwory po łacinie, piszę do nich partytury. Jednak Pan Bóg nie pozwala zakopać talentów, które dał. Po 15 latach s. Marię wezwano do Rzymu, gdzie została… organistką w bazylice św. Piotra i w bazylice św. Pawła. – Na początku byłam niezadowolona, bo odwykłam od gry i musiałam sobie wszystko przypominać, ale później pomyślałam: kto z nas, ówczesnych absolwentów, miał okazję grać w tym miejscu? Jednak wkrótce wróciłam do Argentyny – podsumowuje ten rozdział życia.
Ewangelia w rodzinach
Nie zagłębiając się w skomplikowane relacje społeczno-polityczne, stwierdza tylko, że w latach 70. i 80. ubiegłego wieku Argentyna bardzo rozwijała się religijnie. – Wielu księży wyjeżdżało do Chile na kursy katechetyczne, była katecheza rodzinna. Pracowałam na peryferiach centralnego miasta 15 lat, przed wyjazdem do Rzymu, z niemieckim księdzem, werbistą – opowiada o pracy misyjnej s. Maria. – On codziennie odprawiał Mszę św. i pisał katechezy. W opracowaniu ich pomagały mu dwie nauczycielki, które dobrze znały miejscowy język – guarani.
Każdy temat był osobno w zeszytach dla dzieci, dla rodziców, dla przygotowanych małżeństw, które prowadziły grupę ok. 10 par dorosłych, i dla katechetki uczącej dzieci. Proboszcz przygotowywał te małżeństwa, zwykle już sakramentalne, oni spotykali się z dorosłymi, którzy mieli w domu przekazać temat dzieciom tak, jak zapamiętali. I to było bardzo dobre! – dodaje. Przyznaje, że na początku było trudno, bo np. tylko jedno z rodziców chciało chodzić na katechezę, a drugie nie, bo nie umiało czytać albo długo pracowało. Wtedy opiekunowie grupy przekonywali, dostosowywali godzinę katechezy. – A nie trwały one godzinę, bo uczestnicy przynosili mate – ich tradycyjny napój – albo i ciastka. Tak tworzyła się wspólnota. Dzieci realizowały temat z katechetką zabawą, np. w Dobrego Pasterza, przedstawieniami. I było widać, czy w domu była o tym rozmowa, czy nie. Po roku dzieci otrzymywały chrzest św., w kolejnym przystępowały do I Komunii św., dorośli także. Po 10 latach było widać piękne owoce tej katechezy. Wielu z tych ludzi do dziś jest bardzo zaangażowanych. Gdy wyjeżdżałam, były tam już 24 grupy rodziców, którzy zakończyli katechezę, ale nadal się formowali, organizowali nabożeństwa, spotkania biblijne. Gdy wróciłam z Rzymu, wyglądało to zupełnie inaczej – zaszły takie zmiany w katechezie i strukturze kościelnej, że trzeba było zaczynać prawie od nowa – stwierdza ze smutkiem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.