O sumieniu, którego sąd jest wiążący, choć może być błędny, uczciwym szukaniu prawdy, Bożym autorytecie i ludzkich wyborach. Nie tylko osób homoseksualnych. Fragment książki "Wyzywająca miłość" Katarzyny Jabłońskiej i Cezarego Gawrysia publikujemy za zgodą Towarzystwa "Więź".
Interpretacja sumienia jako „sanktuarium” jest chrześcijańska, co nie znaczy, że sam termin „sumienie” jest pojęciem specyficznie chrześcijańskim. Nawiązania do niego można znaleźć już w Obronie Sokratesa, gdzie Sokrates powołuje się na „głos wewnętrzny” (daimonion), który często go karci, ale czasem (jak właśnie w procesie ateńskim) nie. Sumieniu poświęcił też wiele uwagi Tadeusz Kotarbiński, który pisząc swoje dzieło o sumieniu był przecież zdecydowanie ateistą i nie miał zamiaru odwoływać się do żadnych chrześcijańskich źródeł.
Przywołana przez Państwa interpretacja sumienia jako „sanktuarium” czy „serca osoby” odwołuje się do judeochrześcijańskiej wizji świata i istnienia człowieka w tym świecie, gdzie mocno podkreśla się sytuację, w której Bóg wzywa konkretnego człowieka do podjęcia określonego zadania. Nazywamy to też powołaniem.
Sumienie człowieka niewierzącego w Boga również jest sercem osoby. Czy jest jednak sanktuarium? Czy człowiek niewierzący może w swoim sumieniu usłyszeć głos Boga?
Ośmielam się twierdzić, że to właśnie On w sumieniu na pewne rzeczy Sokratesowi nie pozwolił, a być może Kotarbińskiego do pewnych decyzji doprowadził. W moim chrześcijańskim rozumieniu mam podejrzenie – i to nie tylko wobec członków Kościoła, ale i w stosunku do wszystkich ludzi – że w dramatycznych sytuacjach, jakie przeżywa człowiek, do głosu dochodzi sam Bóg. Tyle, że On jest dyskretny.
To są sytuacje wewnętrznego dialogu z Panem Bogiem, które toczą się w sumieniu. Nie tylko w tym sensie, że On mi pomaga rozstrzygnąć jakiś trudny dylemat – ale w tym, że wyprowadza mnie z różnych sytuacji. To daje mi poczucie, że jestem prowadzony, że nie jestem sam, znowu powtórzę za św. Augustynem: Intimior intimo meo – Bóg jest we mnie bardziej wewnętrzny niż ja sam. To jest właśnie ta perspektywa, w której się powiada, że sumienie jest sanktuarium, miejscem spotkania z samym Bogiem.
Jesteśmy nie tylko odpowiedzialni przed sumieniem, ale także odpowiedzialni za sumienie – sumienie może być nierozwinięte, błędne, „zranione” – musimy nad nim pracować… Na czym przede wszystkim ta praca ma polegać?
Wprawdzie – mówiliśmy już o tym – nikt z zewnątrz nie jest świadkiem mojego sumienia, ale powinno ono rozróżniać sprawy ważne od mniej ważnych i proporcjonalnie przypisywać im wagę. Dlatego II Sobór Watykański przestrzega przed sytuacją, gdy człowiek „niewiele dba o poszukiwanie prawdy i dobra”. W takich sytuacjach osoba jest odpowiedzialna za zło, które popełnia.
W Liście do Rzymian św. Paweł Apostoł wspomina o tych, którzy „przez nieprawość nakładają prawdzie pęta”. Zapewne termin „prawda” u św. Pawła ma wymiar religijny, ale ma też swój wymiar „naturalny”, niezależny od chrześcijańskiego Objawienia. Stare adagium głosi: Nihil volitum, nisi praecognitum; chcieć (wybrać) mogę tylko to, co już jakoś poznałem. Wybór jest kwestią prawości, poznanie to sfera rozumu. Jak więc można „przez nieprawość nakładać prawdzie pęta”? Otóż można! Dzieje się tak mianowicie wtedy, gdy dla człowieka pewne prawdy są niewygodne i próbuje on je wtedy ignorować lub kwestionować – właśnie dlatego, że są niewygodne. Któż z nas nie zna tej pokusy! Jej uleganie jest doraźnie wygodne, na dłuższą metę oznaczają moralną agonię człowieka, bo przestaje się on wtedy rozwijać, dojrzewać. Musimy wybrać: albo chcemy spać spokojnie i tkwić w świecie złudzeń, nakładając przez nieprawość pęta prawdzie, albo zdobędziemy się na odwagę jej uczciwego szukania. Wtedy spać spokojnie często nie będziemy mogli, ale będziemy mieli szansę rosnąć.
Niestety, mamy skłonność – psychologowie nazywają to racjonalizacją – przyjmować tylko te prawdy, które są dla nas wygodne, i tak je interpretować, by usprawiedliwić ulubiony przez nas sposób życia i twierdzić, że nie wymaga on żadnych zmian. To dotyczy wszystkich bez wyjątku – tak osób homoseksualnych, jak i heteroseksualnych. Kiedy tej innej drogi nie szukam, albo kiedy nie chcę jej dostrzec, wówczas błędny sąd sumienia jest przeze mnie zawiniony – przez moją nieuczciwość, przez to, że nie szukam prawdy, lecz raczej uciekam od argumentów, które mogłyby być dla mnie niewygodne, wymagałyby bowiem surowszej oceny samego siebie i w konsekwencji zmiany mego postępowania.
Leczenie błędnego sumienia polega więc na tym, by zdobyć się na odwagę i dopuścić do głosu argumenty czy prawdy, które są dla mnie niewygodne. To, oczywiście, powoduje duży dyskomfort i czyni życie męczącym, ale też wyrywa nas z martwoty samozadowolenia – z takiego stanu, gdzie wszystkie problemy zostały już rozstrzygnięte, wszystko jest za nami, nie ma już żadnych wątpliwości, na wszystkie trudne pytania potrafimy odpowiedzieć.
Powróćmy jeszcze do sytuacji, gdy sumienie człowieka jest może „nieodwracalnie błędne”, ale bez winy moralnej. Człowiek szuka dobra, jest wewnętrznie uczciwy, a jednocześnie z przekonaniem trwa przy poglądzie moralnym, który trzeba uznać za sprzeczny z nauczaniem Kościoła. Spotykamy osoby homoseksualne, które mówią: „Mam taką naturę daną od Boga. Niezależnie od tego, czy jest to uwarunkowane genetycznie czy psychologicznie, taki jestem, tylko w taki sposób potrafię kochać i pragnę tę moją miłość do drugiej osoby zrealizować, a Kościół mi na to nie pozwala. W związku z tym nie zrywam z Bogiem, ale w tej kwestii nie mogę się podporządkować wymaganiom Kościoła”.
Takich indywidualnych dramatów nie da się generalizować właśnie dlatego, że są indywidualne i mogą przebiegać w różny sposób. Mam przed sobą Katechizm, w którym jest punkt dotyczący właśnie sądu błędnego. Przypomnijmy: „Człowiek powinien być zawsze posłuszny pewnemu sądowi swojego sumienia”. Zawsze! I nie jest powiedziane „prawdziwemu”, lecz „pewnemu”. Sąd może być pewny i jednocześnie błędny. „Gdyby [człowiek] dobrowolnie działał wbrew takiemu sumieniu, potępiałby sam siebie”. To są niezwykle mocne słowa! „Zdarza się jednak – czytamy dalej w Katechizmie – że sumienie znajduje się w ignorancji i wydaje błędne sądy o czynach, które mają być dokonane lub już zostały dokonane. Ignorancja często może być przypisana odpowiedzialności osobistej. Dzieje się tak – tu Katechizm cytuje konstytucję soborową Gaudium et spes, 16 – <gdy człowiek niewiele dba o poszukiwanie prawdy i dobra, a sumienie z nawyku do grzechu powoli ulega niemal zaślepieniu>” (KKK 1790-1791). Niestety, tak właśnie bywa. Jest to nasze ciężkie przewinienie, że lekceważymy doniosłe sprawy, że nie potrafimy poświęcić dostatecznej uwagi sprawom naprawdę ważnym. Mogę prawie bezmyślnie kupować pastę do zębów (to też jest mój wybór, podległy osadowi sumienia). Ale nie mogę byle jak traktować aborcji czy homoseksualizmu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).