Zdecydować się na śmierć można z różnych motywów. I to od nich zależy czy dany czyn jest bohaterstwem czy tchórzostwem. Albo i aktem terroru.
Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 2280-2283
Życie jest darem Boga, On daje, On może zabrać, nikt inny. To prawda leżąca u podstaw przykazania „nie zabijaj”. Nie ma od tej zasady wyjątków. Zarówno gdy chodzi o życie nienarodzonych, jak i wtedy, gdy chodzi o życie osób schorowanych czy osłabionych wiekiem. Nie jest nią nawet obrona konieczna, powodująca śmierć napastnika, choć Kościół się na nią zgadza. Takie działanie nie jest bowiem wyjątkiem od przykazania „Nie zabijaj”, ale sytuacją, w której mając na szali dwa życia – agresora i jego potencjalnej ofiary – wybieramy życie osoby niewinnej; nie ma tu prawa do zabijania, ale prawo do bronienia siebie czy innej, niewinnej osoby. To pokrótce tematyka poprzednich artykułów cyklu. Dziś o kolejnej sprawie, dla której niektórzy chcieliby robić wyjątek od piątego przykazania: o samobójstwie.
W teologii moralnej sprawa postawiona jest konsekwentnie: skoro życie jest Bożym darem i tylko Jemu wolno człowiekowi życie odebrać, to nie wolno także człowiekowi decydować się na samobójstwo. „Każdy jest odpowiedzialny przed Bogiem za swoje życie, które od Niego otrzymał – czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego 2280 - Bóg pozostaje najwyższym Panem życia. Jesteśmy obowiązani przyjąć je z wdzięcznością i chronić je ze względu na Jego cześć i dla zbawienia naszych dusz. Jesteśmy zarządcami, a nie właścicielami życia, które Bóg nam powierzył. Nie rozporządzamy nim”. Wszystko jasne: choć to moje życie, to nie jestem jego właścicielem, a zarządcą tego otrzymanego od Boga dobra; nie mnie decydować, kiedy mam przenosić się do wieczności. Z jednym ważnym rozróżnieniem.
Chodzi o oddanie życia czy poważne narażenie go dla ratowania innych. Albo też o męczeństwo za wiarę, o którym szerzej mowa będzie przy okazji omawiania ósmego przykazania. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” – mówił Jezus. Ofiarowanie swojego życia dla ratowania innych to największy dar, który można ofiarować bliźniemu (w przypadku męczeństwa za wiarę Bogu oczywiście). Święty Maksymilian Maria Kolbe, decydujący się za innego więźnia pójść do głodowego bunkra, żołnierz decydujący się na pewną śmierć dla osłonienia odwrotu swoich towarzyszy, strażak, rzucający się w ogień dla ratowania uwięzionej w płonącym budynku rodziny czy pielęgniarka, decydująca się na pracę w jednoimiennym szpitalu podczas epidemii nie są samobójcami. Nie działają z zamiarem pozbawienia siebie samych życia, ale widząc, że nie ma innego, lepszego wyjścia, decydują się na poświęcenie własnego dla ratowania życia innych. Życie za życie. Intencja, jaka towarzyszy ich działaniu sprawia, że nie widzimy w nich samobójców, ale bohaterów albo nawet i świętych. A ich czyn nazywamy nie samobójstwem, ale złożeniem swojego życia w ofierze dla innych. Ostatecznie – to też istotne – to nie oni sami podnoszą na siebie rękę, ale zabija ich żywioł albo inni, źli ludzie. Oni sami, gdyby nie okoliczności, chcieliby swoje życie zachować...
Wracając do samobójstwa... Zawsze stoi ono w głębokiej sprzeczności z dobrze rozumianą miłością własną. Nie tylko sprzeciwia się zwykłemu instynktowi, który każe nam chronić życie i na ile się da je przedłużać, ale też stoi w jakieś sprzeczności z Bożymi planami wobec człowieka. No bo jeśli Bóg pozwala człowiekowi żyć, nie zabiera go z tego świata, to wypadałoby nie przekreślać Bożych planów względem siebie. Z tego też względu samobójstwo jest wyrazem braku zaufania i miłości do Boga. Można oczywiście prosić Go o śmierć, tak jak prosi się o inne ważne dla człowieka sprawy, ale wtedy to Jemu zostawia się jednak decyzję.
Samobójstwo jest też „zniewagą miłości bliźniego, ponieważ w sposób nieuzasadniony zrywa więzy solidarności ze społecznością rodzinną, narodową i ludzką, wobec których mamy zobowiązania” (KKK 2281). A jak bardzo....
Każdy, w kogo otoczeniu zdarzyło się samobójstwo rozumie, w czym rzecz. To pytanie dlaczego, poczucie winy, czasem pretensje do całego świata... Dla bliskich, ale i dalszych to chyba rana większa, niż każda inna śmierć. Trudno zapomnieć rozmowy z tymi, którzy czynili sobie wyrzuty, że może mogli pomóc, ale nie zauważyli (choć czasem ledwie samobójcę poznali i o przyjaźni jeszcze nie było mowy). Jeszcze trudniej zapomnieć milczenie tych, którzy mogli rozmawiać, ale z powodu samobójstwa bliskiej osoby zbuntowani wobec świata i Boga zdecydowali się obrazić i milczeć... Czyjeś samobójstwo to dla otoczenia zawsze wielka, przeogromna tragedia. A chyba najgorsza, gdy samobójca oskarża: że winien jego czynu jest ten lub tamten. To straszna krzywda, jaką wyrządza się tak oskarżonemu.
Istnieją oczywiście sytuacje, w których ktoś tak znęca się nad swoją ofiarą – niekoniecznie fizycznie, ale też psychicznie – że można mówić o odpowiedzialności osoby, która swoim działaniem doprowadził do tego, że ktoś targnął się na swoje życie. W takich oskarżeniach trzeba jednak zachować daleko idącą powściągliwość. Decyzję o wyborze śmierci dokonuje przecież zawsze samobójca, nie ten, który o skłonienie do takiego czynu jest oskarżany. Generalnie nikt nie powinien być oskarżany za decyzje podjęte przez kogoś innego. Zwłaszcza, że w grę wchodzą nieraz sprawy tak obiektywnie błahe, jak zawiedziona miłość.
Warto zauważyć, że zdarza się, i to wcale nie tak rzadko, że ktoś stosuje groźbę popełnienia samobójstwa by wymóc na innych postępowanie wedle swojej woli. Bywa tak też w układach partnerskich: „jeśli mnie zostawisz, zabiję się”. Użycie takiego szantażu powinno skutkować natychmiastowym zostawieniem takiej osoby, bo znaczy to, iż ów ktoś nie dojrzał do partnerskiego związku, jakim jest małżeństwo. Nie mówiąc już o tym, do jakich szantażów będzie się w dalszym życiu posuwał, by postawić na swoim: „piję bo ty...”, „biorę narkotyki , bo ty” itd. itp. Osoba, która w okresie chodzenia ze sobą czy nawet narzeczeństwa stwierdza, że jednak nie chce małżeństwa z tym konkretnym człowiekiem nie jest winna temu, że z tego powodu popełnia on samobójstwo. To trzeba powiedzieć z całą stanowczością: takiemu szantażowi nie tylko nie można, ale i nie wolno ulegać.
Z tego samego powodu trzeba przy okazji też jasno powiedzieć: nie jest winny śmierci osób trzecich ktoś, kto nie ulega szantażowi terrorysty grożącego zabiciem ich, gdy nie spełni się jego żądania. Nikt nie może odpowiadać za decyzje, które podejmuje ktoś inny. Obwinianie np. ofiar porwań albo władz, które nie spełniły żądań terrorystów nie ma sensu, choć stosujący takie metody chcieliby tak sprawę przedstawić. Ale to oni podejmują decyzję o zabiciu niewinnych, nie ci, którzy nie godzą się na ich żądania.
Warto w tym miejscu może byłoby też wspomnieć tzw. samobójstwie rozszerzonym”, kiedy samobójca zabija nie tylko siebie, ale i innych (głośna parę lat temu sprawa samobójstwa polegającego na rozbiciu samolotu pasażerskiego), ale tu raczej nikt nad samobójcą się nie użala. Autorzy Katechizmu zwrócili jednak uwagę na inny problem związany z samobójstwem. Popełniania go „z zamiarem dania przykładu”. W tym wypadku dochodzi jeszcze dodatkowy ciężar tego czynu, jakim jest zgorszenie dane innym, zwłaszcza osobom młodym. Wydaje się, że warto z tej perspektywy ocenić także różne akty samospalenia, w których chodzi o zwrócenie uwagi na taki czy inny ważny problem. Nie oceniając tego, który takiego czynu się dopuścił – wiadomo, różne rzeczy w ludzkiej głowie mogą się dziać – trzeba jasno powiedzieć, że błędem jest pochwalanie takiego kroku, twierdzenie, ze to dobra metoda walki o prawa, czyli de facto także namawianie innych, by poszli tą samą drogą. To działanie idące stanowczo za daleko, bo naruszające jednak Boże prawo. A człowiek martwy niczego już nie zrobi dla sprawy, o która niby walczy.
Autorzy Katechizmu zwrócili tez jednak uwagę na okoliczności, które mogą zmniejszyć winę samobójcy. Podkreślmy: owe okoliczności zmniejszają ciężar winy, czasem może nawet redukują ją do zera, ale nie sprawiają, ze samobójstwo staje się czymś dobrym. To na przykład ciężkie zaburzenia psychiczne. Wiadomo, grzech ciężki popełnia człowiek, który łamie Boże prawo w ważnej sprawie w pełni świadomie i dobrowolnie. Trudno jednoznacznie ocenić świadomość i dobrowolność osoby z problemami psychicznymi, ale na szczęście nie musimy robić tego ani my ani żaden spowiednik, ale zrobi to na sądzie wszystko wiedzący Bóg. Zmniejszać winę może też – jak napisano w KKK 2282 – „obawa przed próbą, cierpieniem lub torturami”. W pierwszych dwóch wypadkach to na przykład sytuacja człowieka nieuleczalnie chorego. Nie wolno pomagać w samobójstwie, nie wolno wspierać eutanazji, ale sąd co do świadomości i dobrowolności czynu przerażonego cierpieniem człowieka, który bojąc się ich popełnia samobójstwo, należy do wszystkowiedzącego Boga. W trzecim wypadku, w wypadku zagrożenia torturami...
Różnie być może. Tortury bywają stosowane „tylko” dla znęcania się nad ofiarą, ale i dla wydobycia zeznań, które skażą na wielkie cierpienia czy śmierć innych. Wybrać śmierć, by nie pozwolić się oprawcy dłużej nad sobą znęcać może być wyborem mniejszego zła. Z cała pewnością może jednak tak być, gdy chodzi o ochronę bliskich, przyjaciół czy towarzyszy walki. Zdecydowanie się na samobójstwo trzeba wtedy widzieć jako rodzaj obrony koniecznej, w którym wybiera się własną śmierć dla ratowania innych.
Wspomniane wyżej różne okoliczności, jakie towarzyszą decyzji o samobójstwie sprawiają, że Kościół uczy, iż „nie powinno się tracić nadziei dotyczącej wiecznego zbawienia osób, które odebrały sobie życie” (KKK 2283). Nigdy nie wiemy, co działo się w głowie tego, kto popełnił samobójstwo. Rozwój psychologii uzmysłowił nam, że tego rodzaju decyzjom często towarzyszy czy może towarzyszyć stan, w którym człowiek ma mocno ograniczoną świadomość albo i dobrowolność tego, co robi.
Choć obiektywnie robi głupstwo, subiektywnie może czuć się w sytuacji bez innego wyjścia. Dlatego Kościół jednoznacznie potępiając samobójstwo nie potępia samobójców. Przypomina też, że „Bóg, w sobie wiadomy sposób, może dać im możliwość zbawiennego żalu” (KKK 2283). Między szóstym piętrem bloku a płytami chodnikowymi można jeszcze być nań wystarczająco dużo czasu. Zwłaszcza że przed śmiercią wszystko podobno toczy się dziwnie powoli. Dlatego Kościół nie wyrokuje, iż samobójca popełnił grzech ciężki i poszedł do piekła, a „modli się za ludzi, którzy odebrali sobie życie” (KKK 2283).
Na następnej stronie – jak to ujęto w Katechizmie Kościoła Katolickiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.