Lodołamaczka ze Szczecinka

Potrafiła kruszyć twardych: ich serca, dystans, niewiarę. Pozbawiona wzroku i słuchu, poznawała świat dotykiem.

Hierarcha nie taki straszny

Na człowieka patrzyła od wewnątrz. Dystynkcje czy wygląd nie miały dla niej znaczenia. Sama też nie miała kompleksów. Jej „brzuszek jak beczka” był wyłącznie powodem do śmiechu. Dla niej było ważne to, co w środku. Jeśli ktoś ją zainteresował, po prostu chciała go poznać. Dotykiem.

Na wstępie liturgii w kaplicy w Laskach siostry zazwyczaj informują podopiecznych, jacy kapłani stoją przy ołtarzu. Pewnego razu był w tym gronie kard. Kazimierz Nycz. – Napisałam jej to na dłoni, a ona mi na to: nie znam – śmieje się s. Lidia. – Po Mszy św. poszłyśmy do zakrystii, by mogła go sobie „obejrzeć”. Zgodził się. Z początku, gdy go dotknęła, struchlał. Kiedy trafiła na krzyż na jego piersi, ucałowała go. Wówczas kardynał rozpłakał się. I przytulił ją. Krysia była prawdziwym lodołamaczem.

Wcześniej, gdy miała 16 lat, spotkała się z prymasem Stefanem Wyszyńskim. Poruszony jej losem kardynał zaprosił ją do siebie, by jako pierwsza osoba mogła ucałować pielgrzymującą po Polsce figurę Matki Bożej Fatimskiej. – Prymas chciał, by ucałowała stopy Maryi, ale ona, mająca ogromne poczucie godności osobistej, miała inny plan. Wyrwała się kierującym nią osobom, chwyciła figurę i pocałowała ją w usta, dopiero potem w stopy. Miała charakter od samego początku.

Wprawianie ludzi w konsternację nie powstrzymywało jej przed osiągnięciem celu, np. zbadania palcami splotu czyjegoś swetra, lubiła bowiem dziergać na drutach i zachłannie pragnęła poznawać nowe ściegi. Nawet upomniana przez opiekunki była na tyle przemyślna, by wykorzystać tłok w autobusie do dyskretnego wyliczenia palcami oczek prawych i lewych na interesującym ją ubraniu sąsiadki. W nawlekaniu nitki na igłę (igłę kładła na język) nie miała równych. Siostra Lidia z uśmiechem wspomina wszystkie swoje przegrane w tych wyścigach.

Rower wodny

Życie ją cieszyło i chętnie to okazywała – śmiała się bez przerwy. Na twarzy głuchoniewidomej dziewczyny było wyraźnie widać, co przeżywa. Zresztą można było podejrzeć, co myśli, bo pisała o tym do siebie, na własnej dłoni. Ale czy miała poczucie humoru? Do tego potrzebna jest obserwacja mimiki rozmówcy, niuansów jego głosu. Bez tego trudno zażartować. A jednak… tak. A do tego lubiła drakę.

Jej prostolinijność wyrażała się w tym, że stawiała sprawy jasno i czasem lubiła się posprzeczać. – Na przykład o to, że ja, dużo młodsza od niej, powinnam pedałować na rowerze wodnym, gdy ją to zmęczyło. Ale była zarazem ufna. Ona sobie nie wyobrażała, że człowiek może być zły. Wiele rzeczy dla niej było oczywistością: nie kłamała, nie kombinowała. Jeśli miała zły dzień, podchodziła do mnie i mówiła wprost: nie kocham siostry. I odchodziła bokiem, nie czekając na moją reakcję.

Krystyna Hryszkiewicz zmarła 27 stycznia 2013 roku. – Po co taka Krystyna żyła? – prowokuje pytanie s. Lidia. – Ona nawróciła tabuny ludzi. I to tylko przez to, że żyła, że ktoś ją spotkał, o coś zapytał, zastanowił się.

Głuchoniewidoma lodołamaczka serc – twardych, smutnych, niewierzących – patronuje swojemu miastu z cmentarza. Jej grób można znaleźć (gdy wchodzi się bramą z ul. Słupskiej) w drugim rzędzie od końca, po prawej stronie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11