Z mojego okna Watykanu to nie widać. Ani Wadowic, ani Krakowa... A przecież echo dociera.
I to od dawna. Od 33 lat. Przybiegł wtedy na plebanię Józek: „Proszę księdza, Wojtyła został papieżem”. Zgasiłem go jakimś słowem.
Na wszelki wypadek włączyłem radio (telewizora nie miałem; zresztą i tak nie był źródłem informacji). Szukam na krótkich falach jakiejś stacji. Padło słowo „Wojtyla”, spiker mówił nie wiem nawet w jakim języku. A potem tośmy już wiedzieli. Już od wtedy dla wszystkich był święty. Nie tylko z powodu tytułu „Ojciec Święty”. I choć nikt z moich parafian wtedy nic o nim nie wiedział, to jakiś – nazwałbym to – „kredyt świętości” został mu udzielony. I stał się ulubionym papieżem.
Ja wiele wcześniej miałem swoich ulubionych. Najbliżsi mi byli Jan XXIII i Pius X. Może dlatego, że najwięcej o nich wiedziałem. Ale i dlatego, że poza wszystkimi innymi powodami był ten najważniejszy – to byli po prostu ludzie bliscy ludziom. Wielcy ludzie bliscy zwykłym ludziom. Bo ta cecha wciąż okazuje się deficytowa w świecie i w Kościele. Jan XXIII został papieżem, gdy byłem licealistą. Co można było wtedy wiedzieć o papieżu w Polsce, w której informacja była dozowana, filtrowana i manipulowana przez komunistyczną władzę? A jednak coś wiedziałem. A Pius X już dawno był ogłoszony świętym. I wiedziałem, że to on obniżył granicę wieku Pierwszej Komunii św., co mnie bardzo cieszyło – bo Komunia była już wtedy moją organiczną potrzebą.
Innym papieżem, którego „poznałem” jeszcze jako ministrant, był Pius V. Tak, tak! Przecież w każdym mszale była uwaga „editus iussu Summi Pontificis Pii V” – „wydany z polecenia Najwyższego Kapłana Piusa V” (proste łacińskie zdania rozumiałem już jako czternastolatek). Nic o nim nie wiedziałem wtedy prócz tego, że każda liturgiczna księga i brewiarz naszego wikarego mają ten sam wpis. To musiał być nie byle jaki papież, skoro tyle ksiąg od niego bierze początek – myślałem. Gdzieś wyczytałem coś tam o Leonie Wielkim, też świętym. Papież epoki strasznych najazdów i wędrówek ludów. Imponowało mi to, że potrafił swoim autorytetem powstrzymać niszczycielskie zapędy Attyli. Tylko tyle wiedziałem.
Więcej, choć wciąż za mało, wiedzą dziś ludzie o Janie Pawle II – od tej niedzieli błogosławionym. Jego postać stała się symbolem – choć nie zawsze wiadomo czego. Jego życie znamy wyrywkowo. Jego duchowość powierzchownie. To prawda, ja o moich ulubionych papieżach wiedziałem mniej, dużo mniej. A przecież już wtedy, gdy byłem młokosem, oni coś dla mnie znaczyli. I może to jest najważniejsze – żeby ten ktoś dla mnie wiele znaczył. Dobrze, że od dziś Jan Paweł II będzie znaczył jeszcze więcej. Nie tylko dla mnie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.