Dzisiejsze okno życia przy ul. Hożej w czasie wojny było całą bramą, którą siostry franciszkanki uchylały dla sierot, dzieci z getta, uciekinierów, starców… Nikomu nie odmawiały pomocy. Ocaliły 750 Żydów.
Adres raju
Tuż przed II wojną światową zamieszkała w starym, drewnianym domu przy ul. Hożej 53 jako pierwsza przełożona prowincji warszawskiej zgromadzenia, liczącej wtedy 404 siostry. Ten adres w następnych latach stał się miejscem ratunku dla wielu ofiar hitlerowskiej ideologii. W czasie wojny prowadziła kuchnię dla prawie pół tysiąca potrzebujących. Swoje siostry wysyłała na Trakt Radzymiński, by ratowały rannych żołnierzy. Docierała z pomocą nawet do więźniów przy Rakowieckiej i aresztowanych na Szucha.
Przy Hożej pełną parą pracowała komórka legalizacyjna, przygotowująca aryjskie dokumenty dla Żydów. Z gronem ok. 120 zaufanych współpracowniczek, w domach i placówkach zgromadzenia, umieszczała żydowskie dzieci, nadając im nową tożsamość. Wiedziała, że w razie dekonspiracji zginęliby nie tylko podopieczni, ale i organizatorki pomocy.
– Jedna z uratowanych, Małgosia Mirska, opowiadała, że już nie mogła dłużej się ukrywać, bo „miała złą twarz”. Stojąc przed furtą na Hożej wraz z rodzoną siostrą, miała świadomość, że za nią rozstrzygnie się jej los: życie albo śmierć. I wspomina: „Matka Getter spojrzała na nas, uśmiechnęła się i powiedziała, że nas przyjmuje. Ukryła nas w klasztorze w Płudach”. Bo Matusia nikogo nie odsyłała – podkreśla s. Frącek, dodając, że wielu uratowanych „wciąż dziękuje, pamięta i opowiada o tym, czego doświadczyło u sióstr”. Kiedy wokół klasztoru robiło się gorąco i groziła mu rewizja, dziewczęta i kobiety o wyraźnie semickich rysach zakonnice ubierały w swoje habity.
Siostry przypominają także ks. Tadeusza Pudra, katolickiego kapłana o żydowskim pochodzeniu, który ubrany w habit franciszkanek, rękawiczki i ciemne okulary, przemycany był jako „nerwowo chora siostra, która potrzebuje spokoju”. Matusia organizowała, działała, pilnowała tysiąca spraw, była tytanem pracy, ale nigdy nie szczędziła czasu na modlitwę. Rankiem pierwsza była w kaplicy i ostatnia kładła się spać. Wiara w Opatrzność Bożą była jej podporą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.