Skrzydlaty Chrystus

Jego młodzieńcze ambicje? Zostać poetą. Jeszcze lepiej – rycerzem, który jest poetą. Jego styl życia? Zabawy z przyjaciółmi i kosztowne ubiory. Światowiec i trzpiot? Niekoniecznie, skoro świetnie radzi sobie w interesach prowadzonych przez ojca. Zapewne nie tylko przejmie rodzinny biznes, ale i rozwinie go, zapewniając sobie status jednej z ważniejszych osób w mieście.

Reklama

Pieniądze mogą wiele. Bardzo wiele.

Tylko dlaczego napotykanym żebrakom zaczyna dawać jedzenie i rozdawać im pieniądze? Nawet nie wie, że na jego wizji życia już pojawiła się pierwsza rysa.

Za chwilę wszystko rozsypie się w drobny mak.

Pojawi się św. Franciszek. Prowadzony przez natchnienia, sny, głosy i wizje.

„Poverello”– mówią o nim jego rodacy; my nazywamy go „Biedaczyną”. Hagiografowie są zgodni: jeśli mamy przypisać mu jedną nazwę, to właśnie tę. Franciszek sam mówi, że „poślubił Panią Biedę”.

Po co mu taka Pani? Przecież miał wszystko, co zapewnia spokojne, szczęśliwe i ciekawe życie. Więcej, przecież wie, że można zostać świętym, nie wyrzekając się bogactwa. Zresztą, czy napotkanych ludzi majętnych będzie wzywał do rozdania swego majątku ubogim i bycia jak on? Gdyby nie było pewnego bogatego hrabiego, który ofiarował mu wzgórze La Verna, nie byłoby pewnie najważniejszego objawienia Jezusa w życiu Biedaczyny…

Gdzie więc tkwi odpowiedź na pytanie o rolę ubóstwa? W objawieniu. Francesco zobaczył, że najnędzniejszy człowiek, którego spotkał w życiu, jest Chrystusem. Nawet nie podobnym, nawet nie obrazem. Jest Chrystusem.

Franciszek zapragnął być jak On… I stał się nędznikiem.

Początek

Święty Franciszek przychodzi na świat w 1182 roku w Asyżu, mieście w środkowych Włoszech. Rodzi się w bogatej rodzinie kupieckiej. Jego rodzice marzą, by syn osiągnął stan szlachecki, nie przeszkadzają mu więc w jego marzeniach o ostrogach rycerskich. Płacą za wystawne uczty, które organizuje. Podczas zabaw, które trwają całe noce, śpiewa biesiadnikom układane przez siebie pieśni.

Ubierający się ekstrawagancko młodzieniec zostaje okrzyknięty królem młodzieży asyskiej. Droga do wielkiej kariery zdaje się stać przed nim otworem. Nie ma na niej widocznych przeszkód.

No chyba, że położy się na niej w poprzek sam Chrystus.

Może to pierwszy sen

Nim to się stanie, bogaty panicz (ma już 20 lat), któremu ojciec na dał imię „Francesco – „mały Francuz” – zostaje pojmany w jednej z bitew toczonych między rywalizującymi miastami: Asyżem i Peruggią. Dziwne: w więzieniu nie traci dobrego nastroju, choć do rodzinnego miasta powróci dopiero po roku niewoli. Powtarza towarzyszom: „Dziwi was, że się cieszę? Nadejdzie dzień, kiedy cały świat będzie oddawać mi cześć!”.

Te pełne pychy słowa są z pewnością owocem jednego z jego dziwnych snów. On sam jak i jego słuchacze rozumieją te senne widzenia w kategoriach czysto doczesnych. „Kim on będzie? – zastanawiają się współwięźniowie. – Królem?, wielkim wodzem jak Hannibal?, może poetą wspanialszym niż Wergiliusz?

Wybierają zły trop – wszystkie obrazy, które Franciszek będzie oglądał w nocnych wizjach, będą się odnosić tylko do świata ducha.

On sam jeszcze o tym nie wie.

Najpiękniejsza oblubienica

Niedługo po uwolnieniu Franciszek znowu wyrusza na wojnę. Hrabia Gentile zbiera wojsko, by stawić opór germańskim notablom rozpychającym się na południowych ziemiach Asyżu. Ojciec wyposaża go w bogatą zbroję, daje mu też wybornego rumaka. W drodze na południe przyszły święty ma kolejny, piękny sen. W widzeniu znajduje się w magazynie swego ojca, tyle że zamiast bel materiałów, złożona jest w nim rycerska broń. Dostrzega, że każda tarcza nosi na sobie znak krzyża. (Czy nie przypomina się nam wizja Konstantyna?) Nieoczekiwanie zbrojownia zamienia się w pyszny pałac, w którym czeka na niego piękna panna młoda. Słyszy jeszcze głos mówiący, że oglądana przed chwilą broń i uprząż dla koni są przeznaczone dla rycerzy, którzy pod jego komendą ruszą na zwycięski bój.

Franciszek jest szczęśliwy.

„Wracaj do Asyżu”

Nadchodzi kolejna noc, a wraz z nią pojawia się kolejny sen. Tym razem nie ma w nim wizji, jest głos, a on wie (po prostu wie – ta pewność jest częścią natchnionego snu), że mówi do niego Chrystus. Zbawiciel poleca mu porzucić służbę i powrócić do domu. Zapewnia, że w rodzinnym mieście dowie się, co ma zrobić, by osiągnąć to, czego pragnie.

Jest posłuszny. Wierzy, że to krok ku spotkaniu najpiękniejszej kobiety świata. I sławy.

Ku zdumieniu wszystkich, porzuca swoich towarzyszy. Ale… czyżby w swym śnie usłyszał lub przeczuł coś więcej? Jak wytłumaczyć, że Franciszek, jeszcze przed chwilą obnoszący się ze swoją pyszną zbroją, przekazuje ją najbiedniejszemu z rycerzy? Przecież po powrocie do Asyżu można ją sprzedać bez najmniejszego uszczerbku w finansach!

Wygląda na to, że wpajana w niego nauka, iż droga do zdobycia uznania w świecie prowadzi przez pieniądze (a do wielkiej sławy potrzeba wielkich pieniędzy!) straciła na wadze, a system wartości, jaki mu wszczepiono, okazuje się w niewytłumaczalny sposób nieszczelny.

Jeśli okazuje się „niewytłumaczalny”, to ślady prowadzą w stronę nadprzyrodzoności.

Nie znamy motywów tego dziwnego gestu, wiemy jednak, że na naszych oczach pojawia się kolejna rysa, która za moment zniszczy obraz jego doczesnych oczekiwań. Pierwszą już znamy: jest nią jego upodobanie do okazywania pomocy żebrakom.

Rzym – przystanek do Porcjunkuli

Znowu dzieje się coś, co nie ma racjonalnego wytłumaczenia. Czyżby było to polecenie usłyszane od Jezusa w następnej wizji sennej? Pewnego dnia Franciszek siodła konia i rusza do Rzymu. Tam wszystkie pieniądze wrzuca do skarbony znajdującej się przy grobach Apostołów, po czym siada na stopniach katedry św. Piotra, zamienia się ubraniem z żebrakiem i zaczyna prosić o jałmużnę.

Do Asyżu wraca bez grosza i w łachmanach.

Do tej pory lubił pomagać biedakom. Teraz sam sprawdza smak nędzy.

Czy to kolejny krok zaplanowany przez cierpliwą Opatrzność? Być może, bo Franciszek właśnie przekracza kolejną barierę: zaczyna się interesować ostatnimi z biedaków: trędowatymi. W okolicach Asyżu jest ich niemało.

Do tego dochodzi jeszcze potrzeba samotności (on – dusza towarzystwa!) i medytacji (on – wciąż w wirze przygód). Coraz częściej siada na konia i jedzie do oddalonego o dwa kilometry na pół zrujnowanego kościoła św. Maryi od Aniołów, który potem stanie się tak sławny przez swój związek z Porcjunkulą („malutką ziemią”).

(Porcjunkula to miejsce, w którym zamieszkał Franciszek z pierwszymi towarzyszami, tu też – zgodnie ze swoją wolą – zmarł.)

U św. Maryi od Aniołów spędza wiele czasu. Dużo się modli.

Czego szuka? Czyżby ustalona droga życiowej kariery wcale nie była tą, o której mówi mu Głos i… jego serce?

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Historia Objawień Jezusa. TOM I. Od Jerozolimy 33 r. do Trino 1460 r.". Autor: dr Wincenty Łaszewski. Wydawnictwo: Fronda

Skrzydlaty Chrystus

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12

Reklama