Feminizm po chrześcijańsku

Panowanie męża, który jest autentycznym uczniem Chrystusa, byłoby dla żony istnym rajem. Wręcz prosiłaby: „Rządź mną jeszcze!”.

Reklama

Uważasz, że każdy model małżeństwa przemieniony przez Chrystusa jest ewangeliczny?

Każde monogamiczne małżeństwo mężczyzny i kobiety, jeśli ich życie w „bojaźni Chrystusowej” okaże się autentyczne i głębokie. Dopiero wtedy będą mogli wyjść poza warunkujące ich wzorce. A same wzorce? Zmieniają się z upływem wieków. Dziś na przykład małżeństwa chcą najczęściej realizować małżeństwo partnerskie. Ma ono bardzo dużo plusów, bo akcent jest położony na równość. Ma też jednak ciemne strony: eskaluje rywalizację między partnerami i pielęgnuje indywidualizm, który rozbija jedność. Związek, w którym każdy obstaje przy swojej racji i nie chce ustąpić, jest bardzo podatny na rozpad i niedoskonały. Ale i ten model, przemieniony przez Chrystusa, ma szansę stać się modelem ewangelicznym. Partnerstwo okaże się wtedy partnerstwem w miłości, wzajemnej trosce i gotowości poświęcenia dla drugiej osoby. Pamiętajmy: nie wybieramy przecież wyłącznie między siedzeniem w domu z gromadką dzieci a zaniedbywaniem rodziny dla kariery i niechęcią do posiadania potomstwa.

Ostatecznie więc nawet nietypowy podział ról nie gorszy, o ile został on rozeznany w dialogu z Chrystusem?

Tak, to układ dynamiczny, zależy od szczególnych predyspozycji małżonków. Warunkiem jest obecność Ducha Świętego w ich więzi.

Ale zasadniczo nowy chrześcijański model jeszcze się nie wykrystalizował?

Jeszcze nie. Pamiętajmy, że tradycyjna rodzina długo się kształtowała i przetrwała kilka stuleci. Teraz wszystko trzeba od początku przemyśleć i ułożyć. Jak? Jeszcze dobrze nie wiemy. Myślę zresztą, że święty Paweł, pisząc List do Efezjan, też nie wiedział dokładnie, jak jego zalecenia mają być realizowane. Znał przecież tylko pogański model rodziny. Ówczesne małżeństwa chrześcijańskie wypracowywały to z biegiem lat – pod wpływem działania Chrystusa. Oni sobie z tego wszystkiego oczywiście nie zdawali sprawy, tylko po prostu żyli. A proces chrystianizacji postępował.

Dziś też najzwyczajniej obserwujemy, jak ludzie sobie radzą. Gdy widzimy dzieci pracującej matki zadbane i zadowolone, dobrze się rozwijające i dojrzewające w wierze, stwierdzamy: wszystko w porządku. Ona też czuje się szczęśliwa i ma poczucie, że ten układ funkcjonuje. A więc łączenie pracy i prowadzenia domu jest możliwe. Zaobserwowaliśmy już takie małżeństwa chrześcijańskie i jesteśmy co do tego spokojni.

Z tego wszystkiego, co mówisz, wynika, że pobierający się chrześcijanie muszą dopiero przekonać się, jakie będzie ich własne małżeństwo. Sami tę ścieżkę wytyczą.

I uda im się to doskonale, jeśli przeżywają małżeństwo jako sakrament. Dlaczego? Przyjmując chrzest, człowiek zawiera z Bogiem przymierze: decyduje się żyć z Nim, a On obiecuje go w tym wspierać i prowadzić do świętości. Zawarcie małżeństwa to decyzja dwojga, by razem iść do Boga. Składają Mu taką obietnicę, a On gwarantuje, że będzie ich drogę błogosławił i wspierał. I pomoże im już tu, na ziemi stworzyć wspólnotę miłości i życia, jakiej pragną. Co zresztą wcale nie oznacza picia sobie z dziobków i braku nieporozumień. Znam małżeństwo niewolne od przywar, przeżywające rozmaite tarcia, które nie wypracowało absolutnej zgodności sądów. Mają problemy, dzieci im chorują, nie tryskają ciągle humorem. Pan Bóg nie spełnia wcale natychmiast ich każdej prośby. Nie mają wyjątkowych wspólnych zainteresowań. Nie oglądają razem „M jak miłość” czy meczu Wisła-Legia.

Nie?! To o co w tym wszystkim chodzi?

Mimo całkiem na pozór zwyczajnej codzienności są jednak inni. Przeżywają niezwykły rodzaj więzi i miłości, bliskość nieznaną wielu. Czasami idą do sklepu, trzymając się za ręce. Ludzie to dostrzegają i zastanawiają się. Obserwują ich i zazdroszczą – i chcą im podłożyć nogę. Kiedy, któreś z ich trojga dzieci narozrabia na podwórku, sąsiedzi jakby się cieszyli z tego – surowo wypominają im brak umiejętności wychowania. To autentyczny przykład.

Takich przeciwności często doświadczają też po prostu rodziny wielodzietne.

Te posądza się o patologię automatycznie. Jeśli nie widać oznak pijaństwa u rodziców, uznaje się męża za niewyżytego seksualnie, a żonę za głupią i stłamszoną kurę domową, która nie umie powiedzieć: nie. Wielodzietność z wyboru wydaje się wielu nie do pojęcia. Jak można chcieć mieć szóste czy siódme dziecko i cieszyć się na jego narodziny? Często zresztą sytuacja małżeńska czy rodzinna wyśmiewających jest nie do pozazdroszczenia. Ewangelia mówi jednak wyraźnie: „Na świecie doznacie ucisku, ale odwagi! Jam zwyciężył świat” (J 16,33). A więc małżeństwo będące znakiem miłości Boga, może się jednocześnie stać znakiem sprzeciwu. Tak właśnie zaznacza się linia podziału między Kościołem a światem odrzucającym Boga i trwającym w grzechu pierworodnym. Światem, który nie stał się „sakramentem odkupienia”. Tak było, gdy chrześcijaństwo się rodziło, tak jest i dziś. I dziś tak jak w pierwszych wiekach odkrywamy powoli nowe małżeństwo, nową współczesną kobiecość, nie wiedząc na pewno, jaka była kobiecość Ewy w Raju. I nową męskość, bo współczesna coraz bardziej się rozmywa. Czekamy, by to się w pełni objawiło. Wiemy jedno: wszystko rozegra się poza jakimikolwiek schematami. Czyli: ani patriarchat, ani matriarchat, ani karierowiczka, ani Matka Polka, ani pan i władca, ani pantoflarz.

Sugerujesz, zdaje się, że właśnie dokonuje się czwarte odkrycie płci…

Cóż, czasy ostateczne są blisko.

 

SEKS JEST BOSKI, CZYLI EROTYKA KATOLIKA

Ksawery Knotz, Krystyna Strączek

Rok wydania: 2010
Ilość stron: 248
Wydawnictwo: Znak

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama