Wskazać palcem... Tak, łatwo. Ale uderzyć się we własną pierś...
Środa Popielcowa. Nawracajcie się. Czyli zmieńcie sposób myślenia, bo od tego wszystko się zaczyna. Przejrzyjcie. Jak nie widzicie, to nałóżcie dobre okulary...
Oj, zamieszało się w tej międzynarodowej polityce. Tematów wiele, ale jeden w ostatnich dniach wydaje się najważniejszy: działania USA wobec Ukrainy. Dokładniej, działania prezydenta USA i jego otoczenia wobec prezydenta Ukrainy. Głośna scysja, do jakiej doszło w Waszyngtonie, różnie jest oceniana. Jedni mówią, że winny Zełeński, drudzy, że Trump i jego otoczenie. Mnie wydaje się, że ci drudzy, ale nie upierałbym się przy tym. Doświadczenie uczy mnie, że to, co jest najbardziej rzucającym się w uszy głośnym końcem rozmów, niekoniecznie dobrze oddaje przebieg całości. W sporze amerykańsko – ukraińskim pojawia się wiele wątków, także finansowych. Po kilku dniach sytuacja zdaje się zresztą trochę normalizować, choć trudno nie zauważyć mających miejsce w międzyczasie wręcz wrogich wobec Ukrainy reakcji amerykańskiej administracji. Nie chcę stawać tu po którejś ze stron, bo choć dość regularnie śledzę wydarzenia związane z wojną na Ukrainie mam świadomość, że, po pierwsze, czytam doniesienia mediów tak czy inaczej już formatujących swój przekaz, a, po drugie, nie mam wiedzy na temat tego, co dzieje się za kulisami. Wydaje mi się jednak, że kilka faktów w ocenie tych spraw jest bezspornych i to one powinny stanowić podstawę do oceny tego, co się w tej chwili dzieje.
Jakie to fakty? Po pierwsze i najważniejsze, to nie Ukraina napadła na Rosję, ale Rosja na Ukrainę. Można przywoływać tu różne okoliczności, powoływać się na rzekome rosyjskie poczucie zagrożenia – Rosjanie zawsze mówią o zagrożeniu, gdy nie mogą swoich opierających się ich knowaniom sąsiadów w parę chwil zniszczyć – można mówić o rosyjskich interesach, o obronie ludności rosyjskiej na Ukrainie i paru innych, ale ten fakt nie ulega najmniejszej wątpliwości: to Rosja napadła na Ukrainę, nie odwrotnie. I wojna ta przez wiele miesięcy toczyła się tylko i wyłącznie na terytorium Ukrainy. Sytuacja była do tego stopnia absurdalna, że Ukraińcy nie atakowali (nie mogli?) przygotowujących się na swoim terytorium do ataku, zaopatrujących walczących itd. Wszystko tylko na terytorium Ukrainy. Jakby nie była to agresja z zewnątrz.
Druga rzecz, której nie można nie zauważyć, to fakt, że wojna rosyjsko-ukraińska wojna mogłaby się skończyć natychmiast, gdyby o jej zakończeniu zdecydował prezydent Putin. Bez żadnych poważnych konsekwencji. I nie potrzebuje do tego Amerykanów. Ale takiej decyzji nie podejmuje. Prezydent Zełenski też może oczywiście tę wojnę zakończyć. Tyle że za cenę oddania kraju Rosji. Z wszystkimi możliwymi tego, jak to widzieliśmy w Buczy, konsekwencjami. I do podjęcia takiej decyzji też Ameryki nie potrzebuje. Takie są podstawowe w tej sprawie fakty. Wszystko inne to już tylko niuanse, które powinny być interpretowane w świetle tych faktów fundamentalnych.
Administracja USA ma oczywiście prawo nie wspierać Ukraińców. Ma prawo mówić w tym kontekście o pieniądzach swoich podatników, choć żenującym jest zawyżanie wielkości tej pomocy, a zaniżanie wielkości pomocy, której udzieliły inne kraje. No i ma prawo, dbając o swoje interesy, dążyć do zakończenia tej wojny. Nie ulega jednak dla mnie najmniejszej wątpliwości, że tak mocno i bezceremonialnie naciskając Ukrainę, a jak partnera, z wyrozumiałością traktując Rosję, staje teraz po stronie agresora przeciw temu, który się przed agresją broni; staje po stronie zbrodniarzy przeciw ich ofiarom. To działania głęboko niemoralne. I skrajnie sprzeczne z tym, co przez lata, interweniując zbrojnie w różnych zakątkach świata, Ameryka deklarowała.
Głęboko niemoralne.... Zostawmy jednak te oskarżenia pod adresem Ameryki. Nie wchodźmy też w zagadnienie doszukiwania się w niej mesjasza czy antychrysta. W ogóle, zostawmy też szerszy temat szukania przez dzisiejsze społeczeństwa różnych mesjaszów i wskazywania na różnych antychrystów. W Środę Popielcową spójrzmy na to stawanie po stronie silniejszego przeciw słabszemu; po stronie krzywdziciela przeciw jego ofierze... Ile już razy coś takiego w życiu widziałem? Nie tylko na kartach podręczników historii. Wokół siebie. W różnych życiowych sytuacjach... Z wyrachowania, dla własnych korzyści, czy tylko dla świętego spokoju. Widziałem pouczanie, besztanie i obrażanie się na ofiary - bo psują atmosferę, a klaskanie czy wręcz kadzenie krzywdzicielom. Widziałem, niestety. Zbyt często.
Co nas czeka? Co czeka świat? Szczegółów nie znam. Czytając Apokalipsę rozumiem proces. I wiem, jakie będzie tej historii zakończenie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W poniedziałek 3 marca opublikował on bezprecedensowe rozważanie wielkopostne.
„Łańcuch eucharystyczny” ma być doświadczeniem wspólnoty i widocznym znakiem nadziei.
Prezydium KEP wnioskuje o zbadanie konstytucyjności i legalności rozporządzenia Minister Edukacji