Ważniejszy człowiek czy społeczeństwo? Bez poszanowania osoby mówienie o dobru społeczeństwa to manipulacja. A człowiek to zawsze też jego więzi z najbliższymi.
Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 2207-2213
Rodzina to taki Boży pomysł na miłość. Powstaje dzięki miłości, dzięki miłości trwa i jest środowiskiem miłości, w którym dzieci uczą się kochać, by potem w miłości służyć też innym. To w największym skrócie to, o czym mowa była w poprzednim odcinku cyklu. Dziś czas na zobaczenie rodziny – tej najmniejszej i najbardziej podstawowej społeczności – w kontekście większych społeczeństw. Co rodziny dają, czego potrzebują od społeczeństw? Tak, to ciągle teologia moralna. Bo dopiero z tej perspektywy dobrze widać, jak rodziny powinny być przez „rodzinę społeczną” czy już całkiem bezosobowe „państwo” traktowane.
Mówiąc o egoizmie społecznych grup używa się czasem określenia „myślenie plemienne”. Całkiem słusznie zresztą. Jak się jednak zastanowić, to niby dlaczego dobro tej plemiennej rodziny miałoby być dla jej członków mniej ważne niż dobro czegoś takiego jak państwo? Dlaczego prawa nie posiadającego twarzy ogółu, który tylko chce, żąda dla siebie, a niewiele daje, miałyby być ważniejsze niż dobro tych, którzy znam, których spotykam, a którzy w razie czego udzielą mi wsparcia?
Jeśli ludzie zaczęli się niegdyś organizować się w większe społeczności, aż do wytworzenia organizmów państwowych, to dlatego, by lepiej zadbać o interesy swoje i swoich bliskich. Jeśli jednak te społeczności, jeśli państwo, słabo dba o interesy konkretnych ludzi, a tylko domaga się dla siebie, to nic dziwnego, że człowiek traktuje je jako formę ucisku i zniewolenia. Wiadomo przecież, że państwo to nie żaden smok: karmić go nie trzeba. W cieniu owego państwa schowani są konkretni ludzie, sprawujący w nim na różnych szczeblach władzę i ich rodziny, którzy albo dbają o dobro wspólne albo traktują ten interes jak własny folwark, a poddanych/obywateli jako narzędzie do realizacji swoich planów.
Dobro osób, dobro ich rodzin. Po to są te większe społeczności z państwami i „wspólnotą międzynarodową” włącznie. Jeśli źle funkcjonują, jeśli przynoszą ludziom więcej szkody niż pożytku, tracą rację istnienia. To powód, dla którego trzeba też jasno powiedzieć: rodzina jest ważniejsza niż społeczeństwa; rodzina stoi u ich podstaw.
Rodzina daje, rodzina potrzebuje
„Rodzina jest podstawową komórką życia społecznego. Jest naturalną społecznością, w której mężczyzna i kobieta są wezwani do daru z siebie w miłości i do przekazywania życia. Autorytet, stałość i życie w związkach rodzinnych stanowią podstawy wolności, bezpieczeństwa i braterstwa w społeczeństwie” – napisano w Katechizmie Kościoła Katolickiego (2208). Pierwsze dwa zdania jasne. To przypomnienie Bożego zamysłu wobec rodziny. Ostatnie może jednak wydawać się tak górnolotnym, że nie mającym wiele wspólnego z życiem. A jednak taka jest prawda.
Jak to napisać, żeby nie zagmatwać jeszcze bardziej... Może tak: rodzina, będąc najmniejszą, ale też najbardziej podstawową społecznością jest i powinna zawsze być wzorem dla funkcjonowania społeczeństw. W poprawnie funkcjonujących rodzinach jest bezpiecznie. Bo jest stałość, nie ma ciągłej niepewności, zmienności, budowania na nowo relacji; jest troska jednych o drugich, wzajemna pomoc, jest miłość. I choć jest też autorytet władzy rodzicielskiej wszyscy wiedzą, że jest dla dobra wspólnego. Społeczeństwa, jeśli mają służyć dobru człowieka, powinny być zbudowane na podobnych zasadach. „Dobre rządzenie nimi nie sprowadza się ani do zagwarantowania praw i wypełniania obowiązków, ani do dotrzymywania umów. Sprawiedliwe stosunki między pracodawcami a pracownikami, rządzącymi a obywatelami zakładają naturalną życzliwość, właściwą godności osób ludzkich, troszczących się o sprawiedliwość i braterstwo” – zauważą nieco dalej autorzy Katechizmu (KKK 2213).
W tym poprzednio zacytowanym punkcie (2208) podniesiono jednak jeszcze jedną bardzo ważną sprawę: „Rodzina jest wspólnotą, w której od dzieciństwa można nauczyć się wartości moralnych, zacząć czcić Boga i dobrze używać wolności. Życie rodzinne jest wprowadzeniem do życia społecznego”. Tak, to bardzo ważne. To w rodzinach następuje „przysposobienie” do przyszłego życia społecznego. Tak jak w rodzinach dzieci się wychowają (bo przecież nie tylko rodzice wychowują, ale istnieje i samowychowanie), takich nowych członków doczeka się „dorosłe” społeczeństwo. Szkoły czy inne instytucje tylko rodzinom pomagają.
Tu mała dygresja... Po co właściwie jest ta cała troska rodziców, szkół i innych instytucji nazywana wychowaniem? Teoretycznie odpowiedź jest znana: by wprowadzić młodych ludzi w dorosłe życie. W praktyce jednak wygląda to coraz częściej tak, że dorośli traktują młodość jako czas przebywania w jakiejś przechowalni, w której trzeba dziecku/młodzieży/młodym dorosłym czyli studentom jakoś zorganizować czas. Uczcie się – nie wiadomo po co aż tyle – bawcie się – byleście zabawę przeżyli. Nie ma wprowadzania w dorosłe życie, w dorosłe obowiązki. Jest klosz, pod którym życie toczy się według zupełnie innych zasad niż życie dorosłych. Jest za to niedorzeczna nadzieja, że jak młodzi spod tego klosza wyjdą, to się od razu i bez problemów odnajdą w świecie dorosłych. I jest zdziwienie, gdy po wyjściu spod tego klosza młodzi niechętnie podejmują obowiązki, a oczekują, że dalsze życie będzie też dalszym etapem zabawy: że wszystko pójdzie łatwo gładko i przyjemnie.
Wracając do meritum wywodu... Rodziny mają troszczyć się o swoich członków „młodych i starych, osoby chore lub upośledzone oraz ubogich” (KKK 2208). Może się jednak zdarzyć, że rodziny same nie są w stanie pomóc. Wtedy „inne osoby i rodziny oraz - w sposób pomocniczy - społeczeństwo powinny zatroszczyć się o ich potrzeby”.
No właśnie: instytucje społeczne, w tym państwo, mają chronić rodziny i pomagać im tam, gdzie nie są one w stanie same wypełnić swoich funkcji (KKK 2209). Z różnych powodów. Czasem należyte wsparcie osoby biednej czy chorej przerasta możliwości najlepszej i najhojniejszej nawet rodziny. Czasem jednak niektóre rodziny z jakichś powodów nie dają sobie rady ze sprawami, z którymi inni poradziliby sobie bez problemu. Nawet zajmowaniem się własnymi dziećmi. Wtedy owe instytucje powinny pomóc. Ale pomagać nie znaczy przywłaszczać sobie uprawnienia rodziny czy też ingerować w jej życie (KKK 2209). To ma być pomoc, a nie zastępowanie czy wtrącanie się we wszystkie sprawy, nawet tam, gdzie rodzina świetnie daje sobie radę sama; zastępowanie na zasadzie jakiegoś „superrodzica”, który wszystkich, z rodzicami włącznie, rozstawia po kątach i zawsze ma rację. Instytucje społeczne mają służyć rodzinie. Kiedy w polityce „służba” zamienia się w panoszenie się doskonale wiemy o co chodzi. Podobnie musimy widzieć to odnośnie do ingerowania społeczeństwa czy państwa w życie rodzin.
Obowiązki społeczeństwa wobec rodziny
Rodziny dają społeczeństwu skarb – lepiej czy gorzej przygotowanych do dorosłego życia obywateli. Nie rodziny są dla społeczeństwa czy państwa ale społeczeństwo dla rodziny. W Katechizmie tak to ujęto.
„Znaczenie rodziny dla życia i pomyślnej sytuacji społeczeństwa pociąga za sobą jego szczególną odpowiedzialność za wspieranie i umacnianie małżeństwa i rodziny” (KKK 2210). A konkretniej? „Wspólnota polityczna ma obowiązek szanować rodzinę, pomagać jej i zapewnić jej zwłaszcza:
Wyliczanka ta to 2211 punkt katechizmu. Każdy z tych postulatów można by szeroko rozwinąć, ale chyba w artykule o moralności nie jest to tak potrzebne. Najistotniejsze to zauważyć: „Władze cywilne powinny uważać za swój pierwszorzędny obowiązek «uznawanie prawdziwej natury... (małżeństwa i rodziny), ochronę ich i popieranie, strzeżenie moralności publicznej i sprzyjanie dobrobytowi domowemu»” (KKK 2210). Powtórzmy: państwo ma służyć rodzinie, dbać o nią, pomagać jej, a nie stawiając się ponad nią ingerować w jej sprawy.
Na wzór rodzin
Społeczeństwa winny być ukształtowane na wzór rodzin – napisałem. Członkowie społeczności nie są oczywiście sobie tak bliscy, jak członkowie rodzin, ale relacje między nimi powinny być ukształtowane na wzór relacji rodzinnych. Takie jest w tej sprawie stanowisko Kościoła. „Wspólnoty ludzkie są złożone z osób – przypomniano w KKK 2213 – i dodano: „Dobre rządzenie nimi nie sprowadza się ani do zagwarantowania praw i wypełniania obowiązków, ani do dotrzymywania umów. Sprawiedliwe stosunki między pracodawcami a pracownikami, rządzącymi a obywatelami zakładają naturalną życzliwość, właściwą godności osób ludzkich, troszczących się o sprawiedliwość i braterstwo”.
Dlaczego? „W naszych braciach i siostrach widzimy dzieci naszych rodziców; w naszych kuzynach - potomków naszych przodków; w naszych współobywatelach synów naszej ojczyzny; w ochrzczonych - dzieci naszej matki, Kościoła; w każdej osobie ludzkiej - syna lub córkę Tego, który chce być nazywany «naszym Ojcem». Dlatego więc nasze związki z bliźnim mają charakter osobowy. Bliźni jest nie tylko «jednostką» zbiorowości ludzkiej, ale jest «kimś», kto z racji swojego wiadomego pochodzenia zasługuje na szczególną uwagę i szacunek”.
To powód, dla którego teologia moralna obowiązki prawa i obowiązki członków rodzin odnosi także do relacji osób i społeczeństw. Z różnych racji nie jesteśmy sobie całkiem obcy. Coś nas łączy. A jak się zastanowić, to w zasadzie nie ma na świecie ludzi, z którymi nie łączyłoby nas nic. Wszyscy przecież ostatecznie jesteśmy dziećmi stworzeni przez tego samego Boga na Jego wzór i podobieństwo. Dlatego, choć najczęściej nic nie możemy poradzić na okropieństwa katastrof, klęsk czy wojen, los ludzi na całym świecie nie powinien być nam jednak całkiem obojętny.
W następnym odcinku o obowiązkach dzieci wobec rodziców i rodziców wobec dzieci. Teraz jeszcze tylko – jak zawsze – na następnej stronie te punkty katechizmu, które wykorzystałem pisząc ten tekst.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
13 maja br. grupa osób skrzywdzonych w Kościele skierowała list do Rady Stałej Episkopatu Polski.