Kiedy człowiek mówi, że chce umrzeć, rewolwer do ręki daje mu tylko podły tchórz.
Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 2279-2279
„Zabójstwo niechciane, pośrednie, zazwyczaj wymaga dla oceny moralnej dokładniejszego rozeznania. Natomiast to bezpośrednie, zamierzone (czyli też świadome i dobrowolne) jest zawsze grzechem ciężkim. Nic go nie usprawiedliwia. Ani „względy eugeniczne ani higiena społeczna” – napisałem dwa odcinki temu. W poprzednim mowa była o aborcji oraz majstrowaniu przy poczęciu. Dziś o eutanazji.
Mówi się czasem o niej, że to zadanie śmierci z litości. I coś w tym jest. Tyle że, jak pokazuje praktyka, nie jest to litość wobec chorego, ale wobec otoczenia chorego; często litość wobec siebie samego. „Bo nie mogę już patrzyć na jego cierpienie”. I nawet kiedy nieraz sam chory prosi o śmierć, okazuje się, że to tak naprawdę wołanie o pomoc. Pomoc w uczynieniu jego bolesnego życia sensownym. Tymczasem tam, gdzie eutanazja jest dopuszczalna, otoczenie zamiast szukać sensu, szukać miłości, łatwo godzi się na śmierć chorego czy starego, jakby się już zużył i przestał być dla kogokolwiek istotny. I nieważne, czy cierpi fizyczny ból, czy jest to ból duszy. „Nie potrafimy ci pomóc” – czasem nawet nie rodziny, a lekarza – wystarczy, by zgodzić się, że jego życie niewarte jest życia. Podobnie też nieważne jest nawet, czy ten ktoś naprawdę chce śmierci. Kiedyś napomknął, że chciałby, otoczenie nie przyjmuje do wiadomości, że mógłby się z tej deklaracji wycofać. Zresztą...
Czy opiekując się kimś ciężko chorym trudno podziałać tak, że będzie prosił, by go raczej zabić? Wystarczy opóźniać podawanie przeciwbólowego leku, rzucić parę gorzkich słów przy przewijaniu czy obcesowo potraktować przy karmieniu.... Naprawdę potrzeba bardzo niewiele. Tymczasem – jak przypominają autorzy Katechizmu Kościoła katolickiego (2276) „osoby, których sprawność życiowa jest ograniczona lub osłabiona, domagają się szczególnego szacunku”. Bo szczególnie łatwo je dotknąć, zranić, upokorzyć tak, że woleliby raczej umrzeć niż to złe traktowanie przeżywać. Dlatego „chorzy lub upośledzeni powinni być wspierani, by mogli prowadzić, w takiej mierze, w jakiej to możliwe, normalne życie” (KKK 2276). I to powinno być celem działań wobec cierpiących, nie arbitralne decydowanie, czy jego życie ma sens, czy go nie ma, czy ma żyć, czy lepiej go uśmiercić.
Kościół uczy więc, że „eutanazja bezpośrednia, niezależnie od motywów i środków”, a polegająca na położeniu kresu życiu osób upośledzonych, chorych lub umierających, „jest moralnie niedopuszczalna”. Zwróćmy uwagę: bezpośrednia, czyli chodzi o działanie lub jego zaniechanie, powodujące śmierć. Nie znaczy to, że zawsze trzeba robić wszystko, co tylko możliwe by życie człowieka przedłużać. Ale „działanie lub zaniechanie działania, które samo w sobie lub w zamierzeniu zadaje śmierć, by zlikwidować ból, stanowi zabójstwo głęboko sprzeczne z godnością osoby ludzkiej i z poszanowaniem Boga żywego, jej Stwórcy. Błąd w ocenie, w który można popaść w dobrej wierze, nie zmienia natury tego zbrodniczego czynu, który zawsze należy potępić i wykluczyć” (KKK 2277). Tylko Bóg daje życie i tylko Bóg może je odebrać. Człowiekowi nic do tego, niezależnie od powodów, dla których chciałby życie bliźniego skrócić. Nie ma od tej zasady wyjątków: „eutanazja bezpośrednia, niezależnie od motywów i środków (...) jest moralnie niedopuszczalna”.
Co można robić w takiej sytuacji? To, co zawsze robili wszyscy przyzwoici ludzie: opiekować się chorym, jak najlepiej się da. „Opieka paliatywna stanowi pierwszorzędną postać bezinteresownej miłości. Z tego tytułu powinna być popierana” – stwierdzili autorzy Katechizmu (2279).
Taka opieka przy jednoczesnym jasnym postawieniu sprawy, że nie wolno, ani przez działanie ani przez zaniechanie działania zabić, rodzi oczywiście pytania o granice tego, co dla człowieka wyraźnie kroczącego już ku śmierci można i trzeba zrobić. Autorzy katechizmu wskazali ogólnie: „nawet jeśli śmierć jest uważana za nieuchronną, zwykłe zabiegi przysługujące osobie chorej nie mogą być w sposób uprawniony przerywane” (KKK 2279) . „Zwykłe zabiegi” czym innym będą w polowym szpitalu w buszu, czym innym w specjalistycznej klinice w Nowym Jorku. Czy karmienie pozajelitowe jest zwyczajnym czy nadzwyczajnym zabiegiem? A podłączenie do respiratora? Autorzy katechizmu dają tu tylko ogólne wskazanie. Bardziej szczegółowe znaleźć można w Karcie Pracowników Służby Zdrowia Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia. Autorzy Katechizmu zwrócili uwagę na jeden, istotny nie tylko dla medyków konkret: „stosowanie środków przeciwbólowych, by ulżyć cierpieniom umierającego, nawet za cenę skrócenia jego życia, może być moralnie zgodne z ludzką godnością, jeżeli śmierć nie jest zamierzona ani jako cel, ani jako środek, lecz jedynie przewidywana i tolerowana jako nieunikniona” (KKK 2279). Chodzi o to, by intencją było uśmierzenie bólu, a nie przyspieszenie śmierci. Nawet jeśli wiemy, że usmierzając ból przyspieszymy śmierć.
W Katechizmie zwrócono tez jednak – choć ogólnie – uwagę na to, co nazywa się czasem „uporczywą terapią”. W punkcie 2278 czytamy:
„Zaprzestanie zabiegów medycznych kosztownych, ryzykownych, nadzwyczajnych lub niewspółmiernych do spodziewanych rezultatów może być uprawnione. Jest to odmowa "uporczywej terapii". Nie zamierza się w ten sposób zadawać śmierci; przyjmuje się, że w tym przypadku nie można jej przeszkodzić. Decyzje powinny być podjęte przez pacjenta, jeśli ma do tego kompetencje i jest do tego zdolny; w przeciwnym razie - przez osoby uprawnione, zawsze z poszanowaniem rozumnej woli i słusznych interesów pacjenta”.
Ogólnie, ale w miarę jasno. Co jest, a co nie jest uporczywą terapią trzeba rozstrzygać w zgodzie z sumieniem. Pacjenta, rodziny, lekarzy, którzy będą musieli rozstrzygać, czy konkretny zabieg medyczny nie jest zbyt kosztowny, ryzykowny, nadzwyczajny w stosunku do spodziewanych efektów. Przedłużenie życia o godzinę, dzień, dwa czy nawet tydzień, gdy ono nieuchronnie gaśnie faktycznie nie ma sensu. Byłoby przedłużaniem cierpienia. Niepotrzebnym.
Patrząc na schyłek ludzkiego życia Kościół jasno więc opowiada się za trzymaniem się przykazania „nie zabijaj”. Zdaje sobie jednak sprawę, że kiedy życie gaśnie, często niewiele można zrobić. Przedłużanie agonii, także z moralnego punktu widzenia, nie byłoby dobre. Chodzi więc tylko o to, by człowiek tego gasnącego życia bliźniego swoimi działaniami (albo brakiem koniecznego działania) nie przyspieszał. Zwłaszcza, gdy dzięki Bogu płonie ono jeszcze całkiem mocnym ogniem, a tylko człowiek - opiekun, sam chory - chciałby, by już zgasło.
Na następnej stronie - przypomnienie, co o eutanazji napisano w Katechizmie Kościoła Katolickiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).