Wojny były, są i będą, bo człowiek jest grzeszny. Chodzi tylko o to, czy są uprawnioną obroną czy nieuprawnioną agresją.
Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 2307-2317 oraz 2243
Nie zabijaj... Życie to wartość podstawowa. Bóg je dał i tylko On ma prawo je zabrać. Ale łamie to przykazanie także ten, kto godzi w integralność fizyczną, psychiczną czy duchową bliźniego. To w największym skrócie tematyka ostatnich odcinków naszego cyklu. W poprzednim, poświęconym temu przykazaniu, za Katechizmem Kościoła katolickiego, zwróciłem uwagę na wartość pokoju. Bo pokoju domaga się poszanowanie i rozwój ludzkiego życia. Pokoju rozumianego nie tylko jako brak wojny, ale jako będące „spokojem porządku” dzieło sprawiedliwości i miłości (KKK 2304). Pokoju, którego nie niszczą jedynie działania zbrojne, ale tak lekceważone folgowanie gniewowi czy nienawiści. Dziś o największym zagrożeniu dla realizacji postulatów piątego przykazania: stanowiącej moralna katastrofę wojnie.
Wojna sprawiedliwa
Wojna to nie tylko okaleczanie i zabijanie. To często także głód, rozboje, gwałty, zastraszanie, zdrady i cała gama innych podłości. Wszystkie występują też w czasach pokoju, ale w czasie wojen ich natężenie rośnie. I często, za często, podłości tych dokonują ludzie, po których w czasach pokoju nigdy byśmy się tak poważnych skłonności ku złemu nie spodziewali. Bo wojna w najpełniejszym tego słowa znaczeniu demoralizuje. Nie tylko częściej niż czasy pokoju daje okazję do czynienia zła, a też wyzwala w człowieku złe instynkty. Sprzyjają temu oglądane okropieństwa, doznane krzywdy, strach.... Prawdą jest – jak twierdzi się czasem – że niektórzy wznoszą się w takich warunkach na wyżyny człowieczeństwa. Generalnie jest jednak inaczej. Dlatego „z powodu zła i niesprawiedliwości, jakie pociąga za sobą wszelka wojna, Kościół usilnie wzywa wszystkich do modlitwy i działania, by dobroć Boża uwolniła nas od odwiecznego zniewolenia przez wojnę” (KKK 2307).
Do modlitwy i działania. Zarówno rządzących, jak też wszystkich obywateli (KKK 2308). Kościół nie popiera jednak ślepego, nierozumnego pacyfizmu, który byłby obojętny wobec prawdziwych, wielkich krzywd. Jest świadom, że mimo najlepszej woli, wojny nie zawsze da się uniknąć. Dlatego – jak napisali autorzy Katechizmu „tak długo (...) jak «będzie istniało niebezpieczeństwo wojny, a równocześnie brakować będzie międzynarodowej władzy posiadającej niezbędne kompetencje i wyposażonej w odpowiednią siłę... rządom nie można odmawiać prawa do koniecznej obrony, byle wyczerpały wpierw wszystkie środki pokojowych rokowań»” (KKK 2308). Wojna to ostateczność, której należy wszelkimi sposobami unikać. Czasem jednak nie ma innego wyjścia: dla dobra społeczności trzeba się zdecydować na jej prowadzenie.
W tym kontekście Kościół formułuje zasady usprawiedliwiające „uprawnioną obronę z użyciem siły militarnej”. Co istotne, trzeba równoczesnego spełnienia ich wszystkich.
Potrzeba jednocześnie:
Decyzja w tej sprawie „należy do roztropnego osądu tych, którzy ponoszą odpowiedzialność za dobro wspólne”. Czyli zasadniczo do sprawujących władzę. Zasady te to elementy teorii tzw. wojny sprawiedliwej. Wszystkie są oczywiście istotne, ale warto zwrócić szczególną uwagę na dwa ostatnie.
Wszczynanie wojny, która skazana jest porażkę, z moralnego punktu widzenia nie jest uzasadnione. Niczego, prócz śmierci i zniszczenia taką wojną się nie osiągnie. Dlatego, gdy nie ma realnych szans powodzenia, nie powinno się decyzji o wojnie podejmować. Koniecznie trzeba też pamiętać, że wojna może przynieść poważniejsze jeszcze „zło i zamęt” niż rezygnacja z niej. Narażenie ludności na wieloletni wojenny zamęt z wszystkimi towarzyszącymi tej sytuacji okropnościami – także głodem – może być po prostu gorsze niż dyshonor, jakim jest poddanie się. Pamiętając zaś, że niektóre kraje posiadają w swoich arsenałach broń masowego rażenia, decyzję o ewentualnym prowadzeniu wojny w takiej sytuacji należy podejmować bardzo ostrożnie. Bo – o czym chyba często myśląc kategoriami państwa zapominamy – nie państwo jest najważniejsze, ale człowiek.
Czy spełnienie tych warunków jest w ogóle realne? Zwłaszcza dziś? W mojej subiektywnej i dość powierzchownej ocenie mniej więcej zgodnie z tymi zasadami zachował się polski rząd we wrześniu 1939 roku. Gdy istniały szanse powodzenia – sojusznicy mieli pomóc – prowadzono walkę. Gdy okazało się, że sojusznicy nie pomogą, a nadto do wojny po stronie hitlerowskich Niemiec włączył się Związek Radziecki – generalnie z dalszego oporu zrezygnowano. Okupacja niemiecka, a potem radziecka, na pewno przyniosła Polakom wiele krzywd. Tyle że nawet wiedząc co się stanie i tak nie mieliśmy szans. Opór nie miał już sensu.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że podobne zasady formułuje Kościół odnośnie do moralnej możliwości prowadzenia zbrojnych działań przeciwko władzy własnego państwa. „Zbrojny opór przeciw uciskowi stosowanemu przez władzę polityczną – czytamy w KKK 2243 – jest uzasadniony jedynie wtedy, gdy występują równocześnie następujące warunki”
Temat w katechizmie siłą rzeczy nie jest rozwinięty. Po szczegóły trzeba sięgnąć do podręczników teologii moralnej. Widać jednak wyraźnie, że Kościół wcale nie twierdzi, że „każda władza pochodzi od Boga” w ten sposób, jakoby była przedłużeniem mądrej władzy Boga. I – jak pokazują to rozważania na temat wojny sprawiedliwej – nie głosi pacyfizmu, nie domaga się pokoju za wszelką cenę. Bo w wielu sytuacjach byłoby to po prostu wspieranie oprawcy przeciw jej ofierze. Takie stawianie sprawy jest teologii moralnej obce.
Kto ma bronić państwa, a kto nie musi?
Nie władza oczywiście broni państwa. Rządzący nie biegają z bronią, nie kierują czołgami, nie donoszą amunicji. Robią to obywatele. Ona tylko (a może AŻ) decyduje, że wojnę trzeba prowadzić. I angażuje w nią obywateli, do czego, zdaniem Kościoła, ma nie tylko prawo, ale i obowiązek. „Władze publiczne mają w tym przypadku (prowadzenia wojny) prawo i obowiązek nałożyć na obywateli zobowiązania konieczne dla obrony narodowej” – czytamy w (KKK 2310). Czy owi obywatele stają się przez to automatycznie mordercami? Nie. „Ci, którzy poświęcają się sprawie ojczyzny, służąc w wojsku, są sługami bezpieczeństwa i wolności narodów. Jeżeli wywiązują się należycie ze swojego zadania, prawdziwie przyczyniają się do dobra wspólnego narodu i utrwalenia pokoju” – oceniają przypominając naukę Kościoła autorzy Katechizmu. Jednocześnie jednak dodali: „Władze publiczne powinny uwzględnić przypadek tych, którzy z pobudek sumienia odmawiają użycia broni; są oni jednak zobowiązani w inny sposób służyć wspólnocie ludzkiej (KKK 2311). Na przykład w służbach medycznych. Bo to, że człowiek korzysta z dobrodziejstwa, jaką jest życie we wspólnocie, zobowiązuje go do wniesienia w jej dobro swojego wkładu. Pacyfizm, „brońcie mnie, ale ja was i wasze sprawy mam gdzieś” to po prostu egoizm. Jak każde żądanie praw dla siebie i nie respektowanie tych samych praw bliźnich.
Nie wszystko jednak wolno
Koniecznie trzeba też podkreślić, że wojna nie zawiesza praw moralnych. Bywa uprawnioną obroną, ale nawet obrona nie usprawiedliwia działań przynoszących szkody i krzywdy, których dałoby się uniknąć. Nie wszystko jest w czasie wojny dopuszczalne.
Konkretnie? „Należy szanować i traktować humanitarnie ludność cywilną, rannych żołnierzy i jeńców” – wskazują autorzy Katechizmu (2312). Ogólnie, ale jedna to opór przeciw działaniom, które niepotrzebnie przynosiłyby uwikłanym w konflikt dodatkowe krzywdy. Zasada ta obowiązuje wszystkich biorących udział w konflikcie. Wydających rozkazy i je wypełniających. Przy okazji warto zauważyć, że współcześnie miewamy kłopoty z ustaleniem, kto jest „ludnością cywilną”, a kto biorącym udział w wojnie żołnierzem. Wojna partyzancka, dywersja, zamazują te granice. I są narażeniem cywilów na dodatkowe cierpienia. Czy z perspektywy dobra społeczeństwa jednak nie zbyt kosztowne? Życie to przecież nie filmowy, brawurowy pościg za bandytami. Nie liczy się jedynie to, by dopaść wroga, ale przede wszystkim to, by ochronić dobro wspólne.
Kościół zwraca też uwagę na niedopuszczalność etnicznych czystek. Tego nic nie usprawiedliwia. „Działania w sposób zamierzony sprzeczne z prawem narodów i jego powszechnymi zasadami, podobnie jak nakazujące je zarządzenia, są zbrodniami” – czytamy w KKK 2313. I dalej: „Nie wystarczy ślepe posłuszeństwo, by usprawiedliwić tych, którzy się im podporządkowują. Zagłada ludu, narodu czy mniejszości etnicznej powinna być potępiona jako grzech śmiertelny. Istnieje moralny obowiązek stawiania oporu rozkazom, które nakazują ludobójstwo”.
Mocne słowa. Nawet podporządkowanie się rozkazom nie uzasadnia ludobójstwa. Jak nie mogli wykonywaniem rozkazów usprawiedliwiać się oprawcy z hitlerowskich obozów zagłady, tak też nie może usprawiedliwiać się nikt, kto bierze udział w ludobójstwie. Może się bać o siebie, o swoje życie, ale sprzeciw wobec takim działaniom jest moralnym obowiązkiem.
Podobnie jest z „wszelkimi działaniami, zmierzającymi bez żadnej różnicy do zniszczenia całych miast lub też większych połaci kraju z ich mieszkańcami”. Chodzi głównie o użycie broni masowego rażenia. To zbrodnia przeciw Bogu i człowiekowi, zasługująca na stanowcze i natychmiastowe potępienie (KKK 2314). Podobnie jak ludobójstwo jest to „wojenne” przekroczenie granic obrony koniecznej.
Logika wojny do wojny prowadzi
W tym kontekście Kościół zwraca uwagę na niebezpieczeństwo samego posiadania broni masowego rażenia (KKK 2314). Gdy się ją ma, istnieje pokusa, by po nią sięgnąć. Zwłaszcza gdy z kalkulacji wynika, że będzie to dla używającej tej broni strony korzystne. Tak, ale zdecydowanie niekorzystne jest nie tylko dla żołnierzy strony przeciwnej, ale przede wszystkim także dla Bogu ducha winnych cywilów. Jak w sytuacji użycia bomby atomowej przez Amerykanów. Zwłaszcza tej drugiej, zrzuconej na Nagasaki: teoretycznie ochroniło amerykańskich żołnierzy, którzy zginęliby podczas próby tradycyjnego zdobycia Japonii, ale przyniosło śmierć wielu niewinnym. A przecież alternatywą dla jednego nie musiało być drugie. Można było jeszcze, zwłaszcza po zrzuceniu pierwszej bomby, siąść do rokowań, prawda? Czy konieczne było zmuszenie przeciwnika do bezwarunkowej kapitulacji?
Autorzy Katechizmu odpowiadając na tłumaczenia, jakimi usprawiedliwia się gromadzenie broni i wyścig po nowe, śmiercionośne technologie napisali: „Gromadzenie broni wydaje się wielu ludziom paradoksalnym sposobem powstrzymania ewentualnych przeciwników od wojny. Widzą w tym najbardziej skuteczny ze środków zdolnych zapewnić pokój między narodami. Wobec takiego odstraszającego zabiegu powinno się wysunąć poważne zastrzeżenia moralne. Wyścig zbrojeń nie zapewnia pokoju. Nie tylko nie eliminuje przyczyn wojny, ale może je jeszcze nasilić. Wydawanie ogromnych sum na produkcję ciągle nowych rodzajów broni uniemożliwia przyjście z pomocą głodującej ludności, hamuje rozwój narodów. Nadmierne zbrojenia mnożą przyczyny konfliktów i zwiększają ryzyko ich rozprzestrzeniania się (KKK 2315). Lapidarne. Bez kwiecistości oddające istotę sprawy.
Sam wyścig zbrojeń nie jest więc w nauczaniu Kościoła przyczyną wojen. Jednak pogłębia on istniejące problemy, antagonizmy. Dlatego budzi „poważne moralne zastrzeżenia”. Podobnie jest z produkcją i handlem bronią. „Dążenie do doraźnych interesów prywatnych lub zbiorowych nie może usprawiedliwić przedsięwzięć, które podsycają przemoc i konflikty między narodami oraz naruszają międzynarodowy porządek prawny” – czytamy w KKK 2316. Broń oczywiście jest potrzebna. Tego Kościół nie neguje. Sęk w tym, że dostarczanie jej – czy to rządom państw uciskających własnych obywateli czy różnym grupom rebelianckim – prowadzi do wielu nieszczęść. Dlatego „władze publiczne mają prawo i obowiązek ich ustawowego uregulowania” (KKK 2316). Nie ma znaczenia ile może na tym zarobić przedsiębiorca czy nawet państwo.
A co jest ową przyczyną wojen, którą dla pokoju w świecie trzeba by wykorzenić? Kościół zdaje sobie sprawy, że przyczyny te bywają złożone. Wymienia więc przykładowe: „niesprawiedliwości, nadmierne nierówności w porządku gospodarczym lub społecznym, zazdrość, podejrzliwość i pycha, które szkodliwie szerzą się między ludźmi i narodami” (2317). Jeśli chce się zlikwidować niebezpieczeństwo wojen trzeba zlikwidować właśnie te ich przyczyny, a nie liczyć że powstrzyma je lęk przed zagładą. Bo ludzie są grzeszni. W logice mnożenia zła w końcu przestaną się liczyć ze strachem i po zło sięgną. Zwłaszcza że wojnę poprzedza często nakręcanie spirali nienawiści; nad nagromadzoną negatywną energią trudno już wtedy zapanować. Gdy ludzie zespoleni w miłości przezwyciężają grzech, to i wszelkie niechęci i gwałty są przez nich przezwyciężane (KKK 2318).
To już ostatni odcinek korepetycji w zakresie V przykazania, „nie zabijaj”. Czas na przykazanie szóste, nie cudzołóż. Ale najpierw krótka przerwa na odsapkę po tym maratonie tematów związanych z zakazem zabijania. Na koniec jeszcze tylko – na następnej stronie – punkty katechizmu wykorzystane przy pisaniu tekstu. Wraz z „katechizmowym skrótem tego, co zawiera się w tych dwu tylko słowach „nie zabijaj”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
13 maja br. grupa osób skrzywdzonych w Kościele skierowała list do Rady Stałej Episkopatu Polski.