Nikt nie zdoła do końca wyrazić, jak dalece Bóg jest Inny...
Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym (Mt 3,12).
Mesjasz, który nadejdzie, będzie jednak całkiem inny. Mimo to Jan ma rację głosząc, że Jego przyjście będzie punktem zwrotnym. Jan otrzymał taką misję od Boga. Lecz nie może wyobrazić sobie, na czym będzie polegało to wkroczenie Boga w historię. Odgadnięcie wyrazu oblicza Tego, który nadchodzi, nie leży w jego mocy. Na widok Chrystusa, zbliżającego się z prośbą o chrzest, Jana Chrzciciela ogarnia zdumienie: „Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: «To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?»” (Mt 3,13-14) U św. Mateusza między stwierdzeniem o ogniu tak gwałtownym, że nigdy nie gaśnie, i o tak skromnym pojawieniu się Jezusa znajduje się jedno tylko słowo, „wtedy”; tak jakby Ewangelista chciał podkreślić przeciwieństwo tych dwóch nastrojów. Przybycie Jezusa nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym. Chrystus przychodzi z Galilei: krainy pozbawionej specjalnego uroku, krainy, która współczesnym Jezusowi wydawała się pozbawiona znaczenia. Przychodzi jako człowiek o określonym obliczu, o popularnym imieniu Jezus. Nie ma w sobie nic z groźnego, niszczącego ognia.
Chociaż całkiem inny, Jezus jest przecież Tym, którego Jan rozpoznaje. Jest równocześnie Tym oczekiwanym i Innym, wywołującym zmieszanie. I zgodnie z całym Pismem, które przygotowuje Jego przyjście, Jezus spełnia podobną funkcję - wypełnienia, a także przekroczenia oczekiwań.
Janowi Jezus odpowiada: „Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe” (Mt 3,15). „Pozwól” - to słowo powróci później, jeszcze w tej samej Ewangelii, w przypowieści o dobrym ziarnie i chwastach (Mt 13,24-30), dokładnie po to, by zaznaczyć, że jeszcze nie nadeszła chwila oddzielania sprawiedliwych od grzeszników, wyrwania chwastu spośród dobrego zboża. Jezus nie przyszedł po to, by dzielić, lecz by trwać razem, solidarnie.
Chrzest Jezusa jest w pełni aktem solidarności z grzesznikami. Nie dlatego, by Jezus był grzeszny. Myśl, że Jezus byłby nam bliższy, gdyby tak jak my był grzesznikiem, może kryć w sobie wiele uroku. Lecz wystarczy chwilę się zastanowić, by dojść do wniosku, że tylko sytuacja odwrotna jest prawdziwa. Chrystus może solidarnie łączyć się z człowiekiem właśnie dlatego, że nie ma grzechu. Bo skoro grzech zawsze polega na przyznawaniu pierwszeństwa sobie, na odsuwaniu innych, a nawet Boga, to w grzechu nie może być solidarności.
Więcej na następnej stronie