Ksiądz Antoni Bartoszek mówi o rozumności i ładzie w miłowaniu, czyli o ordo caritatis.
No dobrze, więc pomagajmy racjonalnie, ale każdemu bez wyjątku.
Zauważmy, że w przypowieści poszkodowany był umierający, czyli był w skrajnej potrzebie fizycznej. Jeśli się mu nie pomoże, to umrze. Kiedy ktoś obok mnie umiera, mam obowiązek mu pomagać niezależnie od tego, czy to mój przyjaciel, czy wróg. Bywają jednak sytuacje, kiedy w jakimś wypadku jest więcej osób w skrajnej potrzebie. Jeden człowiek może uratować w danej chwili jednego. Od kogoś trzeba zacząć. Od kogo? To pytanie musi sobie postawić. Jeśli Samarytanin spotkałby na drodze dwóch równie ciężko rannych, z których jeden byłby Samarytaninem, a drugi Żydem, to gdyby zaczął ratować najpierw swojego rodaka, nie byłby to przejaw ani antysemityzmu, ani ksenofobii. To naturalna kolejność. Albo gdyby leżało tam jeszcze jego dziecko, to ratowałby najpierw dziecko. To wcale nie znaczy, że nie kocha dwóch pozostałych.
Skomplikujmy jeszcze sytuację. A gdyby dziecko było lekko ranne, a ktoś drugi umierający, to wtedy o kolejności pomocy decyduje stopień potrzeby?
Święty Tomasz z Akwinu mówi bardzo wyraźnie, że jeśli ktoś obcy jest w skrajnej potrzebie, to jemu trzeba pomóc w pierwszej kolejności. Nawet twój ojciec może poczekać. W kwestii uchodźców – mamy bezwzględny obowiązek pomagać tym, którzy ratują życie, uciekają przed prześladowaniem, którym grozi im śmierć. Ale nie każdy imigrant jest w takiej sytuacji. Bo jeśli ktoś szuka tylko poprawienia sytuacji materialnej, to jest inna kwestia. Oczywiście jest to praktycznie bardzo trudne do ustalenia.
To jest trudne nawet wtedy, gdy ktoś zaczepia nas na ulicy i prosi o pieniądze. Nie wiemy, z kim mamy do czynienia, czy z potrzebującym, czy z naciągaczem.
Z pomocą przychodzi właśnie ordo caritatis. Są dwa typowe zachowania ludzi w takich sytuacjach. Pierwsze: daję pieniądze i mówię sobie, jeśli on mnie oszuka, to bierze to na swoje sumienie. Drugie podejście jest bardziej racjonalne: próbuję dowiedzieć się, czego potrzebuje, i idę z nim kupić te produkty. Warto ten przykład przenieść na skalę makro. Jeśli odpowiadam za jakąś społeczność i decyduję o pomaganiu na dużą skalę, to ordo caritatis nakazuje wybierać tę drugą opcję. Muszę pomagać racjonalnie, nie mogę się opierać na spontaniczności. Ponieważ konsekwencje błędu są o wiele większe w wymiarze społecznym.
Jan Paweł II mówił o „wyobraźni miłosierdzia”, papież Franciszek o „fantazji miłosierdzia”, a ty podkreślasz racjonalność. Czy to się jakoś nie kłóci?
Połączmy jedno i drugie. Tak jak miłosierny Samarytanin. On się „wzruszył głęboko”, czyli zadziałały emocje, ale najpierw „zobaczył”. To drugie słowo wskazuje na poznanie, może zbadał tętno, zobaczył rany, krew. Gdyby reagował tylko sercem, toby się rozpłakał i nic nie zrobił. Musiał działać racjonalnie. Oczywiście ten poryw serca jest potrzebny, przełamywanie schematów w kierunku człowieka w potrzebie. Lekarz czy pielęgniarka potrzebują wrażliwego serca, ale jednocześnie muszą zachować procedury i reguły sztuki lekarskiej. Wyobraźnia miłosierdzia na tym polega, aby działać zgodnie z logiką (!) miłości.
Nasuwa się tu porównanie Kościoła do „szpitala polowego”. Ten obraz kojarzy się z doraźną pomocą. Czy jednak służba Kościoła wobec człowieka ma być tylko opatrywaniem ran, a nie poważnym leczeniem?
Samarytanin to był taki „szpital polowy”. Sam szybko odkrył, że jego środki są ograniczone, i dlatego pojechał do gospody. Nie przeciwstawiałbym Samarytanina gospodarzowi, który wziął pieniądze za pomoc. Ta gospoda była potrzebna, ona oznacza tu pewną strukturę, która pomaga człowiekowi całościowo. Jest miejscem pełnego wyleczenia człowieka. Więc są potrzebne zarówno szpital polowy, by pomagać ludziom w skrajnych sytuacjach, jaki i dobra klinika, czyli instytucja. W obu miejscach ludzie pomagają innym. I nie wolno tych dwóch form pomocy sobie przeciwstawiać. „Caritas” oznacza miłość, ale to też nazwa instytucji. Albo weźmy słowo „hospicjum”. Pierwsze znaczenie to gościnność, czyli wymiar ludzki, spotkanie, ale to także instytucja. Te dwa wymiary muszą się spotykać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).