O sumieniu, którego sąd jest wiążący, choć może być błędny, uczciwym szukaniu prawdy, Bożym autorytecie i ludzkich wyborach. Nie tylko osób homoseksualnych. Fragment książki "Wyzywająca miłość" Katarzyny Jabłońskiej i Cezarego Gawrysia publikujemy za zgodą Towarzystwa "Więź".
Może w kwestii moralnej kwalifikacji wszelkich aktów homoseksualnych to rzeczywiście Kościół ma rację. Jednak ta racja wydaje się niekiedy bezduszna. Chrystus powiedział: „Nie przyszedłem znieść prawo, lecz je wypełnić”, ale jednocześnie powtarza z naciskiem na kartach Ewangelii, i to parokrotnie: „Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: <Miłosierdzia chcę, nie ofiary>; „Szabat jest dla człowieka, nie człowiek dla szabatu”....
Warto tu przywołać list Jana Pawła II Salvifici doloris – jeden z najpiękniejszych listów papieża Wojtyły, dotyczący sensu ludzkiego cierpienia. Papież nie śmiał go napisać, zanim sam nie został poddany cierpieniu. My, pytając o sens cierpienia, stawiamy nierzadko sprawę następująco: „Jeśli ktoś mi wytłumaczy, że tylko droga przez krzyż jest właściwym sposobem podjęcia mojego problemu – pójdę tą drogą”. Tymczasem Jezus odpowiada niejako odwrotnie: Pójdź na Mną, a wtedy zrozumiesz. Nie do końca, ale choć trochę zrozumiesz. Tak jest z sensem cierpienia. Nie ma dla nas innego sposobu, żeby ten sens odnaleźć – jak zawierzyć Chrystusowi.
Weźmy mniej dramatyczny przykład. Bardzo lubię chodzić po górach. Zdarza mi się czasem słyszeć: „Po co tak się męczyć, stanę na Głodówce i pooglądam góry przez lunetę”. Wtedy odpowiadam: „Pójdź raz, a przekonasz się”. Są bowiem doświadczenia, których nie można przekazać poprzez teoretyczne tłumaczenie. Trzeba zacząć od aktu zaufania. I to wcale nie jest sprzeczne z moją wolnością, z autonomią mojego sumienia. Przeciwnie, wynika ze świadomości, że sam nie jestem w stanie poznać wszystkiego , zanim nie dokonam wyboru drogi. Muszę zawierzyć. Rzecz jasna, mogę się pomylić. Ale takie ryzyko jest w ludzkim życiu nieuniknione.
Podejrzewam, że w wielu sprawach dotyczących sfery moralnej nie ma innego wyjścia – trzeba zawierzyć. Dlatego szukamy ludzi, którzy są mędrcami, przewodnikami i radzimy się ich. Mamy tylko jedno życie, nie dano nam szansy próby generalnej – poszczególne fazy życia mijają w sposób nieodwracalny, zatem budowanie swego życia bez respektu dla innych ludzi, bardziej doświadczonych, jest po prostu głupie.
Mówiąc o sumieniu, Ksiądz Profesor skupił się dotychczas na relacji człowieka z innymi, ze światem, na potrzebie i konieczności konfrontowania naszych wyborów z racjami, które są wobec nas zewnętrzne, a które powinny zostać uwewnętrznione. W dokumentach Kościoła – jak konstytucja soborowa Gaudium et spes, Katechizm Kościoła katolickiego czy encyklika Jana Pawła II Veritatis splendor – sumieniu przyznaje się niezwykłe znaczenie. Nazywane jest tam wręcz „sanktuarium”, „sercem osoby”. Dlaczego?
Sumienie jest sferą wewnętrznego dialogu, a nie monologu – praca sumienia wiąże się często z dylematami, niepewnością i rozstrzygnięciami, których nikt z zewnątrz nie jest i nie może być świadkiem. Tu wracamy do komentarza, o którym wspomniałem na początku naszej rozmowy. Powiadamy: „Sumienie każe mi coś czynić, lub na coś nie pozwala”. To tak, jakby sumienie było odrębnym podmiotem we mnie. Tak to odczuwamy, a jako chrześcijanie skłonni jesteśmy interpretować ów głos sumienia jako głos samego Boga. Ale zarazem sumienie wyraża moje własne przekonanie o tym, co w danej sytuacji słuszne lub niesłuszne. Błąd sumienia to mój własny błąd. I jak w każdej innej sytuacji, także tej, która nie dotyczy moralności, starać się powinienem błąd poznać i od niego się uwolnić. Wewnętrzny dialog to dialog człowieka niepewnego swoich przekonań – to znów sytuacja nie tylko dotycząca przekonań moralnych. Ważne jest, by prawdy – i w sferze moralnej, i w każdej innej – szukać uczciwie, by nie oszukiwać siebie samego. Taki wewnętrzny dialog odbywa się w samotności, nikt nie jest jego świadkiem, ani tym bardziej uczestnikiem.
Ta wewnętrzna samotność sumienia czyni wszystkich innych bezradnymi wobec mojej decyzji. Kiedy mówię: „Sumienie mi tak każe” – nikt na to nie może nic poradzić. Ale, jak już powiedziałem, za sądami sumienia, za moimi rozstrzygnięciami stać muszą pewne racje. Skoro „sumienie mi tak każe”, powinienem być zdolny i sobie, i innym wytłumaczyć, jakie argumenty za mymi przekonaniami stoją. Tu jednak znowu pojawia się problem: nie wszystkie bowiem argumenty dają się wprost wypowiedzieć. Człowiek nie jest tak zracjonalizowany, żeby zawsze był zdolny wyraźnie sformułować wszystkie swoje argumenty. W takich sytuacjach zazwyczaj mówi: „Ja tak po prostu czuję. Nie gniewaj się, ale nie potrafię ci tego wyjaśnić”. Rozumiemy taką postawę. Nie oznacza ona, że nie istnieją żadne racje, które by dany ludzki wybór uzasadniały. Znaczy jedynie, że ten człowiek nie jest w stanie ich zwerbalizować.
Powinniśmy się z szacunkiem odnosić do osobistych decyzji drugiego człowieka, zaś w tym szacunku – warto zauważyć – zawiera się zaufanie, że człowiek ten jest wobec samego siebie uczciwy. Skoro jednak sąd sumienia jest oparty o pewne racje, które czasem nie są łatwo dostępne dla innych, to w chrześcijańskiej tradycji przyjmuje się, że w sumieniu dotykamy porządku, który jest ustanowiony przez samego Boga. Powiada się, że tą obiektywną normą, do której odwołuje się sumienie, jest prawo naturalne, czyli zawarte w mojej naturze rozeznanie, „wpisane” w nią niejako przez samego Boga, dotyczące świata i mnie samego. Dlatego dialog, jaki toczymy w sumieniu, jest, w interpretacji chrześcijańskiej, nie tylko dialogiem z sobą samym, ale jednocześnie jest dialogiem z Bogiem, który jest „bardziej wewnętrzny mnie samemu, niż ja sam sobie”, jak powiada św. Augustyn.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.