Można ich spotkać na drogach i leśnych ścieżkach. Napotkanym głoszą Ewangelię. Karawana Bożego Miłosierdzia wędruje po raz trzeci.
Na drogach diecezji pojawili się ewangelizatorzy na rowerach, w koszulkach z napisem: Karawana Bożego Miłosierdzia. 2 września, po błogosławieństwie udzielonym na zakończenie Mszy św. sprawowanej w kaplicy Domu Miłosierdzia Bożego w Koszalinie, 8 osób wyruszyło w kierunku Góry Chełmskiej. To jeden z 8 kierunków wylosowanych poprzedniego wieczora na modlitwie. – Uczestnicy wyruszają na drogi naszej diecezji, posłani przez biskupa Edwarda, aby jechać, nie posiadając zupełnie nic. Idą głosić Jezusa, okrasić Bogiem żywym cierpienia ludzi utrudzonych. Idą i głoszą, i nie wiemy, kiedy wrócą – powiedział ks. Radosław Siwiński, dyrektor DMB i pomysłodawca akcji, pokazując w ten sposób, że idea karawany polega na całkowitym poddaniu się Bożemu scenariuszowi.
Dach i pralka
Oprócz takich drobiazgów jak szczoteczka do zębów czy skarpetki na zmianę nie wzięli prawie nic. Próbują zaufać Bogu we wszystkim. Najpierw w tym, gdzie w ogóle pojechać. – Nawet kilkanaście razy dziennie na rozdrożach modlimy się, by Duch Święty wskazał nam kierunek. I losujemy – relacjonuje Adrian Bohatkiewicz z tworzącej się w DMB wspólnoty Braci Miłosiernego Pana. – Nigdy nas to prowadzenie Boże nie zwodzi. Pan Bóg przygotowuje nam nocleg, wyżywienie i przestrzeń do głoszenia wiary. Nagle znajdują się ludzie, którzy, jak się potem okazuje, potrzebowali słów o Jego miłosierdziu.
Gdy wchodzą do wioski, robią raban: idą główną ulicą, grają na gitarze, śpiewają. Mieszkańców zwołują przez tubę oraz pukają do drzwi domów, zapraszając na modlitwę pod krzyżem, przy kapliczce lub w kościele.
Pierwszego dnia o zmierzchu trafili do Przytoku; mieli niewiele czasu – tylko tyle, by wyżebrać noclegi. Nikt ich nie znał, ktoś jednak otworzył drzwi, zaufał grupie z wizerunkiem Jezusa. Dwa dni później, w Nacławiu, ewangelizatorzy do dyspozycji dostali cały dom (i co ważne – czynną pralkę). Tu już zdążyli zapoznać się z mieszkańcami, pomodlić się razem z nimi w kościele. Dlatego miejscowi pukali potem do ich drzwi, przynosząc jedzenie.
Małgosia Łopacka, która jako jedyna uczestniczyła we wszystkich trzech karawanach, zdumiewa się nie tylko ludzką otwartością. – My, ewangelizatorzy, dzielimy się wiarą, ale robią to także nasi gospodarze. Każdy nocleg wypada nam u rodziny, która żyje Bogiem na co dzień – stwierdza. – Jedna z pań opowiadała nam, że gdy poznała swojego przyszłego męża, postawiła mu warunek: chcesz się ze mną spotykać, to idziemy do kościoła. Tak doprowadziła go do Boga. Pokazała nam, młodym, jak pięknie można żyć, oddając swoją przyszłość Bogu.
Przypadki?
W tym roku uczestnicy Karawany częściowo powtarzają zeszłoroczną trasę. Takie padły losy. Dzięki temu spotykają ludzi, którym głosili już orędzie Miłosierdzia Bożego. – Ci ludzie na nas czekali – mówi M. Łopacka. – Wiedzieli już, z czym przychodzimy i tego właśnie chcieli: modlić się z nami, prosić o ratunek. Jaki? – Wciąż słyszymy to samo: ludzie chcą siebie i swoich bliskich ratować z alkoholizmu – mówi Adrian. Inny brat, Daniel Mucha, nie ma wątpliwości, że to nie jest zbieg okoliczności. – Życie podczas Karawany jest podobne do tego w Domu Miłosierdzia, ufamy całkowicie Opatrzności Bożej – ocenia. – Na przykład spotykamy na przystanku mężczyznę, który znalazł się tam tylko dlatego, że spóźnił się na autobus. I ta „przypadkowa” rozmowa prowadzi do modlitwy, w której on gorąco prosi, by Jezus wyrwał go z alkoholizmu. To była bardzo mocna sytuacja, a zarazem prosta: gdzieś na przystanku, w lesie.
Dlatego też dzień wypełnia im modlitwa. Na stoku Góry Polanowskiej słychać, jak odmawiają Różaniec, w kaplicy Matki Bożej Bramy Niebios recytują brewiarz, a zanim zasiądą do kawy z pustelnikiem o. Januszem Jędryszkiem – najpierw Anioł Pański. – To nie jest żaden urlop, to nasza praca, w którą wkładamy całe serce – zapewnia Daniel.
Ale nie zawsze to skutkuje. Jednych udaje się przyprowadzić do Boga, a innych… – Są ludzie, którzy obiecują, że przyjdą na modlitwę, ale nie przychodzą. W pierwszych dniach sprawiało mi to przykrość, odbierałam takie sytuacje osobiście – mówi Małgosia z Torunia, która po raz pierwszy wędruje z Karawaną. – W końcu dotarło do mnie, że właśnie na te trudne popegeerowskie tereny, gdzie jest posucha wiary, chce dotrzeć Pan Jezus. Nie liczą się tłumy, ale każdy człowiek. To już jest dużo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.