− Tatusiu, jak ty pięknie wyglądasz! – zawołała jego dorosła córka, gdy pierwszy raz zobaczyła ojca w sutannie. O późnym powołaniu opowiada ks. Marian Klubiński.
Karolina Pawłowska: Każde powołanie jest wyjątkowe, ale to dojrzewało wyjątkowo długo. Trochę Pan Bóg musiał poczekać na Księdza „tak”?
Ks. Marian Klubiński: To prawda. To dopiero 9. rok mojego kapłaństwa, chociaż powołanie zrodziło się w sercu dawno. Wcześnie postanowiłem, że będę księdzem. Jeden brat był kościelnym, drugi organistą. Ja byłem ministrantem i w domu z obrusów szykowałem sobie ornaty. Wybierając liceum, szukałem takiego z językiem łacińskim. Po maturze wstąpiłem do seminarium, jednak życie potoczyło się zupełnie inaczej.
Ale Pan Bóg nie przestawał wołać.
Przyciągał mnie do siebie, a ja starałem się być blisko Niego. Kiedyś w pracy usłyszałem, jak ktoś pyta, którędy do dyrektora. – „Do księdza? Tamtędy…”. Akurat bp Chrapek mnie szukał. Przez 16 lat organizowałem Spotkania Muzealne w Ciechanowie, na które przyjeżdżało wielu wybitnych duchownych. A pomysł podsunął mi jeden z moich mistrzów, ks. Janusz Pasierb. Drugim moim mistrzem był mój spowiednik, ks. Jan Twardowski.
I nagle wicewojewoda ciechanowski, emeryt i wdowiec decyduje się zacząć zupełnie nowy rozdział?
Nasze małżeństwo trwało ponad 30 lat. Żona była dla mnie wielkim darem. Mądra, skromna, bardzo dyskretna. Zawsze obracaliśmy się w środowisku księżowskim, kiedyś nawet zażartowałem, że nadawałaby się na żonę księdza. Śmialiśmy się oboje. Chorowała krótko i odeszła nagle. Miałem 65 lat i usłyszałem w sercu: „Nie rozpaczaj, nie buntuj się. Może to ostatni moment…”.
Nie bał się Ksiądz komentarzy, że taki neoprezbiter to do domu emeryta?
Bałem się. Nawet coś takiego usłyszałem raz w zakrystii. Wiek daje mi się we znaki, ale skoro Pan Bóg zażądał ode mnie służby tak późno, teraz musi być wyrozumiały dla moich fizycznych ograniczeń.
Dużo osób wiedziało o podjętej decyzji?
Do seminarium wstąpiłem po rocznej żałobie. Odchodziłem na emeryturę, ale w pracy miałem jeszcze zostać na pół etatu. Nie wiedziałem, jak powiedzieć wojewodzie, że za kilka dni będę klerykiem. Do seminarium przywiózł mnie nawet służbowy samochód. Córce powiedziałem, że bp Dydycz zaprosił mnie, żebym pomógł mu w bibliotece. Dopiero kiedy przyjechała razem zięciem do Drohiczyna, zobaczyła mnie w sutannie. Najpierw mnie nie poznała, potem zawołała: „Tatusiu, jak ty pięknie wyglądasz!”. Ucieszyłem się, że dzieci to zaakceptowały.
A jak reagują wierni na księdza z córką?
Cieszę się, że pofranciszkański kościół, który wyznaczył mi biskup, co niedziela jest pełen po brzegi. Czasem się zapomnę, powiem coś publicznie, a potem tłumaczę, skąd ta żona i dzieci. (śmiech) Kiedyś zaprosił mnie do siebie znajomy ksiądz. Siedzę w konfesjonale i słyszę, jak mówi pod chórem: „Tam spowiada taki ksiądz, co miał żonę i dzieci”. Z jednej i z drugiej strony ustawiła się kolejka. Jeszcze mi penitenci, całując stułę, życzenia imieninowe składali!
Może dlatego penitenci wybierają Księdza konfesjonał?
To kwestia dojrzałości i patrzenia z dystansu przeżytych lat. Z pewnością doświadczenie bycia mężem i ojcem pozwala mi lepiej zrozumieć, jak może się pogmatwać życie. Kiedyś przy kratkach klęknął mężczyzna, narkoman. U spowiedzi nie był od lat. Zaczął od: „Niech tylko ksiądz na mnie nie krzyczy”. A ja mówię: „Dziecko, jak ja mógłbym na ciebie krzyczeć? Najchętniej bym cię wyściskał z radości, że tu jesteś”. W takich sytuacjach porusza się dojrzałe ojcowskie serce.
Jak z perspektywy swojego powołania patrzy Ksiądz na celibat?
Jest wielkim darem potrzebnym i Kościołowi, i samemu księdzu. W pewien sposób zwalnia z odpowiedzialności za codzienne problemy. Chociaż dobrze by było, gdyby kandydat do kapłaństwa jakiś czas spędził w świecie, ponieważ pomogłoby mu to lepiej go zrozumieć, ale i później się w świecie nie pogubić. Czuję wyraźnie, jak Pan Bóg wymaga całkowitego oddania. Mam wyrzuty sumienia, kiedy pozwalam sobie na jakieś lenistwo. Zrezygnowałem już z pracy w muzeum, ale jeżdżę na zastępstwa, dużo siedzę w konfesjonale, służę. Jestem świadomy, jak mało mam czasu tu na ziemi. I celebruję każdy dzień mojego kapłaństwa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.