Rzecz o dramacie. Płynących przez morze i stojących nad jego brzegiem. Lampedusa, Polska... miejsce nie ma znaczenia.
Grafika wydała się być znajomą. Rzeczywiście, przed rokiem w Polsce wywołała burzę. Podejrzewano ukryte intencje i próbę wciągnięcia Kościoła w promocję zachowań z etyką katolicką nie będących w zgodzie. Umknął inny, ważny aspekt zagadnienia. Godność człowieka.
Temat wrócił za sprawą wczorajszej publikacji w Gazecie Wyborczej, ale nie tylko. Tu podejmuję wątek zainspirowany plakatem, jaki w sieci zamieściła Konferencja Episkopatu Meksyku. Jeśli ktoś podejrzewa częsty dziś fake news może być spokojny. Profil zweryfikowany.
Día internacional Contra la Homofobia. Respeto y dignidad a todo ser humano. pic.twitter.com/mmdAkpxx4C
— CEM (@IglesiaMexico) 17 maja 2017
Jaka jest różnica między tym, co napisała Wyborcza a zamieszczonymi na plakacie treściami? Pisząc o prawach Paweł Kośmiński skupił się na równouprawnieniu wymieniając między innymi: „równość i zakaz dyskryminacji, możliwość założenia rodziny, prawo do zgromadzeń, zrzeszania i ekspresji, walka z przestępstwami z nienawiści, uzgadnianie płci”. Zabrakło jednego słowa. Właśnie tego zamieszczonego na plakacie: godność – „szacunek dla godności każdego człowieka”. O tym bardzo często zapominamy. Także w dyskusjach na inne tematy. Kościół nie musi zgadzać się z mającymi odmienną wizję człowieka i rodziny. Nie muszą zgadzać się z nimi ludzie wierzący. Ale brak zgody nie może oznaczać braku szacunku dla godności człowieka. Tu już nie chodzi o poglądy. Chodzi o Ewangelię. Źle się dzieje, gdy lęki i obawy są silniejsze niż szacunek dla godności człowieka.
Drugim wracającym i zarazem wiążącym się z godnością człowieka tematem jest ciągle gorący problem uchodźców. Przyznajmy, coraz bardziej męczący. Niekończące się spory wykorzystywane bezdusznie do osiągania politycznych celów nie sprzyjają dyskusji. Wzbudzanie lęków przekłada się na sondażowe wyniki, którymi później sprytnie można manipulować w zależności od spadającego lub wzrastającego poparcia. Trudno to nazwać inaczej jak bezduszną kalkulacją, w dodatku krótkowzroczną.
Tym razem wracam do tematu po lekturze książki „Lekarz z Lampedusy”. Oryginał włoski nosi tytuł „Sól i łzy. Codzienność lekarza z Lampedusy między dramatem a nadzieją.” Tytułowy dramat jest nie tylko opowieścią o zatopionych ciałach, dniach i nocach na molo. To przede wszystkim zasłyszane i opowiedziane przez doktora Pietro Bartolo historie. Długie. Bolesne. Często rodzące pytanie o to jak człowiek potrafi tyle znieść. Bieda, więzienia, tortury, gwałty, trzeci przedział na morzu, sterylizacja kobiet przeznaczonych na sprzedaż do domów publicznych, a na ich tle chłopak niosący na plecach swojego niepełnosprawnego brata. Przemierzył z nim przez pustynię dziesiątki kilometrów w nadziei, że na końcu będą czekać otwarte, gotowe do pomocy dłonie. Miał szczęście. Inni mieli go mniej.
Tytułowym dramatem jest również stojący na brzegu. Obojętnie, na Lampedusie, Lesbos, czy w innym zakątku świata. Zapominający, że ten w łodzi, ten na morzu, to również człowiek. Mający taką samą godność i takie same prawa jak my. Dla chrześcijanina również, a może nawet przede wszystkim, oblicze cierpiącego Jezusa.
Jak wielkim problemem, dramatem, jest stojący na brzegu i patrzący na morze, świadczy wyznanie doktora Bartolo: „spotkałem się z na prywatnej audiencji z papieżem i odczytałem w jego oczach mój własny smutek oraz świadomość, że mamy do czynienia z niezniszczalnymi murami, od których odbijamy się, jakby były z gumy. Że toczymy beznadziejną walkę z tymi, którzy chcą usunąć problem przez zwyczajne przekreślenie go”.
Przed wiekami papież Leon Wielki wołał: „Poznaj chrześcijaninie godność swoją”. A święty Augustyn dodał: „Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem”. Być może opisane wyżej problemy są konsekwencją naszych kłopotów z godnością. Nie tylko cudzą. Także własną.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).