W tym roku znów będą chodzić od domu do domu i kolędować. To ich własna inicjatywa. Ale zanim zakochali się w ludowej muzyce, na ich drodze pojawił się ktoś, kto ich zainspirował.
Czasem się mówi, że więcej się dziedziczy po dziadkach niż po rodzicach. W moim przypadku potwierdza się ta reguła. W 1969 roku pierwszy raz poszedłem z dziadkiem Tomaszem Kotkowiakiem na próbę kapeli koźlarskiej. Wziął mnie za rękę i posadził na szafie, bo pomieszczenie było tak małe, że nie było dla mnie miejsca. A że miałem wtedy z metr dwadzieścia wzrostu, to jakoś zmieściłem się. I tak siedząc na szafie, zakochałem się w tej muzyce. I ta miłość trwa do dziś – uśmiecha się Jerzy Skrzypczak z Kapeli Koźlarskiej „Kotkowiacy”.
– Nikt nigdy nie musiał mnie zmuszać do grania, mówić: „Idź ćwiczyć!”. Absolutnie nie! Na początku śpiewałem, jak taka maskotka, ze starszą kapelą, a kiedy miałem 11 lat, dziadek zbudował mi malutkiego kozła weselnego. Białego – dodaje.
W muzyce zawarł piękno ziemi
Ale najpierw trochę historii. Tomasz Kotkowiak to jedna z ikon koźlarstwa na tych terenach. Urodził się 1909 roku w Siedlcu k. Wolsztyna. – Do końca życia przekazywał tajniki dotyczące gry i budowy kozłów, a przede wszystkim uczył, co to jest historia, tradycja, folklor i kultura. A tak sam mówił o sobie: „chcę, aby pozostał po mnie ślad i dlatego chcę wyuczyć jak najwięcej młodych, chcę, aby poznali życie kulturalne i żeby wiedzieli, gdzie jest ich miejsce. Nie jest dla mnie ważne czy grają w składzie autentycznym czy zdwojonym, ważne, że chcą grać i żeby to podobało się ludziom” – cytuje słowa dziadka.
Swoją działalność pedagogiczną Tomasz Kotkowiak rozpoczął pod okiem Tomasza Śliwy w 1957 roku w Państwowym Ognisku Muzycznym w Zbąszyniu. Tam, od 1959 roku, prowadził zajęcia ze starszymi już zaawansowanymi muzykantami w ramach Stowarzyszenia Muzyków Ludowych. Ale już rok później założył własną kapelę koźlarską w Domu Kultury „Kolejarz” w Zbąszynku. – Przez lata dziadek wykształcił ok. 150 adeptów grających na kozłach i klarnecie Es – wyjaśnia Jerzy Skrzypczak ze Zbąszynka. Tomasz Kotkowiak zmarł w 1996 roku. W tym samym roku doceniono jego wkład w rozsławienie tego kolejarskiego miasteczka, nazywając jego imieniem skwer. Stoi tam obelisk z tablicą w kształcie kozła, a na niej wizerunek artysty z napisem: „W muzyce zawarł piękno naszej ziemi”.
Kozioł biały i czarny
Skład kapeli koźlarskiej to dziś przede wszystkim kozioł biały weselny, skrzypce i klarnet Es, choć tylko pierwsze dwa instrumenty uważa się za archetyp kapeli. – Kozioł czarny zwany ślubnym był wykorzystywany w dniu ślubu. To pan młody płacił koźlarzowi, żeby przeszedł po wsi, głośno grał i zapraszał na uroczystości zaślubin do świątyni. Grał jeszcze w kościele i odprowadzał orszak do chałupy weselnej. A od momentu, kiedy rozpoczynało się wesele wchodził na scenę kozioł biały, weselny i on był tym instrumentem wiodącym – wyjaśnia Jerzy Skrzypczak, który tak jak dziadek umie budować kozły. – Nauka gry na koźle jest sztuką żmudną i trwa kilka lat. Uczeń musi posiąść trudną sztukę koordynacji ruchów wpompowywania powietrza prawą ręką i równoczesnego utrzymywania jednakowego ciśnienia wychodzącego ze skóry powietrza do burdonu i przebierki, lewą ręką. Jest to tak zwane „miechowanie”. Do tego palce przykrywające otwory na przebierce muszą się odpowiednio do granej melodii otwierać – dodaje.
Kontrabas, a czasem też gitara elektryczna
Spuściznę Tomasza Kotkowiaka kontynuują od ponad ćwierć wieku Kotkowiacy. Kapelę koźlarską tworzy obecnie pięć osób: Marta Liczbańska – skrzypce i śpiew; Marek Dembniak – kontrabas i śpiew; Przemysław Dudziński – kozioł weselny i śpiew; Stefan Pończocha – akordeon i Jerzy Skrzypczak – klarnet Es, kozioł, skrzypce i śpiew. W tym składzie kapela gra od 2000 roku. Zagrali prawie tysiąc koncertów w różnych rejonach Polski i Europy. – Śpiewamy piosenki ludowe, które opowiadają o tym, co się dzieje na wsi, o pracy, zabawie, świętach, piosenki weselne, ślubne i obrzędowe. Na pamięć znam ok. 200 utworów. Uczyli mnie ich mój dziadek i inni starsi koźlarze – wyjaśnia Jerzy Skrzypczak.
– U Kotkowiaków jest także akordeon i kontrabas, który zastąpił marynę, czyli instrument ludowy trzystrunowy. Gdy gramy np. na zlocie harleyowców, to kapela rozrasta się. Dochodzą gitara elektryczna albo basowa czy perkusja. Oczywiście nigdy nie odżegnaliśmy się od pierwowzoru i autentyk jest dla nas priorytetem. Gdy gdzieś gramy po raz pierwszy, to zawsze opowiadamy trochę o historii i najpierw gramy w składzie autentycznym – dodaje.
Kapela znad jeziora
Na szczęście rośnie nowe pokolenie wykonawców. Wiele dzieci i młodzieży ma w Regionie Kozła choćby krótką przygodę z kozłem lub innym instrumentem. Pod okiem Jerzego Skrzypczaka szkolą się Kargusie. – To rewelacyjna młodzież. Ktoś określił, że może to być „kapela znad jeziora”, bo mieszkają pod dwóch jego stronach. W Wojnowie po jednej stronie mieszkają bracia Poniedziałkowie – Filip i Kacper, a po drugiej w Starym Kramsku dwie siostry Kostera – Kamila i Martyna. Spotykamy się w Gminnym Ośrodku Kultury w Kargowej – wyjaśnia pan Jerzy i kontynuuje: – To też ciekawa historia. Starszy brat zaczął prędzej, a mama nie miała co robić z drugim, który słuchał hip-hopu i nie interesował się w ogóle muzyką ludową. Przychodził, ale na początku zupełnie go to nie interesowało. Kiedyś powiedziałem mu: „Jak i tak siedzisz, to zacznij grać”.
Filip wziął wtedy pierwszy raz kozła do ręki i tak mu zostało do dzisiaj. Później dołączyła Martynka, a potem jeszcze Kamila i widać, że to jest skład, który chce i lubi grać, i niczego się nie boi. Młodzi imponują już swojemu mentorowi. – W samą wigilię, mówię teraz o Kotkowiakach, lubimy pójść pokolędować i pograć wśród znajomych. Kiedy opowiedziałem to kilka lat temu mojej młodzieży, to postanowili też kolędować. Obchodzą całą wieś. Mnie, staremu muzykantowi ludowemu, daje to wiele satysfakcji i cieszy, że się odważyli. Z wielką ciekawością pójdę też choć trochę z nimi, żeby zobaczyć jak to wygląda w ich wykonaniu. Bo tego przecież im nikt nie kazał i narzucił. Sami to wymyślili – mówi Jerzy Skrzypczak.
Wuja bardzo się cieszył
W tym roku koźlarska młodzież będzie nie tylko kolędować w Wojnowie, ale też w Starym Kramsku. – Najpierw zaczęliśmy chodzić do znajomych naszych rodziców, a potem po całej wiosce – mówi Kacper. – Ludzie cieszą się, że zaczęliśmy kolędować. W zeszłym roku w wigilię padał deszcz, więc przyszliśmy dopiero na drugi dzień. Ludzie od razu pytali, czemu nie przyszliśmy wczoraj. Niektórzy czekali na nas do północy – dodaje. Wśród rówieśników spotykają się z różnym odbiorem.
– Niektórzy śmieją się, inni podziwiają. My po prostu robimy swoje, bo lubimy to robić – przyznaje Filip. – Gdy gram, odczuwam radość, spokój i szczęście. Na próbach jest fajnie, na koncertach jest mega. To daje dużo radości i szczęścia. Jak zaczynałem grać, to powiedzieli mi, że wuja Mazur, kuzyn mojego świętej pamięci dziadka, grał na klarnecie Es. Jak wygrałem pierwszą biesiadę koźlarską, to wuja był i bardzo się z tego cieszył, że ktoś po nim też gra. Dla mnie to nie jest tylko chwilowa przygoda – zapewnia Kacper.
Fragment kolędy Lordzia Śliwy
Narodziłeś się nom Panie w Obry nizinie nad brzegiem pod ciemnym borem w śnieżnej pierzynie Długo my na Cie czekali, tero Bodziem Ci grali, głośno śpiewali. Zimno, śnieżno pierzyna nie Twoja wina że tak na świat przychodzisz Boża Dziecina Więc idziemy do Twej szopy, grzać Ci rączki, bose stopy, głośno zaśiwać. By Ci buło to ciepli siano niesiemy I w kożuszki cieplutko Cie owiniemy Na koza chdutkach za grumy, sierszenki, mazanki mamy i zaśpiewamy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.