Skarbiec wiary Kościoła jest ogromny. Są w nim “nova et vetera” - rzeczy nowe i stare. Te “stare” nie starzeją się nigdy. A “nowe” nie są nowe. Trzeba jedynie najdawniejszą tradycję Kościoła odczytywać na nowo.
11. Własnymi ścieżkami…
Nie tylko kot lubi chodzić własnymi ścieżkami. Człowiek także. Może to i dobrze, bo dzięki tym, co nie mogli usiedzieć w domu, odkryliśmy całą resztę świata: Kolumb też szukał własnej “ścieżki” do Indii. Ale szukanie własnych dróg nie zawsze popłaca. Jechałem kiedyś do Niemiec. Droga w Czechach prowadzi przez Pragę, którą chciałem ominąć. Nałożyłem kilkadziesiąt kilometrów, jechałem wiele godzin dłużej bocznymi drogami. Na ciągłym zatrzymywaniu się i pytaniu o drogę “zyskałem” zwiększone zużycie paliwa. Nigdy potem Pragi nie omijałem.
Oprócz dróg przez ziemię - i tych dosłownych, i tych rozumianych przenośnie, jest jeszcze droga do Boga. Każdy z nas ma własną, to prawda. Wystarczy poczytać życiorysy - i ludzi zwyczajnych, i ludzi wielkich, zwłaszcza świętych. Nie ma dwóch jednakowych. Ot, chociażby św. Teresa od Dzieciątka Jezus - zawsze chciała być blisko Jezusa, od dzieciństwa pragnęła wstąpić do karmelitańskiego klasztoru - wszystko to spełniło się w jej bardzo krótkim życiu. A całkiem inaczej wyglądało życie św. Jadwigi Śląskiej, bardzo wcześnie wydanej za mąż, dorastającej w obcym kraju, u boku niewiele starszego, a niełatwego z charakteru męża, księcia wrocławskiego. To odległe czasy. A z bliższch lat: św. Brat Albert. Artysta, powstaniec, a wreszcie opiekun i domownik bezdomnych. Albo bł. Edyta Stein - z pochodzenia Żydówka, z umysłu i zawodu - filozof. A w końcu katolicka zakonnica i męczennica Oświęcimia.
Każda z tych dróg inna. Na każdej z nich aktualny jest problem: którędy najbliżej do Boga? Albo inaczej: w którym miejscu swej drogi mogę spotkać Boga? Tak formułuje ten problem człowiek wierzący. Sądzę, że niewierzący o coś podobnego pyta, może nawet o to samo - choć innymi pojęciami i słowami. Chrześcijanin ma gotowy fundament odpowiedzi: to nie człowiek musi Boga szukać, to Bóg przyszedł do nas, stał się człowiekiem aż po doświadczenie śmierci. Ale w jaki sposób stanąć przy Nim? Przy Bogu-Człowieku?
Znałem kogoś, bardzo prawego, sumiennego, dobrego. Czy był wierzący? Był. Ale po swojemu. Nie rozmawialiśmy na tematy religijno-filozoficzne. Jakoś nigdy nie było ku temu sposobności. Ja, ksiądz - on, człowiek, który w kościele nie bywał. Zdawało się, że religia jest gdzieś poza zasięgiem jego może nawet świadomości. Kiedyś natknąłem się na niego wychodzącego z kościoła, przypadkowe spotkanie w odległym mieście. Speszył się. Chwila rozmowy “o pogodzie” i każdy z nas poszedł w swoją stronę. Gdy po jakimś czasie spotkaliśmy się znowu, wrócił do tamtego dnia. “Wiesz, mówił, zawsze mi się zdawało, że znajdę Go (najwyraźniej omijał słowo ‘Bóg’) żyjąc uczciwie, będąc dobrym dla wszystkich. Po latach widzę, że to za mało”.
I tak od słowa do słowa rozmowa zeszła na temat sakramentów. To właśnie sakramenty, znaki dane przez Jezusa Kościołowi, są nicią łączącą człowieka z Bogiem. Albo inaczej: są drogą najpierw od Boga do człowieka, aby zaraz potem stać się drogą człowieka ku Bogu. A zawsze pośrodku jest Jezus. Bóg ma bez liku innych dróg dotarcia do człowieka i przyprowadzenia człowieka do siebie. Sakramenty nie ograniczają Bożej miłości, Bożej mocy, Bożej łaski. Dlatego na pytanie o ludzi, którzy żyją bez chrztu nie dlatego, że nie chcą, lecz dlatego, że Ewangelia Jezusa jeszcze do nich nie dotarła, odpowiadamy: Bóg dotrze do nich inaczej. Bo Bóg nie stał się niewolnikiem sakramentów. Przez nie chce ułatwić ludziom kontakt ze sobą - ale nie zamyka przed samym sobą innych możliwości. Jeśli jednak przed nami zostały otwarte proste i sprawdzone, sakramentalne drogi ku Bogu, czy warto szukać własnych ścieżek? Nie warto. A na pewno warto pomagać innym sakramentalne drogi odnajdywać. Na tym przekonaniu opiera się zresztą misyjne posłannictwo Kościoła.
A jeśli ktoś sam rezygnuje z drogi sakramentalnej? Znam wielu takich - czy to odrzucających sakramentalną pokutę, czy nie doceniających (delikatnie mówię) Eucharystii, czy lekceważących sakramentalną wagę małżeństwa. Cóż, myślę, że ryzykują o wiele bardziej, niż ktoś wybierający drogę na skróty przez nieznany sobie kraj.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).