Z motyką na słońce nie można. Ale to nie znaczy, że nie można zrobić nic.
„Wszystko można, co nie można, byle zwolna i ostrożna” – mawiano niegdyś w kontekście obchodzenia różnistych zakazów. Nie wiem: jako przyzwyczajony do tego, że przepis to przepis zawsze czułem się bardzo niekomfortowo, kiedy miałem tę sentencję wcielać w życie. Nawet gdy po godzinie marszu w górach natrafiałem na szlaku na tabliczkę z napisem „Zrywka drewna. Wstęp wzbroniony”, a wokół żywej duszy, o odgłosach piłowania, czy ładowania ściętych pni na wozy już nie mówiąc. Gdyby jednak owo „można” rozumieć jako „da się”, „to możliwe”, dyskomfort zastępuje zaciekawienie, a bywa, w niektórych wypadkach, że i decyzja: spróbuję, najwyżej się nie uda.
Mój serdeczny przyjaciel złośliwie twierdzi, że w jego pracy dość często widuje postawę „Dacie mi ludzi, a JA to zrobię”. No cóż... Gdy tak stawia się sprawę najczęściej okazuje się, że zrobienie czegokolwiek LEPIEJ jest po prostu nierealne. Bo nie sposób zaangażować w to coś tyle sił i środków, by było idealnie. Sęk jednak w tym, że czasem, chyba nawet dość często, w zrobienie pewnych rzeczy LEPIEJ nie trzeba angażować nie wiadomo jakich sił i środków. Wystarczy dobrze wykorzystać to, co się ma. I zrezygnować z myślenia życzeniowo-zaklęciowego; z tego, co przy tych siłach i środkach naprawdę nierealne.
Dlaczego o tym piszę? Zasadniczo to po lekturze posynodalnej adhortacji „Umiłowania Amazonia” (Querda Amazonia) papieża Franciszka. Pisząc o wkładzie kobiet w misję Kościoła w Amazonii i odnosząc się do propozycji udzielania im święceń diakonatu ojciec święty zauważył:
To zachęca nas do poszerzenia naszego spojrzenia, aby uniknąć sprowadzenia naszego rozumienia Kościoła jedynie do struktur funkcjonalnych. Taki redukcjonizm doprowadziłby nas do myślenia, że można by kobietom udzielić statusu i większego udziału w Kościele tylko wtedy, gdyby otrzymały dostęp do sakramentu święceń. Takie jednak spojrzenie faktycznie ograniczyłoby perspektywy, poprowadziłoby nas do klerykalizacji kobiet, pomniejszyłoby wielką wartość tego, co już dały i w subtelny sposób spowodowałoby zubożenie ich niezbędnego wkładu.
Prawda, że mądre? Wykorzystać talenty kobiet, ich zaangażowanie bez wpychania ich – i to na najniższy szczebel – kościelne hierarchii. Docenić charyzmat, pozwolić Duchowi świętemu działać. W podobnym duchu papież Franciszek wypowiada się zresztą w kwestii zaangażowania świeckich: wykorzystać to zaangażowanie, pozwolić na to działanie, a nie sprowadzać wszystkiego do oczekiwania, że to od hierarchii muszą wychodzić wszystkie impulsy.
Tak, chodzi o to, by nie żyć mrzonkami, oczekując niemożliwego, bo wtedy często nie robi się już (prawie) nic, ale wykorzystać to, co jest. Myślę, że to ważne nie tylko w Kościele, ale także w szerszej perspektywie, całych naszych społeczeństw.
Mam tu między innymi na myśli między innymi tezy ponoszone przez feminizm. O równouprawnieniu. Norweski komik Harald Meldal Eia w świetnym filmie poświęconym nienaukowości gender pokazał, że to nie jest tak, że kobiety i mężczyzn różnią tylko narządy płciowe. Że w tych społeczeństwach, w których i kobiety i mężczyźni mogą swobodnie wybierać swoją drogę życiową, niewielu mężczyzn wybiera „kobiece zawody” – przedszkolanek, pielęgniarz – i niewiele też kobiet zawody „męskie” – inżynierów, budowlańców. Nie chodzi, by te wybory sztucznie ograniczać, ale by nie robić tragedii, gdy większość zgodnie z tradycyjnymi wzorcami kulturowymi wybiera. Bo naprawdę jesteśmy różni. Niemożliwym jest – stwierdziła w tym filmie specjalistka od genetyki – by w procesie ewolucyjnego dostosowania ewoluowało wszystko z wyjątkiem mózgu. Zamiast się na te prawdę obrażać i oczekiwać od kobiet zaangażowania w sprawy, w których nie najlepiej się czują (choćby wprowadzaniem parytetów) pozwolić wszystkim robić to, co robić chcą; wykorzystywać dla dobra wszystkich ową inność kobiet i mężczyzn, a nie twierdzić, że ideałem człowieka jest być jak mężczyzna: kląć, pić i palić fajkę.
Tak, wykorzystać skarby, które mamy. Wykorzystać talenty, charyzmaty, realnie oceniając też możliwości. Nie da się motyką uderzyć w słońce. Ale okopać nią ogródek, a słońcu pozwolić by dało wzrost roślinom – jak najbardziej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).