Jedno naprawisz, to drugie zepsujesz. Trzeba bardzo uważać.
Początek grudnia. Wojna na Ukrainie trwa. Negocjacje... Cóż, po raz kolejny boleśnie słuszna okazuje się diagnoza Jacka Kaczmarskiego z piosenki „Jałta”;
„Komu zależy na pokoju,
ten zawsze cofnie się przed gwałtem
Wygra kto się nie boi wojen
i tak rozumieć trzeba Jałtę”.
No, dziś już nie Jałtę, ale to, co dzieje się na linii USA – Rosja...
Zakończył swoją pierwszą zagraniczną podróż papież Leon XIV. Do w większości muzułmańskiej Turcji oraz do będącego religijnym i wyznaniowym tyglem Libanu (obszerną relację, wraz z dokumentacją, można znaleźć TUTAJ). Jak ważne jest kontynuowanie wysiłków na polu dialogu międzyreligijnego, by zmniejszać napięcia, pokazały dwa doniesienia z ostatnich godzin. Pierwsze to informacja o raporcie francuskich służb bezpieczeństwa wskazującym, że głównym celem dżihadystów są chrześcijanie. Druga, między innymi potwierdzająca te rewelacje, to świadectwo córki jednego z założycieli Hamasu. Ta informacja jest jednak w swoim wydźwięku znacznie bardziej optymistyczna: kobieta opowiada też, jak spotkała Chrystusa. Co ciekawe, Boża łaska zadziałała na nią przez sen, w którym miał On się jej ukazać. Charakterystyczne: o podobnych przypadkach można było usłyszeć już wielokrotnie. Pokazuje po raz kolejny, że Bóg niekoniecznie potrzebuje „zawodowych” ewangelizatorów, rozbudowanych struktur i planów...
Dla mnie najważniejszy był jednak wymiar ekumeniczny tej pielgrzymki. Spotkanie z okazji 1700 lecia pierwszego Soboru Nicejskiego, spotkania z prawosławnymi, z Kościołem Ormian. Coraz bardziej absurdalną wydaje mi się sytuacja, w której mimo upływu siedemdziesięciu lat od deklaracji papieża Pawła VI i patriarchy Atenagorasa uznającej dawne anatemy za odwołane i mimo popartych podpisaniem oficjalnych dokumentów ustaleniami teologów, że w chrystologii ze Starożytnymi Kościołami Wschodu (to między innymi Ormiański Kościół Apostolski) tak naprawdę się nie różnimy, ciągle jeszcze nie staliśmy się w sposób widzialny jednym Kościołem. Przypomnę: od deklaracji Jana Pawła II z „Ut unum sint”, że jest otwarty na dialog dotyczący rozumienia prymatu biskupa Rzymu, a to w zasadzie jedyna poważniejsza dzieląca nas dziś różnica, mija już 30 lat. Rozumiem, wiem czemu, ale dla mnie ta sytuacja naprawdę jest absurdalna...
A rozumiem i wiem, bo pamiętam pierwsze lata pontyfikatu Benedykta XVI. Wydawało się, że dialog dotyczący właśnie owego rozumienia prymatu papieskiego szybko – w parę lat – doprowadzi do osiągnięcia konsensusu. Niestety, na tle tarć między Kościołami prawosławnymi (poszło wtedy o status prawosławia w Estonii) wycofała się z dialogu Cerkiew rosyjska... Dziś, gdy doszły jeszcze tarcia dotyczące znacznie większego Kościoła prawosławnego na Ukrainie, prawosławie jest jeszcze bardziej poróżnione i zda się ledwie trzymać razem. Decyzja o przywróceniu jedności niewątpliwie stałaby się katalizatorem nowych podziałów... I wśród katolików i wśród prawosławnych nie brakuje tradycjonalistów, którzy każde pojednanie bez rzucenia drugiej strony na kolana uznaliby za zdradę. W prawosławiu, co świetnie wyjaśnia w wywiadzie dla KAI Patryk Panasiuk, prezes Fundacji Hagia Marina i doradca Egzarchy Patriarchy Konstantynopola w Kijowie, sytuacja jest jednak znacznie trudniejsza: w grę wchodzą rozgrywki Moskwy, która mogłaby taki krok wykorzystać w celu wzmacniania swojej pozycji jako jedynego prawdziwego Kościoła, pod skrzydła którego schronić się mogą wszyscy z dogadania się z katolikami niezadowoleni. Gdy do tego dodać, że część autokefalicznych Kościołów mniej lub bardziej w sporze z Konstantynopolem sprzyja Moskwie...
Tymczasem Moskwa popadła w herezję. Uważam, ze nawet gorzej: w bałwochwalstwo, bo czci nie Chrystusa, a państwo rosyjskie, ale o herezji mówił w Helsinkach jeden z biskupów Kościoła Prawosławnego Ukrainy, Eustraty, wzywając chrześcijańską społeczność do bardziej zdecydowanych działań. Chodzi oczywiście o ideologię „ruskiego mira”: Rosji, jako „Trzeciego Rzymu”, jedynej ostoi prawdziwego chrześcijaństwa. Od czasu wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie widać wyraźnie, że cerkiew rosyjska nie Bogu na pierwszym miejscu służy, ale imperialnym ambicjom Rosji. Z tej perspektywy przywrócenie jedności między katolikami a prawosławnymi byłoby dla torpedującej porozumienie Moskwy świetną okazją dla rozszerzenia swoich wpływów. Już dziś zresztą, wbrew prawosławnym zasadom, rozbudowuje swoje struktury w Afryce, kanonicznie należącej do Patriarchatu Aleksandryjskiego...
Tak, polityczne ambicje potrafiły i ciągle potrafią wiele dobra zniszczyć. Na szczęście jest Bóg. I jak z tymi nawróceniami muzułmanów, może nas któregoś dnia bardzo zaskoczyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Ogłosił 16 dokumentów, reformujących niemal całość życia Kościoła
Wyklucza ona subordynacjonistyczną interpretację monarchii Ojca.