Dziesięć dni w rękach Opatrzności

Anonsowani „goście” nie dali długo na siebie czekać. Zdążyliśmy jedynie bez paniki rozesłać dzieci z naszych szkół, by wracały do domów. Koło jedenastej zbrojni wchodzą do wsi. Jest ich z dwudziestu.

Reklama

Zapowiedziani negocjatorzy przyjeżdżają faktycznie wczesnym przedpołudniem – kilka białych toyot z ONZ pod ochroną niebieskich hełmów. Jadą prosto do mnie, do nowicjatu – faux pas, bo ja nie jestem tu władzą, ale skoro już tu są, to zdaję im relację z wydarzeń i podaję mój punkt widzenia. I trzeba jechać do Pani Mer. To co przekazuje im Rada Gminy jest spójne z moją wersją. Nasz wizja jest prosta: Ci ludzie pojawili się tu nieproszeni – niech wracają jak najszybciej tam skąd przyszli. Nikt ich tu nie potrzebuje. Gdyby to byli żołnierze FACA, żandarmeria czy Minusca, OK. Ale, ci to „niekonwencjonalne siły zbrojne”, jak ktoś to zgrabnie ujął, by nie powiedzieć tego, co faktycznie się  myśli: „banda najeźdźców”.

Jest czas, by się przyjrzeć delegacji. Na czele Minusca starszy Pan z Wybrzeża Kości Słoniowej o sfatygowanej posturze i na lekach. Towarzyszą mu dwaj młodzi cywilni funkcjonariusze od praw człowieka (jeden z nich jasny mulat ma muzułmańskie imię, ale twierdzi, że pochodzi z Jamajki). Obok nich wojskowi obserwatorzy, oficerowie z Tanzanii, Gwatemali i Rwandy. Wszystko co się mówi musi być przetłumaczone na francuski, ale i tak połowa z delegacji porozumiewa się tylko po angielsku… Dziwimy się po cichu tym oenzetowskim wyborom personelu. Jak tu sądzić, jeśli się nie rozumie co koło ciebie mówią? Inna smutna rzecz: Nie ma nikogo z lokalnych władz. Po Prefekcie, a tym bardziej po Podprefekcie ani śladu. Jedyni Środkowoafrykańczycy to dwóch z personelu WFP i OCHA. Obcokrajowcy zdają się być bardziej zainteresowani naszym problemem, niż sami władni z RŚA.

Idziemy na rozmowy do obozowiska pod mangowcami. Tam na czele grupy usadawia się nowoprzybyły tej nocy szef, który nadaje sobie stopień generała (znamienne dla afrykańskich rebeliantów – więcej w ich szeregach wysokich rangą oficerów, niż prostych żołnierzy). Będę go nazywał Szczęsny, bo to oddaje znaczenie jego arabskiego imienia. Urodzony w RŚA, mówi płynnie w sango. Okazuje się, że to nie będą negocjacje, ale jedynie sesja informacyjna dla zapoznania się z punktem widzenia obu stron.

Zbrojni mówią chętnie o sobie – dowiaduję się wielu nowych rzeczy on nich. Określają się jako MPC, czyli Środkowoafrykański Ruch Patriotyczny – frakcja wyrosła w 2015 z Seleka, która jednak odcięła się od opcji kontynuowania konfliktu. Oni dążą do pokoju i pojednania w kraju. Chwalą się, że od czasu ukonstytuowania się ich ruchu wyszli ze swą misją pacyfikacyjną od Kaga Bandoro (północne centrum RŚA – tam biskupem jest polski franciszkanin br. Tadeusz Kusy) i dotarli aż do Paoua. Wszędzie zaprowadzają bezpieczeństwo i wolność w przemieszczaniu się (Ludzie przybywający z tamtych ston mówią coś całkiem przeciwnego – łoją ich z pieniędzy na barierach i męczą swą upierdliwą obecnością). Później na internecie dokopuję się do manifestu fundacyjnego MPC – faktycznie piękne deklaracje na papierze.

Teraz właśnie podpisali porozumienie w Paoua z lokalną milicją RJ (Rewolucja dla Sprawiedliwości) będącą ramieniem zbrojnym wśród plemienia Kaba (a więc w większości nie-muzułmanów), faktycznie będącej na usługach kariery politycznej ich szefa, Armela Sayo. Ten przed dwoma laty wyszedł z lasu i dostał „na uspokojenie” tekę Ministra sportu i młodzieży w Rządzie Przejściowym. RJ dali się poznać jako chorągiewki zmieniające kierunek na wietrze – na początku sojusznicy Seleka, potem ich zażarci przeciwnicy, a teraz od nowa przyjaciele z MPC ex-seleka. Jedno jest pewne – Armel Sayo jest zajadłym wrogiem obalonego przez Seleka prezydenta Bozize, bo ten znowuż ma na sumieniu jego ojca i paru członków rodziny – prywata więc a nie pro publico bono. Teraz postanowili   fuzję, by utworzyć OPRJ (Organizację Patriotyczną dla Rewolucji Sprawiedliwości). A po co to wszystko? Bo wraz z wyborami i nową władzą będzie się decydowało o nowych obsadach stołków ministerialnych i o losie byłych bojowników. Pan Sayo chce więc pokazać, że jest ważnym aktorem sceny politycznej, bo kontroluje cały zachodni region graniczący z Czadem. Swoim ludziom chce przez to zapewnić statut kombatanta, a sobie nowy fotel w nowym rządzie. RJ dotarło aż do Ngaoundaye, a Ndim pozostało jedynym nie skonsumowanym jeszcze kąskiem po drodze - stąd ta inwazja. Ludzie przypominają sobie, że gdy Sayo jechał do Bangui na swój triumf obsady fotela ministerialnego, zatrzymał się w Ndim i robił mieszkańcom wymówki, że nie chcieli się do niego przyłączyć. Teraz przysłał „swe psy”, by położyć łapę na tym, co wydaje mu się do niego należeć…

Wyjaśnia się obecność wśród tych ewidentnie różniących się pod względem etnicznym nordystów jednego o „naszych” rysach i o chrześcijańskim imieniu. To komendant zony Pougol, z ramienia RJ. Siedzi sobie w prawdziwej ruskiej papaszce na głowie (35 stopni!) i większość czasu jest zajęty filmowaniem nas telefonem, przy czym kręci ręką niczym chłopiec bawiący się samolocikiem, co chwilę przybierając pozę na selfa… Budzi politowanie nawet u mych braci nowicjuszy, którzy później oglądając filmik rejestrujący rozmowy reagują zażenowani: „Kacper, daj spokój… wstydu oszczędź!”. Ja też, nieco na bezczelnego, robię dokumentację z rozmów tyle, że aparatem opartym dyskretnie na nodze.

Szef delegacji Minusca chce się upewnić, czy oni są z RŚA? Szczęsny odpowiada pytaniem na pytanie: „A czy obcokrajowcy mogliby domagać się swych praw w RŚA? Oczywiście, że nie. I tak jest też z nami w MPC. Wszyscy jesteśmy matrykulowani (zarejestrowani w armii)”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

TAGI| BOUAR , MISJE, RŚA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama