Zanim dochodzi do wojny, na polu walki pojawiają się harcownicy: gniew i nienawiść
Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 2302-2306
Nie tylko zabić. Szkodzić na zdrowiu, zarówno fizycznym, jak i psychicznym czy duchowym – to też wykroczenia przeciwko piątemu przykazaniu. Dość szeroko przedstawiłem je w poprzednich odcinkach cyklu. Dziś czas zauważyć, jak różne działania przeciwko piątemu przykazaniu w bardzo niebezpieczny sposób eskalują napięcie. Nakręcają spiralę niechęci, złości, gniewu, nienawiści. Nie trzeba być jasnowidzem żeby wiedzieć, że wcześniej czy później nastąpi gwałtowny wybuch. Tymczasem człowiek potrzebuje pokoju.
Tak, jedną z najtragiczniejszych pomyłek, jaką popełnia człowiek jest przeświadczenie, że zło można wypalić żelazem i ogniem. Karać, karać i jeszcze raz karać – słychać czasem wołanie. Uderzyć we wrogów tak, żeby się im odechciało! Tak dość powszechnie patrzy się na problem terroryzmu, tak, dość często, widzi się problem przestępczości. Gorzej, że tak też dość często patrzy się na politycznych przeciwników: nie można ich wprawdzie zamknąć w więzieniu, ale wolno ich uderzyć słowem! Bo to aferzyści, oszuści, złodzieje, nieudacznicy, zamordyści i wszystko co najgorsze. Podobnie też patrzy się czasem na nie lubianych sąsiadów czy współpracowników. Tymczasem to najprostsza droga do totalnej destrukcji; do pogrążenia się w wojnie bez końca. Choćby tylko wojnie na słowa.
A tak się nie da. Nie da się żyć w ciągłym stanie wojny. „Poszanowanie i rozwój życia ludzkiego domagają się pokoju” – czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego 2304. I dalej jego autorzy wyjaśniają: „Pokój nie polega jedynie na braku wojny i nie ogranicza się do zapewnienia równowagi sił”. To wyraźna aluzja do wyścigu zbrojeń, ukazywanego czasem – przez zapewnienie sobie militarnej przewagi – jako sposób na zapewnienie światu pokoju. I dalej: „Nie da się osiągnąć pokoju na ziemi bez obrony dóbr osoby ludzkiej, swobodnej wymiany myśli między ludźmi, poszanowania godności osób i narodów, wytrwałego dążenia do braterstwa. Jest on «spokojem porządku». Jest dziełem sprawiedliwości i owocem miłości”.
Tak, prawdziwy pokój to coś więcej, niż brak wojny. To coś więcej niż chwilowe zawieszenie konfliktu, którego na razie nikt wygrać nie można, ale z oczekiwaniem, że jeśli zgromadzimy większe siły, nasze będzie na wierzchu. Pokój wypływa z akceptowanego przez ogół porządku. Porządku, którego podstawą jest sprawiedliwość, a który przejawia się także w miłości. Także miłości gotowej do przebaczenia. Porządku, w którym szanowane są prawa każdego człowieka. Jeśli są deptane, jeśli panuje niesprawiedliwość, przemoc – wcześniej czy później dojdzie do wybuchu.
Warto tu jednak dodać, że to, co jest ludzkim prawem, a co ludzie sobie jako swoje prawo uzurpują, to jednak czasem dwie różne sprawy. Ot, nie mam prawa zabić, bo bliźni ma prawo żyć. Nie mam niczym nieograniczonego prawa do posiadania dziecka: to raczej dziecko ma prawo, być kochane, by wychowywać się w rodzinie. Nie mają też państwa prawa do posiadania w świecie takich swoich stref wpływów, które odbierałyby niepodległym państwom prawo do decydowania w ważnych i mniej ważnych dla tych krajów sprawach...
Jak budować pokój? Kościół zwraca w tym kontekście uwagę na dwa grzechy, które przeszkadzają w budowaniu zgodnego życia między ludźmi. To gniew i nienawiść (Katechizm Kościoła katolickiego 2302). Warto zaznaczyć, że bardziej o postawę tu chodzi, nie o uczucia. Te są grzeszne o tyle, o ile są pielęgnowane dla usprawiedliwienia takich czy innych czynów. Złe zaś jest ogólnie negatywne nastawienie do bliźniego czy bliźnich, owocujące konkretnymi złymi czynami. Oba grzechy – i gniew i nienawiść – mogą się manifestować na wiele różnych sposobów.
„Gniew jest pragnieniem odwetu” (KKK 2302). Odróżnić ów odwet należy chyba od tego, co mu bliskie, ale co nazwać lepiej pragnieniem, domaganiem się sprawiedliwości. Jeśli działanie człowieka nakierowane jest na „skorygowanie wady i zachowanie dobra sprawiedliwości” to można je pochwalać. Taka czy inna kara nie jest wtedy krzywdą, a naprawianiem zła. Także przez próbę przywołania winnego do porządku. Pragnienie sprawiedliwości nie może jednak mieć na celu zaszkodzenia bliźniemu. „Jeśli gniew posuwa się do dobrowolnego pragnienia zabójstwa lub ciężkiego zranienia bliźniego, stanowi poważne wykroczenie przeciw miłości; jest grzechem śmiertelnym” – czytamy w Katechizmie. A jeśli nie chodzi o zabójstwo czy ciężkie fizyczne zranienie?
Jak zawsze wielkość grzechu jest proporcjonalna do wielkości wyrządzonej krzywdy. Trzeba przy tym pamiętać, że słowa też ranią. Czasami nawet bardziej niż potrafi to zrobić ręka. Najważniejszym jednak w tym przypadku zawsze będzie odróżnienie tego, co jest domaganiem się sprawiedliwości, a co grzesznym, spowodowanym gniewem pragnieniem odwetu. Zwłaszcza że w grę wchodzi czasem odwet za urojone krzywdy.
Myślę w tym momencie o działaniach różnych „naprawiaczy świata” na internetowych forach, bezlitośnie oskarżających nie lubianych polityków o najgorsze rzeczy. Łatwo uderzają w tony obrońców sprawiedliwości. Nietrudno jednak zauważyć, że to, co piszą o owych politykach niewiele ma wspólnego ze sprawiedliwą oceną ich działań. Słowną agresją, mocnymi potępieniami, biorą odwet za krzywdy jeśli nawet nie urojone, to na pewno mocno wyolbrzymione. Nietrudno zauważyć, że z przywracaniem sprawiedliwości ma to niewiele wspólnego. Raczej przyczyniają się w ten sposób do podgrzewania atmosfery i nakręcania spirali nienawiści. A Pan Jezus powiedział – przypomnieli surowo autorzy katechizmu – że „każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi”. Kto się gniewa, czyli każdy, kto nie szuka sprawiedliwości, a tylko daje upust swojemu gniewowi.
Drugim, podobnym grzechem, o którym trzeba wspomnieć w kontekście potrzeby budowania pokoju, jest nienawiść. Grzech zasadniczo cięższy niż gniew. Tam bowiem w grę wchodziło nieraz wzburzenie czy wspomniane już, aczkolwiek niewłaściwie rozumiane, pragnienie przywrócenia sprawiedliwości. Nienawiść zaś to dobrowolne pragnienie dla bliźniego zła (KKK 2303). Od gniewu wyróżnia go także stałość – nie chodzi o chwilowe wzburzenie, ale stałą postawę. Gdy to pragnienie dotyczy poważnego zła, jest pragnieniem zniszczenia bliźniego – jest grzechem ciężkim.
To grzech będący najbardziej chyba jaskrawym przeciwieństwem tego, co nakazał Jezus – miłości, także miłości nieprzyjaciół. To z nienawiści biorą się nieraz wspomniane w poprzednim odcinku cyklu branie zakładników, torturowanie czy inne, mocno destrukcyjne czyny. Owszem, czasem może się komuś wydawać, że wyrównuje w ten sposób rachunki. Ale właśnie owa stałość w postawie, nieraz planowanie odwetu miesiącami i latami albo też stałe dodawanie krzywdy do krzywdy pokazują, że to już nie o gniew chodzi, ale nienawiść. Nie jest zresztą tym samym ukarać konkretnego winnego, co „w zastępstwie karać” Bogu ducha winnych. I nie jest w żadnej mierze przywracaniem sprawiedliwości znęcanie się nad ofiarami.
Czy nienawiść może wyrażać się też w słowach? Wspomniane wcześniej internetowe dyskusje są chyba nieraz właśnie dawaniem upustu nienawiści. Bezsilnej nienawiści. Ktoś nie może czy nie chce dosięgnąć ręką, wyżywa się w pisaniu. Krzywda też nieraz spora, gdy ktoś miesiącami kogoś obrzydza. Podobnie zresztą bywa, gdy ktoś tygodniami, miesiącami czy latami robi wszystko, by bliźniemu uprzykrzyć życie. Niby w większości drobiazgi, ale zebrane razem pokazują nieraz straszliwe intencje krzywdziciela, który nie spocznie, dopóki bliźniego nie zniszczy.
„Poszanowanie i rozwój życia ludzkiego domagają się pokoju” – czytaliśmy w Katechizmie. Kościół zwraca uwagę, że pokój ziemski jest obrazem i owocem pokoju Chrystusa (KKK 2305); to Jego styl, przybliżony człowiekowi choćby we wspaniałym Kazaniu na górze, bardziej niż ścisłe trzymanie się reguł sprawiedliwości przyczynia się do budowania pokoju. Folgowanie gniewowi, a już zwłaszcza nienawiści, na pewno do pokoju nie prowadzą. Pokój budują raczej ci, którzy potrafią przerwać nakręcenia spirali niechęci, złości czy w końcu także nienawiści, nie odpowiadając złem na zło, ale zło dobrem zwyciężając.
Nie znaczy to jednak, że zawsze należy wyrzekać się wszelkiej przemocy. „Ci, którzy wyrzekają się przemocy oraz krwawych działań i w celu ochrony praw człowieka odwołują się do środków obronnych, jakie dostępne są najsłabszym, dają świadectwo miłości ewangelicznej, pod warunkiem że nie przynosi to szkody prawom ani obowiązkom innych ludzi i społeczeństw” – czytamy w Katechizmie (2306). No właśnie: „pod warunkiem”. Bezwarunkowe wyrzeczenie się każdej przemocy byłoby niemądre. Trzeba czasem bronić ludzi i społeczeństwa przed tymi, którzy nie zamierzają respektować ich słusznych praw. Zwłaszcza gdy w grę wchodzi obrona praw tych, którzy sami bronić się nie potrafią. Tak działa np. policja broniąca obywateli przed bandytami. Tak powinien nieraz zadziałać przechodzień, który widzi krzywdę wyrządzaną bliźniemu: nie być obojętnym, zareagować choćby słowem czy wezwać pomoc. Nie ulega jednak wątpliwości, że w wielu sytuacjach wyrzekający się stosowania przemocy lepiej służą sprawie pokoju niż ci, którzy stosują zasadę „oko za oko ząb za ząb” czy jeszcze gorzej, dwoje oczu za oko i cała szczęka plus trzy palce za jeden ząb. „Świadczą oni w sposób uprawniony o powadze ryzyka fizycznego i moralnego uciekania się do przemocy, która powoduje zniszczenia i ofiary” – kończą pochwałę takiej postawy autorzy Katechizmu.
Nie być obojętnym na zło, stanąć w obronie słabszych... To wprowadza nas w temat kolejnego odcinka cyklu, o moralności prowadzenia wojny.
Na następnej stronie – temat dzisiejszego odcinka w nauczaniu autorów Katechizmu Kościoła katolickiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).