Zabić czy okaleczyć można ręką, kijem albo i trucizną czy napalmem. Ale słowem też.
Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 2297-2298
Nie zabijaj to dla teologów moralnych hasło wywoławcze. W przykazaniu tym nie chodzi jedynie o zakaz pozbawiania życia – czy to w bandyckim napadzie, czy to przez karanie śmiercią, aborcję, eutanazję albo też przez przeprowadzanie na człowieku (pseudo)medycznych eksperymentów – ale też o pozbawianie zdrowia duszy i ciała: przez zgorszenie czy brak należytej troski o własne czy cudze zdrowie. O tym mowa była w poprzednich odcinkach cyklu. Czegoś tu jeszcze jednak brakuje, prawda? Autorzy Katechizmu Kościoła Katolickiego w tym miejscu zwracają uwagę na potrzebę poszanowania cielesnej integralności człowieka. Wydaje się, że warto w tym miejscu dodać także poszanowanie ducha bliźniego. Bo rany zadawane psychice bliźniego bywają nawet gorsze, niż rany zadawane ciału.
Czy bicie jest grzechem? W katechizmie tego wątku tak nie podjęto. Zwraca uwagę, że w potępieniu, z jakim spotkały się tam pewne działania, nie rozróżnia się na działania przeciw ciału i przeciw psychice, duchowi. Twórcy katechizmu doskonale zdają sobie sprawę, że przemoc to często kwestia „kompleksowego” oddziaływania: nie sama przemoc fizyczna jest zawsze najgorsza, ale czasem to, co jej towarzyszy – oddziaływanie na ducha. Wiadomo przecież, że nawet nie stosując przemocy fizycznej, można psychicznie drugiego człowieka zniszczyć.
Spróbujmy to zobrazować. Pytanie: czy policzek wymierzony bliźniemu, albo i klaps dany dziecku, szkodzi ich fizycznemu zdrowiu? Z perspektywy fizis to działanie nieszkodliwe, pobudzające może krążenie i powodujące szybsze bicie serca, ale nic więcej. W policzku, klapsie, najgorszy jest ból psychiczny – upokorzenie, poczucie krzywdy. Ten sam efekt można jednak w człowieku wywołać nawet go nie dotykając. Wystarczy krzyk – zwłaszcza gdy towarzyszmy mu skrócenie dystansu fizycznego – wystarczą obraźliwe słowa. Niestety, w toczonych w naszym społeczeństwie dyskusjach najczęściej się o tym zapomina i demonizując przemoc fizyczną lekceważy ową przemoc duchową.
Autorzy katechizmu nie zajmowali się drobiazgami. Zwrócili uwagę na najpoważniejsze, negatywne zjawiska w dziedzinie poszanowania integralności cielesnej człowieka. To – w kolejności „katechizmowej” – najpierw uprowadzenia i branie zakładników. „Sieją (one) grozę i w ten sposób wywierają niedopuszczalną presję na ofiary” – czytamy w KKK 2297. Zwróćmy uwagę: kwestia przemocy fizycznej w tym potępieniu gra rolę drugoplanową. Nieważne czy ostatecznie jakaś krzywda fizyczna się stała. Zło polega na owej presji, na groźbie, na wywołaniu lęku. Warto zwrócić przy tym uwagę, że autorzy Katechizmu w ogóle nie próbują dywagować na temat pobudek, którymi kierują się sprawcy takich działań. Są one – piszą autorzy katechizmu – moralnie niedopuszczalne. I koniec, kropka.
Podobnie stanowczo autorzy katechizmu potępili też „terroryzm, który grozi, rani i zabija wszystkich bez różnicy”. „Jest on w poważnej sprzeczności ze sprawiedliwością i miłością” – czytamy. Ta metoda walki jest niedopuszczalna niezależnie od celu, jaki terroryści próbują osiągnąć. Zwróćmy znów jednak uwagę: także „grozi”. Sama groźba ranienia i zabijania jest już moralnie niedopuszczalna. Choć fizycznie żadna krzywda jeszcze się nie dzieje. Znów pełny realizm, który nakazuje widzieć zło nie tylko w przemocy fizycznej.
W katechizmie potępione zostało też „stosowanie tortur, polegające na przemocy fizycznej lub moralnej w celu uzyskania zeznań, ukarania winnych, zastraszenia przeciwników, zaspokojenia nienawiści”. Zwróćmy uwagę: autorzy katechizmu zdają sobie sprawę, że torturować można nie tylko fizycznie, ale także „moralnie”. Czyli znęcać się nad ofiarą psychicznie. Takie działania są niedopuszczalne niezależnie od pobudek sprawcy. Nie tylko dla ukarania winnych – np. przez stróżów prawa – czy zastraszenia przeciwników – ot, różne porachunki grup niekoniecznie zaraz przestępczych. Niedopuszczalne są także w działaniach państwowych służb w celu uzyskania zeznań. Cel nie uświęca środków.
Zauważmy w tym miejscu jeszcze jeden z wymienionych w Katechizmie powodów stosowania tortur: zaspokojenie nienawiści. Oczywistym wydaje się, że ofiara takich działań nie musi być związana sznurem czy skuta kajdankami. Te więzy mogą mieć charakter psychologiczny, emocjonalny. Ale do tego wrócimy za chwilę.
Kościół stanowczo potępia też okaleczanie. „Bezpośrednio zamierzone amputacje, okaleczenia ciała lub sterylizacje osób niewinnych są sprzeczne z prawem moralnym”. Tak, sterylizacja też. Istnieje jednak jeden wyjątek: „poza wskazaniami medycznymi o charakterze ściśle leczniczym”. Jeśli chodzi o ratowanie życie czy zdrowia – ale tylko wtedy – takie działania są dopuszczalne. Niedopuszczalna jest więc np. sterylizacja „bo ta kobieta za dużo rodzi i nie dba o dzieci”. Niepokoić może tylko jedno: chodzi o „osoby niewinne”. A winne? Wolno?
Kwestii poświęcono cały następny punkt Katechizmu (2298). Przytoczmy go.
W czasach minionych te okrutne praktyki były powszechnie stosowane przez legalne rządy w celu utrzymania prawa i porządku, często bez sprzeciwu ze strony pasterzy Kościoła, którzy w swoim sądownictwie przyjęli przepisy prawa rzymskiego dotyczące tortur. Mimo tych godnych pożałowania faktów Kościół zawsze pouczał o obowiązku łagodności i miłosierdzia; zabraniał osobom duchownym przelewania krwi. W ostatnich czasach stało się oczywiste, że te okrutne praktyki nie były ani konieczne dla porządku publicznego, ani zgodne ze słusznymi prawami osoby ludzkiej. Przeciwnie - praktyki te prowadzą do jeszcze większych poniżeń. Powinno się działać w celu ich zniesienia. Trzeba modlić się za ofiary i za ich katów.
I już wszystko jasne. Także osoby „winne” nie powinny być okaleczane, choć niegdyś Kościół na to się godził. Dziś wiadomo, że takie praktyki nie są potrzebne i Kościół teraz już wyraźnie się im sprzeciwia.
Wspomniałem wcześniej o nienawiści jako jednym z powodów torturowania bliźnich. Wspomniałem też, że nie trzeba do tego ofiary wiązać. Wystarczą więzy zależności, więzy socjologiczne, psychologiczne, czy inne, nie mające fizycznego charakteru. Wydaje mi się, że temat ten warto rozwinąć.
Sprawa jest oczywista, gdy chodzi o przemoc fizyczną. Powszechnie znane i potępiane są zjawiska różnych „fal”, gdy „ważniejsi” znęcają się nad „kotami”. Niedostrzegana, lekceważona, a nawet uważana za usprawiedliwioną bywa przemoc nieco bardziej subtelna – w postaci agresji słownej. Krzyki, wyzwiska. Najmniej dostrzegana zaś jest agresja nazywana czasem „molestowaniem moralnym”, będąca mieszaniną poniżania, presji, złośliwych uwag, wyśmiewania, okazywanego lekceważenia, ignorowania i tylu innych, że nie sposób tu w krótkich słowach zjawisko opisać. Najistotniejsze: nie incydentalnych, ale stosowanych w sposób ciągły. Zjawisko obserwowane w relacjach rodzinnych, a także w miejscach pracy. Takie działania mają niezwykle destrukcyjny wpływ na bliźnich, nieraz objawiający się także w problemach zdrowotnych.
Świadomość istnienia takich problemów nie jest wcale nowa. W Kazaniu na Górze, komentując piąte przykazanie, Jezus zwrócił uwagę, że podlega sądowi nie tylko ten, kto zabił, ale kto się gniewa na brata, w tym także ten, kto rzuca na bliźniego wyzwiska. Przypomnieli tę naukę zresztą autorzy Katechizmu na początku rozważań o piątym przykazaniu. Warto tu wyjaśnić: mówiąc o gniewie nie mamy na myśli uczucia, ale pewną postawę: pragnienie odwetu za prawdziwą lub urojoną krzywdę. Nad uczuciem można zapanować i żadnej krzywdy bliźniemu nie zrobić: w tym kontekście można wspomnieć choćby wezwanie Jezusa, by modlić się za nieprzyjaciół. Niestety, można też jednak pozwolić na to, by uczucie gniewu wzięło górę. Nie tylko w gwałtownych wybuchach, ale i na zimno, w działaniach perfidnych, wyrachowanych.
Pewnego wyjaśnienia wymaga też chyba sprawa agresji słownej. Oczywista, gdy ktoś rzuca wyzwiskami pod adresem bliźniego. Dziś jednak nieraz przyjmująca formę tak zwanego hejtu. Wchodzimy tu już trochę w obszar VIII przykazania, bo nieraz wiążę się on z łatwym stawianiem nieprawdziwych albo co najmniej niesprawdzonych zarzutów, posądzeń, rzucaniem podejrzeń czy, w swej surowości, wręcz karykaturalnymi ocenami. Oczywiście oficjalnie mówi się w takich wypadkach o potrzebie ujawnienia prawdy. Tyle że intencje są inne. Nie jestem specjalistą, ale wydaje mi się, że można to zjawisko zdefiniować jako „mówienie tak, żeby poniżyć”. Stąd zarzuty ciemnoty, braku używania rozumu, oszołomstwa, głupoty i inne, temu podobne. Stąd używanie określeń nie uważanych może powszechnie za obraźliwe (to byłoby zbyt ewidentne), ale mających obrazić. Ot, słowo „lewactwo” – jako żywo mające wywołać skojarzenie z „robactwem”, „PiSiory” – nie trzeba tłumaczyć – i wiele innych. Czym innym są takie działania, jak nie wyrazem wspomnianej wcześniej nienawiści, która hamując się przed agresją fizyczną folguje sobie w lekko tylko maskowanej (tym powoływaniem się na potrzebę głoszenia prawdy) agresji werbalnej?
Temat gniewu i nienawiści – w nieco innym już ujęciu – powróci w następnym odcinku cyklu, gdy mowa będzie o konieczności obrony pokoju (o moralności prowadzenia wojny i siłowych rozwiązań przy zmianie władzy - w kolejnych). Temat prawdy i kłamstwa – gdy mowa będzie o VIII przykazaniu. Wydawało mi się jednak ważnym, by temat ten poruszyć już w tym odcinku cyklu, gdy mowa o poszanowaniu integralności cielesnej człowieka. Po to, żeby odpowiedzialności za takie czyny nie rozmyć. Tak, przemoc werbalna, przemoc psychiczna, też są przemocą. Raniącą nieraz głębiej, niż krzywda wyrządzona ciału.
Na następnej stronie - stosowne fragmenty Katechizmu Kościoła Katolickiego
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).