Anonsowani „goście” nie dali długo na siebie czekać. Zdążyliśmy jedynie bez paniki rozesłać dzieci z naszych szkół, by wracały do domów. Koło jedenastej zbrojni wchodzą do wsi. Jest ich z dwudziestu.
To tyle reportaż z trudnych początków Wielkiego Postu’16 w parafii Ndim. Chcę na koniec dać świadectwo Bogu i moim ludziom.
Polskie Siostry Bożej Opatrzności z Kamerunu, które przez cały ten czas czuwały nad nami w przyjaźni i solidarności na modlitwie, napisały mi: „To był palec Bożej Opatrzności, że zostałeś na miejscu”. Są specjalistkami w tej materii, więc wiedzą co mówią. Przyjmuję, z wdzięcznością w sercu, że Najwyższy zechciał się mną posłużyć, by okazać opiekę swemu ludowi. Niech we wszystkim będzie uwielbione imię Boga, który zbawia!
Jestem dumny z mych ludzi! Chwalę ich gdzie tylko mogę. Ileż to złego powiedziano o Kraju Serca Afryki donosząc o wojnie, śmierci i zniszczeniu. I to często była prawda, niestety. Nawet teraz, choć już po wyborach. gdy nadzieja na lepszą przyszłość zdaje się być w zasięgu ręki, w takim Bambari, mieście na południowym wschodzie RŚA, ludzie od nowa wzięli się za łby i polała się krew. Trzeba więc tym głośniej powiedzieć: Nie wszędzie tak jest. W regionie Ndim, na północnym zachodzie RCA, ludzie cały ten czas narodowego szaleństwa wytrwali przy użyciu zdrowego rozsądku i nie dali się ponieść złu. Szczególnie w tym ostatnim czasie próby wykazali się wielką dojrzałością. Stanowią przykład na istnienie kultury non-violence nawet w kraju pogrążonym w pożodze wojennej.
Daleko jeszcze do trwałego rozwiązania problemów. Nasi okupanci wycofali się wprawdzie, ale są niedaleko, w Pougol, wiosce o jakieś pięćdziesiąt kilometrów od nas i tam ludzie jęczą pod ich jarzmem. Tam widocznie nie ma żenującej obecności jakiegoś pyskatego białego, który by pomieszał im szyki…
Dżihadyści paraliżują nie tylko Bliski Wschód, ale i wielkie centra w Europie. Boko Haram sroży się nieopodal w państwach przylegających do Jeziora Czad, a muzułmańscy najemnicy dolewają oliwy do ognia w konfliktach od wschodu do zachodu strefy Sahelu, również w RŚA. To wszystko prawda nie do zbagatelizowania.
Ale jest też i inna, pozytywna strona tego samego medalu. Dotąd, gdy przejeżdżałem obok sadyby Mbororo ich dzieci wołały za mną „nasaraa!” i uciekały. Teraz, po tygodniu spędzonym przez nich w nowicjacie wołają za mną „Robertoo!” i z uśmiechem machają rączkami. Obok mężczyzn Mbororo nie mogę przejść obojętnie. Manifestują mi wielką życzliwość i radość ze spotkania. Pytają o radę w ich problemach.
Inny obrazek. Gdy Mbororo schronili się u nas, a było ich grubo ponad pięćdziesiąt osób, dałem im największą salę, jaką tu dysponujemy tzw. stary refektarz – na górce, w pobliżu naszej kaplicy postawionej w skałach. I w tamtym kącie organizowali sobie życie. Gdy my szliśmy na modlitwy, oni w tym samym czasie, też odprawiali swoje na placyku przed naszą kaplicą. Uświadomiłem sobie, że orientacja naszego prezbiterium odpowiada qibli, czyli kierunkowi modlitwy wyznawców islamu. My recytujemy nieszpory, a muzułmanie za naszymi plecami oddają swe ukłony w kierunku Mekki oddalonej o parę tysięcy kilometrów, pochylając się przy tym przed Najświętszym Sakramentem w tabernakulum o parę metrów przed nimi. Myślę, że Jezus miał nieźle się uśmiał na taki widok!
Nie wierzę w to, że nie da się żyć razem. Nawet jeśli poważnie się różnimy, możemy się wzajemnie szanować.
Dziękuję ogromnie tym wszystkim, którzy w tym ciężkim okresie wspierali nas przez modlitwę. Niech Miłosierny Pan wynagrodzi Was darem swego pokoju i przebaczenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.