Niedobór refleksji etycznej, nieuwzględnianie praw dziecka i ogromna manipulacja – w taki sposób abp Henryk Hoser ocenia toczoną w polskich mediach debatę wokół zapłodnienia in vitro.
Metoda nie leczy niepłodności lecz jest jednym ze sposobów na dzietność. I tyle. Więcej rodzice nie oczekują i poddają się wskazaniom medyków. Poddają się trudnej procedurze hyperstymulacji hormonalnej kobiety, przez co ona naprawdę jest w stanie daleko odbiegającym od normalnej fizjologii. Natomiast w stronę laboratoryjną rodzice nie wnikają lecz po prostu czekają na implantację embrionu i donoszenie go do czasu porodu. Niektórzy dokonujący takiego zapłodnienia mówią wprost, by „dać kobiecie prawo do ciąży i porodu”. Raptem to się okazuje czymś pożądanym, kiedy w wielu innych przypadkach jest to stan niepożądany: zwalcza się płodność, likwiduje zaistniałe ciąże. Jest czymś zupełnie szokującym, jak wspomniałem, że według statystyk Światowej Organizacji Zdrowia, rocznie dokonuje się na świecie ok. 60 mln aborcji. Moim zdaniem jest ich więcej, bo np. w Indiach czy Chinach dokonuje się eugenicznych zabiegów przerwania ciąży poprzez wewnątrzmaciczne ludobójstwo dziewczynek. A jednocześnie podejmuje się heroiczną walkę o dziecko w sytuacjach prawie beznadziejnych, kiedy „jest chciane”.
Czułość wobec cudu życia dzięki in vitro okazywana jest na tych samych łamach, na których promuje się „prawo do wyboru”...
– Tak, jednym z przykładów jest apelowanie o powszechny dostęp do antykoncepcji, która jest walką z płodnością a nie płodności rozpoznawaniem, płodności diagnozą. Czasami ta walka z płodnością trwa u kobiety 20 lat, a kiedy zbliża się do lat 40 a więc wchodzi w okres klimakterium gdy zdolności prokreacyjne ogromnie spadły lub wygasły wówczas trwają rozpaczliwe wysiłki, je reaktywować, za każdą cenę. I wtedy zapada decyzja o in vitro. Jednocześnie trwa finansowo wspierana walka o jak najszerszy dostęp do aborcji, a więc walka z dzietnością. Budujemy chore społeczeństwo schizofreniczne.
Zwraca Ksiądz Arcybiskup uwagę na edukację ale czy nie należałoby przemyśleć też kwestii języka i stylu, którym Kościół mówi o in vitro, zwłaszcza do ludzi rozważających takie zapłodnienie. Przecież klientami tych klinik są głównie katolicy i to nie tylko tacy, których niepłodność wynika ze stosowania antykoncepcji lecz z jakichś niedomogów w ich naturze. Jeśli po iluś latach starań decydują się na in vitro, odczuwając przy tym skrupuły moralne, i słyszą ze swojego Kościoła jedynie to, że dokonali wyrafinowanej aborcji...
– To jest bardzo ważny problem. Sformułowanie Rady Episkopatu ds. Rodziny z grudnia 2007 roku wywołało ogromne poruszenie i niezgodę na tego typu sformułowanie. Otóż, Jan Paweł II i dokumenty wydane za jego pontyfikatu definiują pojęcie aborcji. Na czym polega jej istota? Jest ona „niezależnie od tego, w jaki sposób zostaje dokonana, świadomym i bezpośrednim zabójstwem istoty ludzkiej w początkowym stadium jej życia, obejmującym okres między poczęciem a narodzeniem”. A więc okoliczności zewnętrzne: czy następuje to w okresie przedimplantacyjnym, czy też w okresie po implantacji lub podczas procedury in vitro – jest to w ocenie moralnej rzecz drugorzędna. W jednym i drugim przypadku można mówić o „świadomym i bezpośrednim zabójstwie istoty ludzkiej” – występuje tu podobieństwo z „klasyczną” aborcją.
Jaka jest różnica? Otóż, ci, którzy dokonują aborcji, bo nie chcą mieć dziecka, działają oczywiście z intencją by się go pozbyć przez jego likwidację. Natomiast ci, którzy chcą mieć dziecko zabijać oczywiście nie chcą. No ale ubocznym kosztem „otrzymania” tego jednego dziecka jest śmierć w podobny sposób poczętych innych dzieci w stadium embrionalnym, które zostaną uśmiercone. Większość embrionów ginie. Tak więc, oczywiście, różnica intencji jest. Uważam, że wina osobista kobiet, już pomijając mężczyzn i całego otoczenia, jest dużo mniejsza a czasem nawet jej nie ma, bo bywa nieświadoma, że takie są „koszta” tego dziecka. Natomiast ogromna odpowiedzialność spada na tych, którzy wspomniane procedury bezpośrednio wykonują. Oni doskonale wiedzą co robią, świetnie zdają sobie sprawę z tego, że część embrionów odrzucają, obserwując pod mikroskopem które z nich przestały wzrastać, bo po prostu znalazły się w warunkach niefizjologicznych i selekcjonują jeden czy dwa zarodki, które przeszczepiają. Z pozostałych część selekcjonują do zamrożenia a reszta jest wyrzucana. Ponadto nie wszystkie zamrożone embriony przeżyją, ale to już jest osobny rozdział.
Tak więc zarówno w przypadku aborcji jak i in vitro, pomimo różnić w intencjach, istota problemu jest ta sama. Trzeba przy tym pamiętać, że akt zabicia człowieka jest zawsze w ręku operatora: tego który wykonuje aborcję i dokonuje procedury in vitro. Oczywiście istnieją dziś także farmakologiczne środki aborcyjne, które kobieta zażywa wywołując aborcję a ów operator najwyżej kończy cały proceder. Istnieje jednak producent środków aborcyjnych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).