Anonsowani „goście” nie dali długo na siebie czekać. Zdążyliśmy jedynie bez paniki rozesłać dzieci z naszych szkół, by wracały do domów. Koło jedenastej zbrojni wchodzą do wsi. Jest ich z dwudziestu.
Jeszcze nigdy w życiu tylu ludzi mnie nie pozdrawiało i nie dziękowało, jak owej środy 24.02.16. Nawet ci całkiem obcy, których twarzy dotąd nie kojarzyłem na mój widok podbiegało i ściskało mi dłoń oburącz. Zwłaszcza młodzi mnie zaskoczyli swą spontanicznością. Bywało z nami różnie. Jak się brali za burdy czy rabunek, nie szczędziłem im reprymendy. Bywali więc naburmuszeni. Teraz z szerokim uśmiechem na twarzy podbiegają, by podziękować i pochwalić nasz tandem stworzony z Panią Mer. Więcej, coraz częściej słyszę deklaracje: „ To ty jesteś naszym Podprefektem!”. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że taka interpretacja faktów nadająca mi prym w odniesionym sukcesie zatacza coraz szersze kręgi. Komu więc tylko mogę odpowiadam: „To ja wam gratuluję, bo to wy odnieśliście sukces. Nie daliście się sprowokować. Nie ulegliście pokusie konfrontacji i przelewu krwi. Wyprosiliście intruzów z domu i zarazem ręce macie czyste. Cóż pozostałoby z naszego gadania z Panią Mer, gdybyście nas nie posłuchali?”. W ciągu następnych dni otrzymuję pisemne lub ustne podziękowania napływające w imieniu mieszkańców okolicznych wiosek. Jakiś kogut znalazł się też w naszym kurniku… Ludzie umieją okazać wdzięczność!
Niewiele brakuje, a zacznę się czuć jak champion amerykańskiego kick-boxingu spijający aplauz z ust wielbicieli… Mój status brata mniejszego pomaga mi jednak zachować zdrowy dystans do tego, co powyżej nieskromnie opisałem. Za te pięćdziesiąt lat przeżytych „na tym łez padole” ludzie, a czasem i bracia, nieraz zdrowo przeczołgali mnie po ziemi. „Raz pod wozem, raz na woz-em” przerabiam to porzekadło na własny użytek i mam ku temu solidne racje, które się niebawem potwierdzą.
Tymczasem zajeżdża kolejny patrol Minusca. Mają rozkazy, by zorganizować ich instalację w Ndim – wielce pocieszająca wiadomość. Przybywają też delegacje różnych ONG ciekawe ubiegłych wydarzeń i obecnej sytuacji humanitarnej. Nie szczędzą dobrych słów i winszują. To dobrze, że się nami interesują. Pięć rodzin straciło dach nad głową. Niech rozmawiają więc z merostwem, w jaki sposób można pomóc pogorzelcom i jak odbudować spalone targowisko. Następnego dnia targ odbył się w innym miejscu, przy drodze – kłębowisko ludzkie nie do przejścia – nie da się tak dalej kontynuować. Nasz Caritas parafialny nie traci czasu. Przy wsparciu Sekretariatu Misyjnego z Krakowa kupujemy maty, koce i prześcieradła, by dać ludziom, którym pożar strawił dobytek.
Sugeruję Pani Mer, żeby kuła żelazo póki gorące. Teraz trzeba wykorzystać moment dla promocji regionu i zrobienia czegoś pożytecznego, skoro się nami interesują. Kobieta wyznaje, że bliska była zwątpienia, a owej ostatniej dramatycznej nocy po prostu uciekła do buszu. Ja zapowiadam, że należą jej się spodnie, bo wykazała się iście męską odwagą. Żarty żartami, ale za parę dni gdy emocje mijają zaczyna spoglądać na nas spod popiołów inna rzeczywistość.
Łaska pańska na pstrym koniu jeździ
Najpierw wracające w poniedziałek do szkoły dzieci przynoszą od strony wschodu wiadomość, że niedawno wybyli od nas okupanci odgrażają się, że wrócą by zabić mnie i jeszcze szefa tutejszej samoobrony. Mało prawdopodobne, ale nieprzyjemne. I w dodatku, komu zależy, by w tak podłej propagandzie posługiwać się dziećmi? Dociera też do mnie, że choć w ostatnim doświadczeniu losu ludzie wykazali się wielką solidarnością, to teraz w łonie samej rady gminy ujawniają się głębokie podziały, a Pani Mer jest kontestowana przez sporą część zarządu. Wyraźnie widać, że są tacy, którym jest nie w smak pokojowy obrót wydarzeń. Wychodzi powoli na jaw, iż parę co ambitniejszych osób aspirowało przy tej kryzysowej sytuacji do wyeksponowania swych osób i zasług, by zdyskredytować osobę Pani Mer - „ignorantki”, bo przecież mówiącej tylko w sango i legitymującej się jedynie paroma klasami szkoły.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.