Brat Damian Wojciechowski SJ o misjach w Kirgistanie.
Na czym polega powołanie misjonarza, który jest bratem zakonnym? Jak rozmawiać o Jezusie Chrystusie z koczownikami? Opowiada o tym jezuita brat Damian Wojciechowski, który spędził 20 lat na misjach w Kirgistanie. Ten piękny górzysty kraj w Azji Środkowej odwiedza ostatnio coraz więcej Polaków.
Joanna Operacz (KAI): Jak jest po kirgisku „jezuita”?
Brat Damian Wojciechowski SJ: - Nie ma jeszcze takiego słowa w języku kirgiskim. Nie ma nawet słowa „Msza” ani zwrotu „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!”. Ale na przykład „Jezus” po kirgisku to Isa, a „kościół” – czirko.
To jak rozmawiacie i modlicie się z ludźmi w Kirgistanie?
- Zasadniczo po rosyjsku – jak w wielu krajach azjatyckich, które powstały po rozpadzie ZSRR. Ja byłem w mojej wspólnocie jedynym, który nauczył się języka kirgiskiego.
Co jezuici robią w tym dalekim kraju, w większości muzułmańskim?
- Główna praca to duszpasterstwo wśród nielicznych, rozproszonych po całym kraju, katolików, i działalność charytatywna i edukacyjna. W miarę możliwości zajmują się też ewangelizacją.
Coraz więcej Polaków wybiera ten rejon w Azji Środkowej jako cel wypraw turystycznych. Co ich tam przyciąga?
- Przede wszystkim przepiękne góry, które zajmują ponad dziewięćdziesiąt procent terytorium kraju, i dzika przyroda. Kirgistan to jeszcze nadal nie kraj „all inclusive”. To obok Mongolii ostatnie miejsce na ziemi, gdzie można zobaczyć autentyczne życie koczowników.
W Kirgistanie można uprawiać himalaizm: Pik Pobiedy ma 7439 m n.p.m., Pik Lenina 7134 m, a Chan Tengri 7010 m. Setki szczytów o wysokości 4000-5000 m czekają jeszcze na swoich zdobywców. Niektóre z nich to wyzwanie dla najlepszych alpinistów, którzy są w stanie spędzić na pionowej ścianie po kilka dni. Do tego jest wiele miejsc, gdzie można zajmować się wspinaczką skałkową. I oczywiście setki tras na mniej lub bardziej wymagający trekking.
Kirgistan odwiedza co roku coraz więcej turystów, a Polacy faktycznie są wśród nich jedną z największych grup. Nasi rodacy najczęściej wybierają wędrówki po górach, wyprawy konne lub podróżowanie po bezdrożach wynajętym jeepem.
Brat też uprawia turystykę, którą można chyba nazwać ekstremalną, i kręci filmy na ten temat. Czy stąd wziął się pomysł na Kirgistan?
- Nie, do Kirgistanu zostałem skierowany przez przełożonych. A ponieważ jest tam tyle gór, chętnie się zgodziłem.
Niedawno ukazało się drugie wydanie albumu o Kirgistanie autorstwa brata.
- Wielu znajomych, którzy widzieli moje zdjęcia, prosiło, żeby podzielić się z nimi informacjami o tym niezwykłym miejscu. Mogę się pochwalić, że ta publikacja to, jak do tej pory, jedyny na świecie album fotograficzny o górach Kirgistanu oraz historii i kulturze zamieszkujących go narodów. Przygotowałem go też trochę jak przewodnik, np. omówiłem poszczególne pasma górskie, zaznaczając ich zalety w różnych rodzajach turystyki, i dodałem mapki i różne praktyczne informacje dla tych, którzy chcieliby się tam wybrać.
Co brat robił w Kirgistanie?
- Pracowałem w więzieniach i domach opieki. Pomagałem przy zakładaniu parafii w Dżalalabadzie i Oszu. Zajmowałem się sprawami finansowymi, prawnymi i budowlanymi, np. byłem ekonomem administratury apostolskiej Kirgistanu. Odpowiadałem też za budowę i organizację Dziecięcego Ośrodka Wypoczynkowo-Rehabilitacyjnego nad jeziorem Issyk-kul. Ten ośrodek to największe dzieło Kościoła katolickiego w Kirgistanie. Przyjmujemy tam dzieci niepełnosprawne, sieroty, dzieci z biednych rodzin. Dochód ze sprzedaży mojej książki jest przeznaczony na wsparcie tego miejsca.
Jaki jest Kościół katolicki w Kirgistanie?
- Malutki, jeden z najmniejszych na świecie. To kilkuset katolików w niewielkich, kilkudziesięcioosobowych wspólnotach rozsianych po całym kraju.
W tym momencie oprócz siedmiu moich współbraci jezuitów w Kirgistanie pracuje jeszcze trzech księży diecezjalnych, w tym dwóch z Polski (w sumie to czterech Polaków), i siedem sióstr – franciszkanek i misjonarek miłości, z których jedna to Polka.
Jesteśmy uzależnieni od pomocy finansowej z zagranicy. Oprócz duszpasterstwa Kościół jest bardzo zaangażowany, na miarę swoich możliwości, w pracę charytatywną i edukacyjną, której adresatami są zasadniczo muzułmanie. Zasada współpracy jest prosta: my szanujemy to, że są muzułmanami, a oni to, że jesteśmy chrześcijanami. I to dobrze funkcjonuje. Dla nich to zazwyczaj jest pierwszy kontakt z Kościołem.
I jak się układają relacje z wyznawcami islamu?
- Oficjalnie poprawnie. W kontaktach z ludźmi jest zazwyczaj normalnie; czasami bardziej wojowniczy są młodzi, świeżo nawróceni na islam. Ale to są tylko utarczki słowne. Dialog teologiczny nie ma większego sensu – to zabawa dla europejskich intelektualistów.
Czy Kirgizi chcą słuchać o Jezusie Chrystusie?
- Tak, ale trzeba umieć im o Nim opowiadać. To nie jest proste, ponieważ żyją w zupełnie innej kulturze, która ma niewiele wspólnego z chrześcijaństwem. Trzeba się nauczyć przekazywać im prawdy Ewangelii w prosty, życiowy sposób.
Czy są nawrócenia?
- Tak, ale głównie na protestantyzm. Nasz Kościół jest jednak ciągle zbyt hermetyczny i nastawiony na ludzi z bliskiego kręgu kulturowego.
Na czym polega inność mieszkańców Kirgistanu?
- Kirgistan to mieszanka kultur i cywilizacji. Mamy tam około 20 głównych narodowości, choć samych Kirgizów jest obecnie 75 procent.
Kirgizi to naród turecki pod względem języka, ale mongolski, jeśli chodzi o rasę. Jeszcze niedawno wszyscy byli koczownikami, pasterzami i żyli w jurtach. Islam przyjęli gdzieś około XV-XVI wieku i to w wersji sufickiej, ale wiele ich zwyczajów ma korzenie animistyczne, których mimo upomnień mułłów nie chcą porzucić. Na przykład budują wystawne grobowce na cmentarzach, co według islamu jest absolutnie zabronione. W sztuce i kulturze silne są też wpływy indoirańskie, ale zasadniczo to kultura ludów tureckich i np. tańce są identyczne jak w dalekiej Jakucji. Silne są oczywiście wpływy arabskie, ale także chińskie, tureckie czy koreańskie.
Oczywiście poprzez przynależność do Rosji i ZSRR do dzisiaj mocno dominuje rosyjski język (zna go większość mieszkańców) i rosyjskie zwyczaje. Poprzez Rosję zbliżyli się do Europy, a teraz bardzo imponuje im zachodni, szczególnie amerykański, styl życia. Tak więc Kirgistan to prawdziwy cywilizacyjny kogel-mogel.
W Kirgizji bardzo silna jest rodzina – inaczej niż w Europie. Ma to jednak plusy i minusy. Minusem jest na przykład to, że przyjście do Kościoła jest trudne, bo cała rodzina będzie temu przeciwna. Często chrześcijanami zostają ludzie, którzy mieli ciężkie doświadczenia w życiu, w tym związane z rodziną.
Jakie jest powołanie misjonarza, który jest bratem zakonnym? Chyba nawet w takim katolickim kraju jak Polska nie wszyscy rozumieją, kim jest zakonnik, który nie jest kapłanem?
- Rzeczywiście, w Polsce ludzie często nie są pewni, kim jest brat zakonny. Często identyfikują nas jako zakonników, którzy nie mogą odprawiać Mszy świętej. Równie dobrze można by powiedzieć o świeckim, że to katolik, który nie może spowiadać.
Na misjach brat zakonny ma wielkie pole do działania, szczególnie na tych terenach, gdzie katolików jest niewielu. W takich krajach czasami ważniejsze jest posiadanie prawa jazdy niż święceń kapłańskich – nie ma dla kogo odprawiać Mszy, a do ludzi, do których Bóg nas posyła, trzeba jakoś dotrzeć. Trzeba budować kościoły, naprawiać samochody i zajmować się pracą organizacyjną, charytatywną i edukacyjną.
W tym wszystkim święcenia niewiele pomagają, a nawet czasami przeszkadzają. Nasi księża mają w trakcie formacji głowy nabijane teologią, przyzwyczaili się skupiać na liturgii i bardzo trudno im wyjść ze swojego katolickiego czy polskiego świata. Czują się mniej potrzebni, kiedy nie mogą odprawiać Mszy i nabożeństw. Czasami próbują siedzieć w kruchcie kościoła i czekać, aż ktoś do nich przyjdzie, a tak się na misjach nie da. Tam nikt nie zgłosi się do kancelarii parafialnej w sprawie ślubu czy pogrzebu. Trzeba być ciągle na zewnątrz, wśród ludzi.
Ewangelizacja ma niewiele wspólnego z katechizacją, której uczą w seminarium. Trzeba umieć przełożyć na prosty język i pojęcia miejscowych ludzi prawdy Ewangelii. Klerykalizm w takim wypadku to śmierć.
Rozmawiała Joanna Operacz
Album „Gdzie góry dotykają nieba” można kupić na stronie wydawnictwa Rhetos https://rhetos.istore.pl/pl/p/Kirgistan.-Gdzie-gory-dotykaja-nieba-Damian-Wojciechowski-SJ/23072096
***
Brat Damian Wojciechowski (ur. 1968 r.) – jezuita, misjonarz w krajach byłego ZSRR, dziennikarz, reżyser, fotograf, przewodnik wysokogórski. Pracował w TVP, Radiu Watykańskim i założonym przez siebie studiu filmowym w Nowosybirsku. W latach 2004-2024 mieszkał w Kirgistanie. Obecnie pracuje w Ignacjańskim Centrum Formacji Duchowej w Gdyni.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To znamienne: nie ma wśród przykazań dekalogu przykazania „pracuj”. Jest „odpocznij”.
Urząd ten zajmuje się m.in. organizacją papieskich audiencji.
„Dostrzeżono elementy, interpretowane jako mogące mieć charakter antysemicki”.