Ks. Andrzej Draguła uważa, że należy zmienić styl duszpasterstwa na bardziej ofensywne.
Krzysztof Król: Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego opublikował wyniki badań niedzielnych praktyk religijnych w 2017 roku. Dominicantes (wskaźnik wiernych uczestniczących w niedzielnej Mszy św.) i communicantes (wskaźnik przystępujących do Komunii) to tylko liczby czy coś więcej?
Ks. Andrzej Draguła: Liczby zawsze dają jakiś obraz rzeczywistości, jednak żeby je dobrze zinterpretować, nie można ich widzieć jednostkowo, ale jako procesy, zmiany długoterminowe. A na to jeszcze za wcześnie. Nie wiemy, co oznacza ten wzrost dominicantes i communicantes, który został zanotowany w 2017 w roku. Być może jest potwierdzeniem stabilizacji sytuacji po chwilowym spadku w 2016 roku, ale jakie są to zmiany, pokażą dopiero wyniki z roku 2018. Także pozostałe liczby trzeba zinterpretować w danym kontekście. I tak np. analizowanie liczby chrztów dzieci bez znajomości liczby urodzeń nie ma sensu.
Jeśli chodzi o I Komunię, to liczby odzwierciedlają przede wszystkim zmiany programu – do sakramentu tego dzieci przystępują obecnie w III klasie. Trzeba też sprawdzić, czy spadek liczby kandydatów do bierzmowania wynika z czynników demograficznych, czy też mamy do czynienia z niepokojącą tendencją nieprzystępowania do tego sakramentu.
O ile cieszyć może wzrost jednego i drugiego składnika w przypadku naszej diecezji, o tyle już na tle Kościoła w Polsce wypadamy gorzej. I tak w skali kraju w 2017 r. w niedzielnej Mszy św. uczestniczyło średnio 38,3 proc. polskich katolików, a do Komunii Świętej przystąpiło 17 proc. W naszej diecezji to odpowiednio 29,4 i 13,3 procent…
Moim zdaniem od tych liczb ciekawsze byłyby dane dotyczące poszczególnych parafii, a właściwie ich typów. Wydaje mi się – to jest wniosek z obserwacji – że procesy sekularyzacyjne przebiegają inaczej w parafiach wiejskich, inaczej w małych miasteczkach, a jeszcze inaczej w dużym mieście. Analiza tych przypadków powiedziałaby nam więcej o dynamice i społeczno-kulturowych uwarunkowaniach religijności naszych diecezjan. Istnieje bowiem ważna zależność między zmianami struktury społecznej a religijnością i przynależnością do Kościoła.
Trzeba pamiętać, że nigdy diecezje północno-zachodniej Polski nie przodowały w religijności, także z powodów społecznych. Silna, tradycyjna struktura, z jaką mamy do czynienia przede wszystkim we wschodniej i południowej Polsce, ale także na Kaszubach, jest naturalnym gruntem dla religii. W takim środowisku wierzy się w pewnym sensie łatwiej albo – co też niewykluczone – wciąż działa tam presja społeczna jako instrument katalizujący wiarę. My też mamy parafie, gdzie taka struktura się utrzymuje. To całe wsie przesiedlone z utraconych terenów Rzeczpospolitej.
Czy mamy jakiś wpływ na polepszenie sytuacji?
Pewne procesy mają wymiar ogólnokulturowy i dotyczą całej cywilizacji europejskiej. Są one nieuniknione ze względu na to, że religia i wiara realizują się w określonych warunkach społeczno-kulturowych. Co można zrobić? Po pierwsze: nie zaklinać rzeczywistości i mówić, że Polska jest religijną wyspą w świecie postępującej sekularyzacji, której to wyspy te procesy nie dotkną. Tak już mówili Włosi, Hiszpanie czy Irlandczycy. Niektóre procesy da się przewidzieć. Po drugie: nie być prorokiem końca, bo jak się te procesy dokonają, nikt ostatecznie nie wie.
Na pewno należy zmienić styl duszpasterstwa na bardziej ofensywne. Bardzo mi się podoba zdanie późniejszego papieża Pawła VI, który powiedział w roku 1958: „Miłość wciąż poszerza spojrzenie; liczy puste miejsca w ojcowskim domu i myśli o dzieciach, które już do niego nie należą”. Największym zagrożeniem dla Kościoła jest poczucie zadowolenia ze stanu posiadania. I mówię tu o wiernych, a nie o pieniądzach, oczywiście.
W naszej diecezji trwa synod. Jest wiele ważnych tematów do podjęcia, ale co jest zdaniem Księdza najważniejsze?
Nie do mnie należy wyznaczanie celów synodu. Mogę powiedzieć o tym, co dla mnie jako homilety i pastoralisty jest najważniejsze. Trzeba się absolutnie przejąć przepowiadaniem słowa Bożego w homiliach i przy innych okazjach. Ludzie lubią i chcą słuchać kazań. Powtarzam to, odkąd uczę. I wiem, że dla wielu dobre czy złe kazanie jest dodatkowym impulsem do tego, by przyjść bądź nie przyjść do kościoła albo – żyjemy w czasach wolnego rynku, także religijnego – ignorując swoją parafię, pójść na Mszę do sąsiada.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).