Samotnik

Co go zgubiło? – To, że miałem mocną głowę i zawsze mogłem dużo wypić. Inni już zdrowo mieli w czubie, a on dopiero zaczynał się dobrze bawić. – Do pół litra nigdy we dwójkę nie siadałem. Musiał być litr. Fragment książki "Wyznania księży alkoholików" Stanisława Zasady wydanej nakładem wydawnictwa Znak.

Reklama

Ewangelizacja jest prosta. Wieczorem cała wioska gromadzi się na wiejskim placu. Ciemności rozświetlają rozpalone przed chatami ogniska. On tłumaczy podstawowe rzeczy: że jest Bóg, który stworzył świat i kocha wszystkich ludzi. Katechista (taki świecki pomocnik misjonarza) przekłada jego słowa na lokalny język.

Rano ojciec Mirosław jedzie do następnej wioski. Stara się być w każdej co dwa tygodnie. Wszędzie przyjmują go dobrze. W jednej szef wioski mówi mu: – Jedyna krzywda, jaka może ciebie u nas spotkać, to poparzone ręce od gorącego jedzenia.

W każdej chacie obrazek Jana Pawła II. Papież odwiedził Senegal parę lat wcześniej i miejscowi oszaleli na jego punkcie. W jednej wiosce wizerunek Jana Pawła miał nawet muzułmanin – był szefem wioski.

Gdy dowiedzieli się, że ojciec Mirosław jest z Polski, zaczęli nazywać go bratem Papieża.

– Nawet podobny jesteś do niego – mówili. (Każdy biały wydawał im się taki sam).

– Papież wszystko załatwiał – wspomina. – Już wtedy uważali go za świętego.

Raz odprawiał pasterkę pod gołym niebem. Zastanawiał się, co ma powiedzieć w kazaniu analfabetom. Rozpoczął: „Przysyła mnie do was Papież, żebym opowiedział wam o narodzeniu Boga”.

– Wszyscy byli wniebowzięci, że przyjechałem specjalnie do buszu, żeby się z nimi spotkać – wspomina. – Atmosfera była niepowtarzalna.

Nie tylko ewangelizuje. Czasem bierze udział w wioskowych świętach. Afrykańczycy są gościnni: częstują winem palmowym i lokalnym piwem. Pije na umór. Widzi podziw w oczach tubylców. „Silny człowiek” – zdają się mówić.

– Sam mogłem wypić tyle co cała wioska – przyznaje.

Za winem palmowym i tamtejszym piwem nie przepada. Miejscowi sklepikarze przemycają mu wódkę z sąsiedniej Gwinei. Czasem, gdy chce się napić porządnego alkoholu, wymyśla jakiś powód i jedzie do miasta, do siedziby misji. W mieście może kupić lepsze piwo, whisky. Dla miejscowych prawie nieosiągalne z powodu cen. Dla niego, białego misjonarza, tanie jak barszcz.

Najgorsza jest pora deszczowa. Nie jeździ wtedy do buszu, bo drogi nieprzejezdne. Siedzi na misji i nudzi się. Z nudów więcej pije. Czasem na misji jest sam, bo współbracia wyjechali na urlopy.

– Wtedy była katastrofa – mówi. – Nie miałem żadnych hamulców.

 

W klasztornej piwnicy

Mówi, że gdyby nie został księdzem, też byłby alkoholikiem. Ma brata – założył rodzinę i też pił.

– Dla dzieci mogło nie być w domu cukierków, ale wódka zawsze musiała być – opowiada o bracie.

Mirek też pił od wczesnej młodości. Gdy dostał wypłatę na kolei, mógł wypić litr czystej wódki i nie był pijany. Może tylko podpity. Gdy poszedł do zakonu, popijał po cichu. W seminarium legalnie pić nie było wolno. Ale ci, którzy lubili wypić, zawsze znaleźli sposób.

Raz włamał się z kolegą do klasztornej piwnicy. Ojcowie trzymali tam wino i mocniejsze trunki na specjalne okazje.

Innym razem któryś z kleryków przywiózł spirytus. Rozcieńczyli go wodą z kranu. Wszyscy się pochorowali.

Kiedyś, był już księdzem, odwiedził go kolega. Chciał mu zrobić niespodziankę i przyniósł pół litra. – Byłem na niego wściekły – opowiada. – Dla mnie pół litra na dwóch to było nic.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama