Lodołamaczka ze Szczecinka

Potrafiła kruszyć twardych: ich serca, dystans, niewiarę. Pozbawiona wzroku i słuchu, poznawała świat dotykiem.

Reklama

Losy urodzonej w 1939 roku Krystyny Hryszkiewicz, która w piętnastym miesiącu życia po dwukrotnym zapaleniu opon mózgowych straciła wzrok, słuch i mowę, opisała w niedawno wydanej książce pt. „Ciemność i cisza przezwyciężone. Historia głuchoniewidomej Krystyny Hryszkiewicz” s. Lidia Witkowska, franciszkanka służebnica Krzyża pracująca w Laskach pod Warszawą.

Spotkanie autorskie, które 20 marca w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Szczecinku zgromadziło 40 osób, było formą wdzięczności za to, że niewielki nakład – 400 egzemplarzy – w połowie sfinansowali właśnie mieszkańcy Szczecinka, rodzinnego miasta zarówno głuchoniewidomej Krystyny, jak i jej wieloletniej opiekunki – s. Lidii.

W historię upośledzonej, lecz w niezwykły sposób afirmującej życie Krystyny s. Lidia wprowadziła słuchaczy, pomagając im wczuć się w sytuację, gdy zmysły wzroku i słuchu nie pośredniczą w odbiorze bodźców. – Napisałam tę książkę, ponieważ w dzisiejszym świecie tak dużo mówi się o dotyku, który jest dwuznaczny, skażony. Dla Krystyny był on jedynym sposobem komunikowania się z otoczeniem, miał głęboki sens – mówi służebnica Krzyża.

Historia Krysi pokazuje ponadto, że to, co dla nas jest dramatem, może mieć sens. Krysia straciła wzrok, słuch i mowę, a była najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Bitwa o jabłko

Zanim w 14. roku życia Krysia trafiła do zakładu w Laskach, żyła w ciemności i ciszy. Wszystko, czego dotknęła jako dziecko, musiało być jej. To był sposób komunikacji dziewczynki. Gdy otoczenie jej nie rozumiało, zdobywała wszystko przemocą – mówi s. Lidia.

Jej matka i ojczym (Krysia straciła tatę w wieku 3 lat) gotowi byli dać córce wszystko, by jej pomóc, a także… choć na chwilę od niej odpocząć, bo wszędzie wkładała swoje ciekawe ręce. Niestety, bez specjalistycznej wiedzy edukacja głuchoniewidomej była niemożliwa. Krysia dobijała się do świata, którego zupełnie nie rozumiała.

Rodzice byli zrozpaczeni. Po pomoc – po cud – wybrali się do Lublina, gdzie w 1953 roku w katedrze płakała łzami z obrazu Matka Boża Lubelska. Wizyta pozornie niczego nie zmieniła. A jednak w drodze powrotnej, na warszawskim dworcu, ktoś zauważył rozrabiającą Krysię i polecił szkołę dla głuchoniemych w Warszawie. Korzystając z przesiadki, od razu się tam udali i „cudem” zastali wizytującą placówkę prof. Marię Grzegorzewską, twórczynię pedagogiki specjalnej w Polsce. Podczas błyskawicznej konsultacji, gdy profesor celowo dała Krysi jabłko, by je zaraz odebrać, doszło do szarpaniny: Krysia przecież nigdy niczego nie oddawała. Gdy poczuła, że tym razem nie wygra… z desperacją zrobiła palcem dziurę w jabłku. – To był znak dla profesor, że tam, w tej głowie, w tym sercu, ukryty jest ogromny potencjał, świat inteligencji. Trzeba go tylko wydobyć – mówi z wdzięcznością s. Lidia.

Niebawem Krysia trafiła do Lasek koło Warszawy, gdzie siostry franciszkanki służebnice Krzyża prowadzą ośrodek szkolno-wychowawczy dla niewidomych.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11