Medytacje o Kościele

Człowiek Kościoła kocha jego przeszłość, rozmyśla nad jego historią, szanuje i bada jego Tradycję (...) trzyma się z dala od wszelkich koterii i intryg, nie poddaje się gwałtownym poruszeniom, które co jakiś czas wstrząsają teologicznym środowiskiem, a jego czujność nie jest podejrzliwością.

Człowiek Kościoła, jako członek Ciała, niezależnie od pełnionej w nim funkcji, pozostaje wrażliwy na wszystko, co rani inne członki. Boli go wszystko to, co paraliżuje, obciąża i niszczy całe Ciało. Z jednej strony, nie mógłby zgodzić się na odłączenie od tego Ciała, a z drugiej, nie jest w stanie zdobyć się wobec niego na obojętność.

To sprawia, że cierpi z powodu wewnętrznych chorób Kościoła. Życzyłby sobie, by ten Kościół we wszystkich swych członkach był bardziej czysty i zjednoczony, bardziej uważny na wezwanie dusz, bardziej aktywny w swoim świadczeniu, bardziej żarliwy w swoim pragnieniu sprawiedliwości, bardziej duchowy we wszystkich sprawach, mniej skłonny do jakichkolwiek ustępstw na rzecz świata i jego kłamstwa. Życzyłby sobie, by ten Kościół we wszystkich swych dzieciach „odprawiał Paschę czystości i prawdy"[51].

Nie pielęgnuje utopijnego marzenia, zawsze oskarża najpierw samego siebie, ale jednocześnie nie przystaje na przypisywanie uczniów Chrystusa do „ludzkiego nadmiaru" ani na ich wyrzucanie na margines wielkich ludzkich prądów. Spontanicznie dostrzega dobro, cieszy się nim, stara się je pokazywać, ale jednocześnie widzi też błędy i niedostatki, ignorowane przez jednych i gorszące drugich. Nie sądzi bynajmniej, żeby jego lojalność czy tylko doświadczenie zobowiązywały go do akceptowania wszelkiego nadużycia. Jest zresztą świadom tego, że wiele rzeczy zużywa się na skutek samego tylko upływu czasu, że w wielu dziedzinach potrzebna jest odnowa, by uniknąć zgubnych nowinek, i że „zryw reformy jest naturalny dla Kościoła"[52].

Nie jest „opętany przeszłością"[53]. Nie pragnie z góry odsądzać od czci i wiary każdej chęci czy próby zmian w sprawach będących na czasie, ale stara się raczej „rozróżniać duchy". Szuka z tymi, którzy szukają. Obawiałby się, że może się przeciwstawiać Bożemu dziełu przez zbyt pochopną czy zbyt nieugiętą surowość i zatrzymywać konieczny marsz z tego tylko powodu, że do jego rytmu wmieszało się kilka fałszywych kroków.

Zanim ostudzi zapał, będzie zawsze próbował wyprostować jego kierunek. Jednak zmuszony okolicz­nościami nie cofnie się przed interwencją, jednocześnie usilnie dbając, by powodowały nim impulsy wypływające z samej tylko wiary.

Nieraz napełnia go trwogą świadomość dźwigania podwójnego brzemienia odpowiedzialności: „jako sługa Chrystusa i osoba obarczona troską o Jego naukę, obawia się, by przez pobłażliwość nie zdradzić jej integralnej prawdy albo by ludzkie systemy nie naraziły na szwank jej boskiego autorytetu. Jako przewodnik dusz lęka się, by nie zubożyć w nich chrześcijańskiej wiary, jaką winny one żyć, albo by przez nieuzasadnione wymagania nie uniemożliwić im jej przyjęcia"[54]. Ale to, co budzi w nim podobne wahanie, jednocześnie daje mu siły do jego przezwyciężania.

Człowiek Kościoła pozostaje zawsze otwarty na nadzieję. Jego horyzont nigdy nie jest zamknięty. Pragnie - jak apostoł Paweł - „radować się w cierpieniach", i ośmiela się uważać za powołanego do „dopełnienia braków udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół", i w Chrystusie pokłada „nadzieję chwały"[55].

Wraz ze wspólnotą wierzą­cych oczekuje powrotu Tego, którego kocha. Pamięta, że wszystko, co się dzieje, ma być ostatecznie oceniane pod kątem tego właśnie kresu. Ale nie zapomina także o tym, że oczekiwanie ma być aktywne i że nie tylko nie zwalnia ono tu na ziemi z jakiegokolwiek zadania, ale sprawia, że stają się one tym bardziej pilne i konieczne.

Przyjmuje tym samym eschatologiczną postawę, ale wzorowaną na świętym Pawle, nie zaś na owych oświeconych Tesaloniczanach[56]; nie polega ona bowiem - jak to się z pozoru może wydawać - na lekceważeniu obecnych obowiązków, utracie zainteresowa­nia ziemią lub na odłożeniu obowiązku miłości aż na koniec świata.

Człowiek Kościoła podejmuje i wewnętrznie się identyfikuje ze staraniami o zachowanie „prawdziwości", „autentyczności" i „duchowego ubóstwa", charakterystycznych dla czasu, „w którym podstawową troską szlachetnej duszy jest unikanie jakiegokolwiek fałszu, zwłaszcza w dziedzinie sacrum"[57].

Pamięta, że uzyskał dostęp do świętego Jeruzalem, „miasta prawdy", w którym spotkał „Boga prawdy", „Boga bez kłamstwa i prawdomównego"[58]. Pamięta, że Duch Święty jest wrogiem wszelkiej obłudy[59] i że sam Jezus wymienił „wiarę" wśród trzech najważniejszych nakazów, obok „sprawiedliwości i miłosierdzia"[60]. To właśnie powstrzy­muje go przed wypowiadaniem „pobożnego kłamstwa" w jakiejkolwiek postaci[61].

Zna jednak cenę milczenia. Rozumie także, iż każda rzecz ma swój czas, że pozornie najlepsze przedsięwzięcia mogą być podejmowane „nie w porę" i że ostatecznie nie jest powołany do ferowania na ten temat wyroków. Nie zdumiewa go fakt, że czasami musi „siać we łzach"[62].

Nawet wtedy, gdy jego działania spotykają się ze szczególną akceptacją, stara się pamiętać, że tak jak wszystko, co zbiera, było zawsze zasiane przez kogoś innego, tak samo jego zasiewy może zebrać ktoś inny. Odrzuca wreszcie uproszczone rozwiązania, które nawet nie godząc bezpośrednio w wiarę, naraziłyby w pewien sposób na szwank pełnię, równowagę i głębię katolickiego dziedzictwa[63].

Człowiek Kościoła nie tylko zachowuje posłuszeństwo. On posłuszeń­stwo kocha. Nie chciałby także, by to posłuszeństwo było „raczej z konieczności niż z miłości"[64].(...)

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

Reklama

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama