Po trzech dniach przygotowania w ośrodku w Rybakach przyszedł czas na świadectwa. Cisza jak makiem zasiał. Chętnych brak. Aż wreszcie zrywa się dziewczyna i mówi: – Przyjechałam, bo zapisała mnie mama. Chciałam jak najprędzej stąd wyjechać. A jednak wszystko się zmieniło.
Poświęcają swój czas dzieciom, gdyż wiedzą, że nie wystarczy kochać młodego człowieka. Trzeba tak go kochać, żeby on poczuł się kochany.
Mariusz w przerwie meczu zawarł z Panem Bogiem układ: „wygramy – pójdę na spotkanie”. I wygrali. Wtedy jeszcze nie wiedział, że właśnie trafiła mu się największa wygrana.
Już od pierwszej niedzieli Adwentu dzieci będą poznawać życie ich rówieśników w Papui Nowej Gwinei, a także przygotowywać się do jasełek misyjnych i kolędowania w okresie bożonarodzeniowym.
Wielu ich rówieśników uważa, że Kościół to są smęty. Tymczasem oni mówią, że Kościół jest radosny i piękny, a w ferie, zamiast na narty, jadą na KODA i KAMuzO. To rekolekcje, które oazowiczom kojarzą się z kursami dla elit.
Po milczącym obiedzie można było zobaczyć scenę, która jest spełnieniem marzeń każdej mamy: dzieci grzecznie odnosiły swoje talerze i szklanki do kuchni.
Na ulicach Monrovii, stolicy Liberii, do której udała się młodzież z Wrocławia, do dziś można spotkać ślady wojny domowej sprzed lat. Salezjańscy wolontariusze przez cały miesiąc pomagali w organizacji wakacyjnego obozu dla 400 liberyjskich dzieci.
Zamiast tortu był sękacz, a w miejsce piosenki „Sto lat” – dziękczynna adoracja Najświętszego Sakramentu. Podczas dwóch jubileuszowych obozów nie zabrakło tych, którzy 30 lat temu swoimi łzami podlewali tam drzewa.
O obozach ministranckich, przełamywaniu lenistwa i rekordach sportowych z ks. Jackiem Skorniewskim, diecezjalnym duszpasterzem Liturgicznej Służby Ołtarza, rozmawia Klaudia Cwołek.
Światło i życie – dwa słowa określają tę wspólnotę. Formacja ku dojrzałości chrześcijańskiej to główne zadanie oazy.
Można powiedzieć, że nabożeństwo do Matki Bożej Wspomożycielki sięga początków chrześcijaństwa.