publikacja 22.10.2025 11:19
Prawda bywa tak oczywista, że nieraz... przestaje się ją dostrzegać.
22 dzień października, liturgiczne wspomnienie świętego Jana Pawła II. Dla mnie świętego Jana Pawła Wielkiego. Radio Watykańskie przypomniało dziś nagranie homilii, którą wygłosił w dniu inauguracji swojego pontyfikatu. Znane? Nieznane? W moim przypadku w dużej mierze zapomniane. Pamiętałem jego wezwanie, by nie bać się otworzyć drzwi Chrystusowi; także drzwi systemów gospodarczych i politycznych. Jak nie pamiętać, skoro te jego słowa, jako aktywnemu uczestnikowi Ruchu Światło-Życie, były mi przez następnych kilka lat często przypominane? Także w wezwaniu związanej z oazą Krucjaty Wyzwolenia Człowieka czy w haśle roku 1980 (mój trzeci stopień i posługa animatora na stopniu pierwszym) „Ad Christum Redemptorem”... Z biegiem czasu w mojej pamięci wszystko to jednak przykrył jakiś kurz; wezwanie Jana Pawła stało się bardziej hasłem. Dziś, gdy po latach słuchałem znów tamtego przemówienia, wrócił dawny blask. Dlaczego to, co mówił wtedy święty Jan Paweł, jest dla mnie tak „blaskotwórcze”?
Drobiazgi. Z perspektywy wagi innych słów, drobiazgi. Ot, to, że mówiąc o wierze, mówi najpierw o spotkaniu Piotra z Chrystusem. O wyznaniu wtedy jeszcze Szymona, że Jezus jest Mesjaszem i odpowiedzi Jezusa, że teraz będzie Piotrem. To, że zwraca się do tych, którzy wierzą jako do tych, którzy mają szczęście. Niby nic wielkiego. Tyle że o takich drobiazgach, jako o czymś niby oczywistym, często się zapomina. Tak jak zapomina się np. o oczywistości, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, a akcentuje różne godności. Ale to właśnie takie drobiazgi sprawiają, że wiara w Chrystusa staje się czymś pięknym i cennym; znacznie bardziej wartościowym niż najcenniejsze skarby wystawione w muzealnych gablotach. Piękne i cenne, bo moje, bo opromieniające moje serce, bo mnie radośnie przemieniające.
Mam z nauczaniem Jana Pawła II ten sam kłopot, co z czytaniem Biblii: tyle tego, że nie potrafię ogarnąć. To zniechęcające. Często jednak, gdy wracam do Jego wypowiedzi, uderza mnie to jego ciągłe, proste wracanie do podstaw. Osobistej relacji z Bogiem, radości życia wiarą, chęci dzielenia się nią z innymi. Dwadzieścia lat po śmierci Jana Pawła myślę, że to właśnie takie podejście do wiary dawało mu (i daje wielu innym) odwagę do podejmowania dialogu z myślącymi inaczej czy do podejmowania, zawsze w duchu miłości, nie besztania, trudnych tematów. Myślę, że taka właśnie wiara czyni człowieka naprawdę otwartym. Bo nie nazywa otwartością ideologicznego zacietrzewienia, odrzucającego z poczuciem wyższości to, co uznaje za „zamknięte”...
Świat się zmienia. Polska też. Ale nie zmieniło się to, że wiara nie tyle jest przyjęciem prawd i zasad, co powiedzeniem Chrystusowi „tak”. A to coś więcej niż prawdy i zasady.
Jak powiew świeżości