Jeśli nie ja, to kto zrobi za mnie? Samo się nie zrobi.
Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 1897-1927
Zasada uczestnictwa i zasada pomocniczości – dwa filary chrześcijańskiego spojrzenia na relacje człowieka i społeczeństwa. O tym mowa była w poprzednim odcinku naszego cyklu o moralności. Prawda, nie wydaje się, by miało to wielkie znaczenie dla oceny konkretnych ludzkich zachowań. Jest jednak o tyle ważne, że sytuuje człowieka w środowisku, w którym każdemu z nas przychodzi żyć. I ludzkie działanie – lub jego brak – ukazuje nie w perspektywie człowieka – samotnej wyspy, mierzącej się z wymaganiami jakie stawia mu otoczenie, ale pokazuje, że on też na to otoczenie może i powinien mieć wpływ. Dziś natomiast trochę bardziej konkretnie. O władzy, dobru wspólnym oraz odpowiedzialność i uczestnictwie. Niekoniecznie w tej kolejności.
Przeciw dyktatowi równiejszych
Po co człowiekowi społeczność, a zwłaszcza zorganizowanie się w struktury państwa? Jak to wyjaśniono w poprzednim odcinku, dla mnożenia dobra z korzyścią dla wszystkich. Czyli chodzi o tak zwane dobro wspólne. To suma „warunków życia społecznego, jakie bądź zrzeszeniom, bądź poszczególnym członkom społeczeństwa pozwalają osiągnąć pełniej i łatwiej własną doskonałość” – czytamy w KKK (1906).
Co wchodzi w jego skład? Dobro to zakłada – po pierwsze – „poszanowanie osoby jako takiej” (KKK 1907). Czyli poszanowanie dla ludzkich praw. Konkretnie? Tak pisał o nich Jan Paweł II w encyklice Centesimus annus:
"Wśród zasadniczych należy przede wszystkim wymienić prawo do życia, którego integralną częścią jest prawo do wzrastania pod sercem matki od chwili poczęcia; prawo do życia w zjednoczonej wewnętrznie rodzinie i w środowisku moralnym sprzyjającym rozwojowi osobowości; prawo do rozwijania własnej inteligencji i wolności w poszukiwaniu i poznawaniu prawdy; prawo do uczestniczenia w pracy dla doskonalenia dóbr ziemi i zdobycia środków utrzymania dla siebie i swych bliskich; prawo do swobodnego założenia rodziny oraz przyjęcia i wychowania dzieci, dzięki odpowiedzialnemu realizowaniu własnej płciowości. Źródłem i syntezą tych praw jest w pewnym sensie wolność religijna, rozumiana jako prawo do życia w prawdzie własnej wiary i zgodnie z transcendentną godnością własnej osoby" (CA 47).
Drugim elementem dobra wspólnego jest coś, co można by nazwać dobrobytem społecznym. Chodzi o takie ułożeni spraw, by każdy miał to, czego potrzebuje do godnego życia: wyżywienie, odzież, opiekę zdrowotną, pracę, wychowanie i kulturę, odpowiednią informację, prawo do założenia rodziny i temu podobne (KKK1908). A ewentualne spory w tym względzie między różnymi grupami powinna rozstrzygać prawowita władza.
Trzecim elementem dobra wspólnego jest pokój. Czyli trwałość i bezpieczeństwo sprawiedliwego porządku. Społeczność, kierowana przez władzę, ma prawo bronić pokoju. Zarówno przed burzącymi pokój członkami tejże społeczności (stąd potrzeba istnienia policji) jak i przed wrogami z zewnątrz (stąd prawo do posiadania wojska).
Trzeba podkreślić raz jeszcze: dobro wspólne jest zawsze ukierunkowane na rozwój osób: „od... porządku (osób) winien być uzależniony porządek rzeczy, a nie na odwrót” (KKK 1912).
Ty też weź się do pracy
Wiele lat temu, gdzieś na czterdziestym metrze chłodni kominowej, na zwisających wzdłuż niej linach. Ja na swojej pierwszej tego typu pracy, kolega ma którejś z kolei. Nie szło mi za dobrze. Jeszcze nie bardzo umiałem opanować manewrowanie różnymi elementami przywiązanego do ławeczki sprzętu, o sposobie na wychylanie się o wiele dalej niż zasięg ramion już nie mówiąc. Kolega bez gadania malował także te elementy, które wedle sprawiedliwego podziału na pół powinienem pomalować ja. Dla wspólnego dobra, jakim było w tym wypadku szybkie skończenie pracy. Nie z każdym jednak tak się pracowało. Bywali tacy, którzy nie patrząc na nic robili tylko dokładnie tyle, ile mieli. Nie bacząc, że ten w pracy słabszy całą ekipę opóźnia i że można by dla wspólnej korzyści mu pomóc. Tak już bywa. Także w życiu społecznym. Są tacy, którzy dadzą ile potrafią, są tacy, którzy tylko tyle, ile trzeba, ale są niestety i tacy – któż takich sytuacji nie zna – którzy zawsze będą się oglądać na innych, by zrobili za nich.
To oczywiste dla każdego, kto ma choćby elementarne poczucie sprawiedliwości: korzystając z dóbr, jakie niesie życie społeczne, człowiek powinien też uczestniczyć w rozwoju dobra wspólnego. Podstawą jest podjęcie zadań, za które ponosi się osobistą odpowiedzialność. To troska o rodzinę i wychowanie dzieci oraz sumienne wykonywanie swoich obowiązków zawodowych. Dobrze jednak, jeśli obywatele biorą też udział w życiu publicznym – w różnych stowarzyszeniach: religijnych, kulturalnych sportowych, społecznych i innych, a także w życiu politycznym. Wydaje się, że minimum tego zaangażowania w warunkach państwa demokratycznego to branie udziału w wyborach. Ostatecznie od ich wyników sporo zależy. „Oszustwo i różne wykręty, przez które niektórzy uchylają się od przestrzegania prawa i przepisów odnoszących się do obowiązków społecznych, powinny być zdecydowanie potępione jako niezgodne z wymaganiami sprawiedliwości – przypomniano w KKK (1916). Można nie zgadzać się z podziałem obciążeń i przywilejów w społeczeństwie, można dążyć do zmiany prawa, ale uchylanie się od swoich obowiązków wobec społeczeństwa jest przeciwne społecznej sprawiedliwości. Ważne przypomnienie. Zwłaszcza dla tych, którzy chcieliby jak najwięcej korzystać, ale oburzają się, że cokolwiek musza dać. I zawsze im obowiązków za dużo.
Na władze nie poradzę
Oczywistym wydaje się, że jeśli społeczność ma skutecznie zabezpieczać dobra jednostki, a jednocześnie nie pozwolić, by uchylała się ona od obowiązków wobec społeczności, potrzeba odpowiedniej władzy. Władzy czyli „upoważnienia, na mocy którego osoby lub instytucje nadają prawa i wydają polecenia ludziom oraz oczekują z ich strony posłuszeństwa” (KKK 1897).
Forma ustroju z perspektywy moralnej nie ma większego znaczenia. Byle władza „dążyła do uprawnionego dobra wspólnoty, która te ustroje przyjmuje” (KKK 1901). Ważne: dobro wspólnoty i przyjęcie jej przez wspólnotę. Nie są ustrojami do przyjęcia te, które tych wartości nie chronią. „Których natura jest sprzeczna z prawem naturalnym, porządkiem publicznym i podstawowymi prawami osób” (KKK 1901). Totalitaryzm odpada więc już w przedbiegach.
Władza ma swoją podstawę w ludzkiej naturze (KKK 1898), pochodzi od Boga (KKK 1899), a sprawującym ją należy się uznanie, szacunek, oraz – stosownie do zasług – wdzięczność i życzliwość (KKK 1900). Brzmi czołobitnie, ale to nie do końca tak. Nauczanie moralne Kościoła stawia w tym miejscu sprawującym władzę bardzo ważny warunek:
„Władza jest sprawowana w sposób prawowity tylko wtedy, gdy troszczy się o dobro wspólne danej społeczności i jeśli do jego osiągnięcia używa środków moralnie dozwolonych. Jeśli sprawujący władzę ustanawiają niesprawiedliwe prawa lub podejmują działania sprzeczne z porządkiem moralnym, to rozporządzenia te nie obowiązują w sumieniu. Wtedy władza przestaje być władzą, a zaczyna się bezprawie (KKK 1903).
Władza musi po prostu odwoływać się do porządku ustanowionego przez Boga. „O tyle prawo ludzkie ma istotne znamiona prawa, o ile jest zgodne z prawym rozumem. Wówczas jest jasne, że pochodzi od prawa wiecznego. O ile zaś nie jest zgodne z rozumem, nazywa się prawem niegodziwym. W takim bowiem przypadku nie ma istotnych przymiotów prawa, ale jest raczej jakąś formą przemocy” – tłumaczył niegdyś św. Tomasz z Akwinu, a passus z jego dzieł przytoczyli autorzy katechizmu (1902) .
Władza nie musi więc wierzyć w Boga. Ale nie może stanowić praw sprzecznych z tym prawem, które Bóg wszczepił w każdego człowieka, a które każdy odczytuje prawym rozumem w głębi swojego sumienia. Łamiąc to prawo staje się uzurpatorem. A żeby zabezpieczyć władzę przed taką możliwością teologowie wskazują na potrzebę praworządności: „by każda władza była równoważona przez inne władze i inne zakresy kompetencji, które by ją utrzymywały we właściwych granicach (KKK 1904).
Na następnej stronie - jak to ujęto w Katechizmie Kościoła Katolickiego
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.