Chipsy w konfesjonale

Na Białorusi tylko w Brasławiu na Mszy można usłyszeć tam-tamy. A dzieci do spowiedzi przyciąga nie tylko "fajny" ks. Leszek, ale i chipsy.

– Bo Kościół na Białorusi jeszcze nie przekroczył granicy radości – uważa Helena. – Sporo ludzi sądzi, że jeśli ktoś jest wesoły, śpiewa i śmieje się, to znaczy, że słabo wierzy. A oni stale się cieszą, także podczas przygotowania jasełek wystawianych u nich i dla wiernych w cerkwi.



Po jednej stronie drogi kościół katolicki, po drugiej cerkiew


Wielu występujących w nich parafian gra samych siebie. Brat Heleny to ks. Kazimierz Ryszkiewicz. Polskie tradycje i język przekazała im babcia Janina Mickiewicz. – Miała sześcioro dzieci i wszystkie od małego prowadziła do kościoła – opowiada Helena. – A mama Galina ma nas pięcioro i od niemowlęctwa też z nami chodziła na Msze.



W takich domach bez zezwolenia władz wypoczywają turyści


Kiedy Kazik miał cztery latka, został ministrantem. – Najpierw tylko nosiłem świeczki, bo wszyscy się bali się, że jestem za mały – pamięta. – Potem zaczęło się chodzenie w procesjach, noszenie chorągwi, czytanie Mszału, służenie do Mszy. – Każdy chłopak chciał być ministrantem – opowiada. Od 1993 do 1997 r. kadra ministrancka liczyła 50 osób – od 4 do 40 lat. Do dziś, dojrzali mężczyźni nie wstydzą się służyć do Mszy.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6