Zgrzeszyłem, czyli byłem jak mały łobuziak niegrzeczny? Błąd. To nie taki kaliber.
Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 1846-1851
Ostatnie dwa odcinki cyklu jakby odbiegały od zasadniczego tematu cyklu. Było o rodzącej odpowiedzialność wolności wyboru, były o ogólnych zasadach dotyczących tego, kiedy wybór jest dobry kiedy zły (materia czynu, intencje, okoliczności). Potem dygresja o moralności ludzkich uczuć, a potem o sumieniu, które nie jest sądem uczuć właśnie, ale rozumu. A te dwa ostatnie odcinki – o dobru. O cnotach ludzkich, o cnotach Bożych, o działaniu w człowieku łaski. A zło, grzech i jego rozróżnianie? O tym trochę dziś. Trochę, żeby nie przemęczać :)
Dość znamienne, że kiedy w Katechizmie Kościoła Katolickiego pojawia się temat grzechu, zaczyna go przypomnienie prawdy, że został on przez Chrystusa pokonany. Zaczynanie od końca? Nie. Bardzo mądre postawienie sprawy. Bo chyba źle by było, gdybyśmy na naszą rzeczywistość patrzyli bez tej radosnej nadziei, że choć grzech, zło, faktycznie istnieją, to ich destrukcyjna moc została stępiona, a rany przez nie zadane mogą być uleczone. Jednak – jak przypomniano zaraz w KKK – „Bóg stworzył cię bez ciebie, ale nie zbawia cię bez ciebie. Przyjęcie Jego miłosierdzia wymaga od nas uznania naszych win” (1847). A punkt dalej: „Aby (...) łaska mogła dokonać swego dzieła, musi ujawnić nasz grzech w celu nawrócenia naszego serca i udzielenia nam sprawiedliwości wiodącej do życia wiecznego przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego” (1848).
Bardzo ważne. To nie jest tak, że można zło lekceważyć. Uspokajanie, że nic się nie dzieje, że Bóg kocha i wszystko jest w porządku – jak to nieraz można dziś usłyszeć – ma sens tylko wtedy, gdy człowiek w sobie ten grzech dostrzega; gdy zwraca się do Boga uznając winę i pragnie wrócić na drogę dobra – przypomniano w KKK. Gdzie nie ma uznania winy uspokajanie, że Bóg kocha, więc nie ma się czym przejmować jest wprowadzaniem ludzi na prostą drogę prowadzącą do... piekła. Tak, bo to nawrócenie, przynajmniej chęć nawrócenia daje odpuszczenie grzechu, nie zuchwałe uznanie, że mogę robić co chcę, a Bóg i tak wszystko mi wybaczy.
Czym właściwie jest grzech? „Grzech jest wykroczeniem przeciw rozumowi, prawdzie, prawemu sumieniu; jest brakiem prawdziwej miłości względem Boga i bliźniego z powodu niewłaściwego przywiązania do pewnych dóbr. Rani on naturę człowieka i godzi w ludzką solidarność. Został określony jako słowo, czyn lub pragnienie przeciwne prawu wiecznemu” – czytamy w KKK 1849. „Jest obrazą Boga (...) przeciwstawia się miłości Boga do nas i odwraca od Niego nasze serca. Jest on, podobnie jak grzech pierworodny, nieposłuszeństwem, buntem przeciw Bogu spowodowanym wolą stania się jak Bóg, w poznawaniu i określaniu dobra i zła. Grzech jest więc miłością siebie, posuniętą aż do pogardy Boga" – czytamy w kolejnym punkcie KKK , gdzie dodano jeszcze: „Wskutek tego pysznego wywyższania siebie grzech jest całkowitym przeciwieństwem posłuszeństwa Jezusa, który dokonał zbawienia.
Trochę to skomplikowane, prawda? Bo poruszono tu jednocześnie sporo tematów. Całkiem ciekawe jest stwierdzenie, że grzech to działanie przeciwko rozumowi, prawdzie i prawemu sumieniu. To wyraz przekonania, że grzech jest czymś, co jest głęboką obrazą człowieczeństwa grzeszącego, przeciwne jego rozumności i wolności. Że gdyby człowiek kierował się choćby zasadą „nie czyń drugiemu co tobie niemiłe” mógłby grzechu uniknąć.
Jako że jestem człowiekiem lubiący proste wskazania podoba mi się też stwierdzenie, że grzech jest brakiem prawdziwej miłości Boga czy bliźniego. Tak, grzech to decyzja, że chcę zła. Ale najtrafniejszym wydaje mi się określenie, że „grzech jest (...) miłością siebie, posuniętą aż do pogardy Boga”. To dokładnie to, o czym czytamy na kartach Księgi Rodzaju, gdy Adam i Ewa zrywają owoc z zakazanego drzewa: ich nieposłuszeństwo bierze się z braku zaufania do Boga. Myślą, że On przed nimi coś ważnego i pięknego ukrywa, ale oni się mądrzejsi zrobią po swojemu i dowiedzą się o co chodzi.
Jak nie zauważyć też, że ta ostatnia definicja nad wyraz trafnie opisuje to, co dziś dzieje się w świecie? Jasne, gorliwie wierzącym też zdarza się upadać. Nie zawsze „niechcący”, czasem też wynika to z lekceważenia Boga, powiedzenia sobie, że skorzystam z okazji, a potem jakoś się ułoży. To bardzo niedobrze. Jednocześnie jednak nie może nie dostrzec, jak trafnie definicja ta charakteryzuje postawę dzisiejszego świata wobec Boga. Świat nie żałuje, nie zamierza się nawrócić. Jest przekonany, że wie lepiej. Że Bóg i Jego jasne prawo się nie liczą, że Stwórca i Odkupiciel powinien się dostosować do naszych oczekiwań. I za dobre uznać to, co my chcemy, żeby było dobre.
To – jak napisałem wcześniej – prosta droga do piekła. Nikt oczywiście nie może zabraniać Bogu okazywać miłosierdzie komu i kiedy chce. To Jego sprawa i Jego prawo. Ale nam, wierzącym, nie wolno uspokajać siebie i innych, że możemy trwać w grzechu, bo Bóg jest dobry i i tak nam wybaczy. Taka zuchwałość może źle się skończyć. Zresztą... Czy ktoś, kto uważa, że wie lepiej od Boga w rządzącym się prawami Bożymi niebie mógłby być szczęśliwy?
Na tym pytaniu na dziś poprzestańmy. Trzeba oczywiście koniecznie napisać jeszcze o zróżnicowaniu grzechów, o ciężarze materii, o świadomości, dobrowolności czynów i paru innych. Ale to byłoby za dużo jak na jeden raz. O tym więc już w następnym odcinku. Ostatecznie ciepło jest i nie ma co się czytaniem długich elaboratów przemęczać :)
Na następnej stronie - przypomnienie nauki zawartej w Katechizmie Kościoła Katolickiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).