Skarbiec wiary Kościoła jest ogromny. Są w nim “nova et vetera” - rzeczy nowe i stare. Te “stare” nie starzeją się nigdy. A “nowe” nie są nowe. Trzeba jedynie najdawniejszą tradycję Kościoła odczytywać na nowo.
4. Promieniowanie Tajemnicy
W różnych miejscach i okolicznościach odprawiałem Msze święte. Wiele tych niecodziennych Mszy utkwiło mi w pamięci. Także ta: Damaszek, a więc Syria. Hotel Orient Palace. W pokoju zepsuł się zamek przy drzwiach. A właśnie tu miała zacząć się Msza św. Koncelebrowało ją pięciu kapłanów wędrujących szlakami św. Pawła Apostoła. Stół, mały krzyżyk, świeczuszka, podróżny mszał, lekcjonarz i kielich. Jedna stuła założona na koszulę. W chwilę po przeistoczeniu do pokoju wpadł jak bomba rozczochrany Arab w rozchełstanej, brudnej koszuli. W ręku coś trzymał. Pewnie kolejny “handlarz” usiłujący sprzedać turystom jakiś rupieć. Wpadł - i po dwóch krokach stanął jak wryty. Chwilę stał nieruchomo. Potem, krok po kroku, tyłem zaczął się wycofywać na palcach. Najwyraźniej coś go zaskoczyło. Nie mógł wiedzieć co. Bez wątpienia był muzułmaninem, skąd miał więc wiedzieć, co robimy przy stole? Jego postać i jego reakcja utkwiły mi mocno w pamięci. Co go zatrzymało? Co jednemu z hałaśliwych zwykle Arabów kazało uszanować coś, czego nie rozumiał? Mam na to jedną odpowiedź: to było promieniowanie tajemnicy. A może powiedziałem za mało? To przecież było otarcie się o świętość - nieuświadomione, ale widocznie odczuwalne.
Co potrzeba, aby mogła się ziścić tajemnica Mszy świętej? Najpierw musi zostać spełniony warunek będący zarazem obietnicą Jezusa: “Gdzie dwaj albo trzej są zebrani w moje imię, tam ja jestem pośród nich” (Mt 18, 20). Było nas pięciu. Byliśmy w imię Jezusa. A więc On był. Nie tak, jak jest wszędzie swoją stwórczą mocą. Był jako Ktoś bliski, jako Przyjaciel, jako Zbawiciel otwierający drogę ku innemu światu. Drugi krok ku spełnieniu się Tajemnicy to obecność kogoś, kto odziedziczył po apostołach Jezusowe upoważnienie i nakaz: “To czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22, 19). W naszych kościołach na codzień Mszy św. przewodzi jeden kapłan. W czasie owej Mszy w damasceńskim hotelu było kilku (mówimy wtedy, że Msza jest koncelebrowana). Nie może więc być Mszy bez minimalnej choć wspólnoty zgromadzonej wokół ołtarza. Ale bez kapłana, który jest przewodnikiem tej wspólnoty, a zarazem jej członkiem, też nie może być Mszy św.
Opowiadał mi ktoś - a było to w czasach twardego jeszcze komunizmu i narzucanego przezeń ateizmu - o pewnym fenomenie zaobserwowanym na Białorusi. Otóż grupa ludzi wierzących zaprosiła go na spotkanie w czyimś mieszkaniu. Zebrali się, by wspólnie “czytać” Ewangelię. Użyłem cudzysłowu, bo nie mieli księgi z Ewangelią. To byłoby zbyt niebezpieczne. Książka byłaby rzeczowym dowodem ich ideologicznej niedojrzałości. Przed zgromadzonymi stanął trzynastoletni chłopiec i zaczął recytować z Ewangelii według św. Mateusza Jezusowe Kazanie na górze. Po prostu tekst Ewangelii mieli w pamięci - każdy swój “przydział”. Nie musimy stosować takich wybiegów. Możemy mieć - i mamy księgi. Staje przed zgromadzonymi lektor, później kapłan i dzień po dniu czytają we Mszy św. fragment po fragmencie i księgi proroków, i listy apostolskie, i Ewangelię. Także psalm z Biblii jest wzięty. – I to jest kolejny element budujący tajemnicę Mszy św.: czytanie Pisma św., wyjaśnienie go przez kapłana, zastosowanie nauki Bożej do naszego życia.
A potem na ołtarzu - choćby był nim ów hotelowy stół - składa się odrobinę chleba w jego najprostszej, opłatkowej formie. Także łyk wina w kielichu. W chlebie i winie człowiek przynosi swoją pracę. Bo przecież praca każdego z nas, nie tylko piekarza, młynarza czy rolnika - materializuje się w chlebie. Nie byłoby chleba bez chemika, bez górnika. Bez lekarza i nauczyciela. Bez kierowcy i artysty… Każdy, choćby bardzo okrężną drogą, swą cząstkę tak w powszedni bochen chleba, jak i w ołtarzowy opłatek wnosi. “Owoc ziemi i pracy rąk ludzkich” składamy jako nasz dar. A dar ten do nas wraca niebawem jako Ciało i Krew Jezusa. To czwarty, szczytowy, najważniejszy “sposób” bycia Jezusa wśród swoich i dla swoich. Tego “sposobu” chciał Jezus - nie mamy co do tego wątpliwości, gdy czytamy opis Ostatniej Wieczerzy.
I Bóg jest z nami w ten sposób? My, chrześcijanie odpowiadamy: Tak, wierzymy w to. Jakie to urzekające: zatopić się we wspólnotę otaczającą mszalny ołtarz. I ksiądz, i dziecko, i uczony, i robotnik, i artysta, i… Razem powtarzamy świętej Obecności swoje “Amen”, swoje “Tak”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).