Bywa...

Jest radość zdobycia Rysów i radość z założenia skarpetek. Radość przejechania rowerem stu kilometrów i radość samodzielnego przygotowania śniadania.

Plany. Długo- i krótkoterminowe. Któż ich nie ma. Zwłaszcza w wakacje. Gdy w powtarzalność rytmu dnia udaje się wprowadzić na kilka dni nowe elementy. Jeśli nie wyjazd do kurortu to przynajmniej wyjście do lasu, na plażę, odwiedziny znajomych, czy – tak po prostu – dłużej pospać. Z reguły udaje się nam ten wakacyjny plan zrealizować. Choć bywa…

Dziecko dostanie biegunki, ktoś złamie rękę, innego chwyci – w ułamku sekundy – rwa kulszowa i wszystkie plany „biorą w łeb”. Im jesteśmy starsi, tym częściej. O ile rano planowaliśmy na przykład wyprawę rowerową, o dziesiątej sukcesem może być założenie skarpetek. Zajmująca kilkanaście minut czynność rozciąga się w czasie na dwie, trzy godziny. Oczywiście możemy się wkurzać, denerwować, pomstować na świat i życie, tyle… że to niczego nie zmieni.

Dobry moment, by spojrzeć na codzienność w perspektywie ewangelicznej. Nie od strony zadaniowości. Czyli tego, w jaki sposób powinniśmy zaangażować się w ewangelizację, parafię, dzieła miłosierdzia, dawanie świadectwa. Ewangelia to także dźwiganie krzyża i dopełnianie – jak chce Święty Paweł – udręk w Ciele Chrystusa. O czym łatwo się mówi i czyta (tym łatwiej im zdrowsze kości), gorzej w praktyce. U kogo w takich sytuacjach nie odezwał się cierpiętnik, ręka do góry. Skwaszona mina i żal do całego świata. Do siebie także. Trochę jak w Psalmie: „czekałem na współczucie, lecz nikt się nie zjawił i na pocieszycieli, lecz ich nie znalazłem”  (Ps 69). I jak zżymamy się słysząc wygłaszane z łatwością słowa pocieszenia, tak chcielibyśmy tym razem, by ktoś zatrzymał się, pogłaskał po głowie i powiedział: „biedactwo”. Owszem, przypominamy sobie w takich okolicznościach o świętych, ofiarujących swoje cierpienia za Kościół, o pokój lub czyjeś nawrócenie, ale będąc ciągle w sytuacji pijących mleko zamiast pokarmu stałego, szczyty duchowego rozwoju zostawiamy dla innych. Być może w obawie, że akceptacja, umiejętność ofiarowania, przyjęcie danego krzyża, może odebrać życiu radość i smak.

W tym momencie przypominam sobie trochę zabawną historię sprzed lat. Wyjechaliśmy na wakacje z grupą dzieci niepełnosprawnych. Jedno z nich, autyzm, cierpiało także na inne przypadłości. Skutkiem czego…

Jest Msza święta. Liturgia Słowa. Nagle zgromadzeni słyszą śpiew: kupkę zrobiłem, kupkę zrobiłem…

Zatem jest radość zdobycia Rysów i radość z założenia skarpetek. Radość przejechania rowerem stu kilometrów i radość samodzielnego przygotowania śniadania. Radość odwiedzin osoby samotnej i chorej i radość bycia odwiedzonym. Gdy na przykład niespodziewany gość zagra na gitarze jedną z twoich ulubionych piosenek.

Być może bywa i tak, że Pan Bóg celowo odbiera nam wielkie radości po to, byśmy odkryli małe. Choćby za cenę zmagania się z bólem, przyjętym i ofiarowanym. Gdy uda się ostatnie, radość jest podwójna. Chociaż w dalszym ciągu trudno wstać z łóżka czy podnieść się z krzesła.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11