Otrzymać dar? Żadna zasługa. Trzeba zrobić z niego sensowny użytek.
Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 1812-1832
Cnota to coś takiego co pozwala człowiekowi bez większego wysiłku, często wręcz odruchowo, czynić dobro. No dobra, nie coś takiego, ale pewna dyspozycja, zdolność :-). Cnoty ludzkie – do których zaliczamy cztery kardynalne z wszystkimi im pokrewnymi – wypracowuje w sobie człowiek sam. Oczywiście współdziałając z Bożą łaską. O tym mowa była w poprzednim odcinku naszych minikorepetycji. Istnieją jednak cnoty, których źródłem nie jest człowiek i jego wysiłki, a wszczepiający je w człowieka Bóg. To wiara, nadzieja i miłość. Cnoty teologalne. A prościej – Boże. W takim sensie że pochodzą od Boga, ale i odnoszą się do Boga.
Powiedzieć że wiara jest łaską to truizm. W praktyce często jednak o tym zapominamy. Albo – w innych wypadkach – znaczenie tej prawdy przeakcentowujemy. Zapominamy, gdy oburzamy się na niewiarę. Przeakcentowujemy, gdy brak wiary u ochrzczonego sprowadzamy do braku łaski Bożej. Analogicznie bywa z patrzeniem na nadzieję i miłość. A to nie tak. Cnoty te wszczepione są wierzącemu przez Boga, to prawda. Pozwalają na prowadzenie życia wiary i według wiary. „Kształtują, pobudzają i charakteryzują działanie moralne chrześcijanina (Katechizm Kościoła Katolickiego 1813), kształtują i ożywiają więc także ludzkie cnoty. Na pewno jednak, jak każdy dar, mogą zostać zmarnowane. Ochrzczony raczej nie powinien się tłumaczyć, że Bóg mu ich poskąpił, bo przecież otrzymał je. Na chrzcie na pewno. Człowiek po prostu musi z tymi darami współpracować. Inaczej, jak nie podlewana i nie chroniona przed niebezpieczeństwami roślina – obumrą. Przynajmniej po ludzku rzecz biorąc...
Na ich temat cnót teologalnych i szerzej – Bożych darów – można oczywiście pisać całe elaboraty, ale pozostańmy przy krótkich, katechizmowych definicjach. „Wiara jest cnotą teologalną, dzięki której wierzymy w Boga i w to wszystko, co On nam powiedział i objawił, a co Kościół święty podaje nam do wierzenia, ponieważ Bóg jest samą prawdą. Przez wiarę człowiek z wolnej woli cały powierza się Bogu” – czytamy w KKK 1814. Oczywiście wymaga współpracy ze strony człowieka, który nie tylko powinien zachowywać wiarę (między innymi przez pogłębianie wiedzy religijnej) i nią żyć, ale też swoim słowem i życiem przyczyniać się do jej rozgłaszania po całym świecie.
„Nadzieja jest cnotą teologalną, dzięki której pragniemy jako naszego szczęścia Królestwa niebieskiego i życia wiecznego, pokładając ufność w obietnicach Chrystusa i opierając się nie na naszych siłach, ale na pomocy łaski Ducha Świętego – czytamy z kolei w KKK 1817. Warto zauważyć, że to w sumie odpowiedź na pragnienie szczęścia, jakie Bóg złożył w sercu każdego człowieka. Nadzieja pozwala wychylić się w przyszłość i cieszyć się już dziś tym co dopiero nadejdzie - szczęśliwą wiecznością.
A miłość? Definicja katechizmowa jest prosta. To „cnota teologalna, dzięki której miłujemy Boga nade wszystko dla Niego samego, a naszych bliźnich jak siebie samych ze względu na miłość Boga” – czytamy w KKK 1822. Wiadomo, że w niej streszczają się też wszystkie przykazania, że powinna przenikać całe ludzkie działanie. I że pozwala zrzucić łańcuchy niewolnika, którego dobro uwiera, a wybierać to dobro radośnie i ochoczo. W tym miejscu kładę już jednak palec na ustach i zakazuję palcom dalej na ten temat stukać :-). Mowa i pisanie są srebrem, ale sensowniej nieraz wybrać złoto milczenia. Przecież o realizacji miłości nieraz jeszcze w dalszych odcinkach tego cyklu można będzie przeczytać.
Po co, gdy mowa o podstawach moralności, o człowieku i jego godności mowa o cnotach teologalnych? Ano żeby uzmysłowić, że człowiek nimi się kierujący na pewno postępuje dobrze. Gdy jest ich za mało, coś w życiu religijnym szwankuje. A za dużo? Hm.. Zdrowej wiary, nadziei i miłości nigdy dosyć, ale można wypaczyć ich sens zamieniając wiarę w Boga czy pokładaną w Nim nadzieje w zuchwałość wystawiającą Boga na próbę, a miłość w nie mającą z nią wiele wspólnego mdłą pobłażliwość.
Autorzy Katechizmu Kościoła katolickiego w tym miejscu wspominają jeszcze o innych Bożych darach. Najpierw o darach Ducha Świętego. Mądrości, rozumu, rady, męstwa, umiejętności, pobożności i bojaźni Bożej. Wiadomo, że nie wyczerpuje to całego spektrum darów, jakich może Duch udzielać Kościołowi i wierzącemu dla dobra Kościoła. W kontekście prawdy o Bogu obdarzającym człowieka łaską pomagającą mu żyć zgodnie z wolą Bożą nie sposób o nich nie wspomnieć.
Następnie znajdujemy w katechizmie przypomnienie dotyczące tzw. owoców Ducha Świętego. Nazywa się je „doskonałościami, które kształtuje w nas Duch Święty jako pierwociny wiecznej chwały”. I wymienia dwanaście z nich: miłość, wesele (radość), pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wspaniałomyślność, łaskawość, wierność, skromność, wstrzemięźliwość, czystość”. Nie miejsce tutaj pisać o nich szerzej – zainteresowanych odsyłam do poleconych niżej cyklów – ale nie można też w tym miejscu ich pominąć. Podobnie jak w wypadu cnót teologalnych i tu trzeba powiedzieć: posiadanie któregoś z tych darów albo obecność w życiu człowieka takich owoców świadczy, że człowiek, przynajmniej w tym wąskim wymiarze, kroczy dobrą drogą.
Jak to ujęto w Katechizmie Kościoła Katolickiego? Patrz na następnej stronie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.