O muzułmańskich sierotach i tym, jak my możemy im pomóc, z siostrą Benigną Okupniak, dyrektor sierocińca na Górze Oliwnej w Jerozolimie, rozmawia Jędrzej Rams.
W Polsce żyjemy w oazie spokoju. Sąsiedzi są chrześcijanami. Nie grozi nam nieprzyjemność ze względu na wiarę. Wy macie za sąsiadów muzułmanów. Czy islam jest realnym zagrożeniem?
Nie znam całego Koranu, więc nie będę się wypowiadała na temat samej religii, ale widzę, że fanatyzm w jego interpretacji sprawia, że żydzi i chrześcijanie są traktowani jako druga kategoria ludzi. Ale my jako siostry nie mamy jeszcze najgorzej, ponieważ trzeba przyjąć, że my jesteśmy „z zewnątrz”. To sprawia, że traktują nas inaczej, nieco łagodniej czy lepiej niż „swoich chrześcijan”. My nie odczuwamy aż tak bardzo nieżyczliwości ze strony muzułmanów. Miejscowi chrześcijanie mają zdecydowanie trudniej. Żyjemy na Górze Oliwnej, a naszymi sąsiadami są muzułmanie. Widzimy, jak się dziwią, że jako kobiety, w ich mniemaniu osoby o niższym statusie społecznym, nie chcemy mieć rodziny i dzieci. Widzą jednak, że poświęcamy się dla innych, pomagamy wszystkim, a zwłaszcza sierotom. Ich sierotom. Siostry są więc tolerowane.
Praca i mieszkanie w tak zróżnicowanym religijnie miejscu jest dla siostry mocnym doświadczeniem wiary?
To jest możliwość dawania świadectwa o Jezusie bez wypowiadania słów. Chodzimy w habitach i napotykający nas ludzie wiedzą, kim jesteśmy.
Dlaczego siostry zaczęły zajmować się dziećmi?
Jesteśmy tam już od 1931 r. Siostry początkowo służyły polskim pielgrzymom i udzielały pomocy medycznej miejscowej ludności. Po II wojnie światowej siostry rozpoczęły opiekę religijną na polskimi dziećmi. W 1967 r. wybuchła tzw. wojna sześciodniowa. Konflikt zakończył się osieroceniem wielu dzieci. Siostry, chcąc im pomóc, zaczęły wynajmować pokoje, potem całe mieszkanie, aż w końcu powstał pomysł budowy sierocińca. Pieniądze na jego budowę udało się zdobyć od Polonii amerykańskiej.
W diecezji legnickiej były organizowane zbiórki pieniędzy na wsparcie chrześcijan. Siostry też pomagają?
Przez nas można pomóc chrześcijanom, których my znamy. Inne zgromadzenia zakonne też pomagają. Często pojawia się ten temat. Niestety, wielu chrześcijan opuściło już Ziemię Świętą. Robią to głównie ze względów ekonomicznych. Muzułmanie często mają niższe ceny, turyści czy pielgrzymi wolą więc kupić u nich. Złe traktowanie chrześcijan sprawia, że szukając spokoju, uciekają oni do Ameryki. Znam rodzinę, która najpierw wysłała dzieci, a później wyjechali rodzice. Dzieci przyjaźniły się z żydowskimi dziećmi i kiedy powstały konflikty, woleli emigrować niż kazać dzieciom opowiadać się po którejś ze stron i walczyć z dawnymi przyjaciółmi. Jeżeli ktoś chce pomóc, może to zrobić, kontaktując się z nami. W diecezji legnickiej odwiedziłam dwie parafie, w Męcince i Lubinie. Była to okazja do przybliżenia posługi sióstr elżbietanek w Ziemi Świętej, szczególnie zaś w Domu Pokoju na Górze Oliwnej. Jednocześnie parafianie złożyli ofiary na nasz dom, a tym samym wsparli poprzez nas chrześcijaństwo w Ziemi Świętej, za co jesteśmy ogromnie wdzięczne. To właśnie do Lubina wysyłałyśmy różańce zrobione przez chrześcijan w Betlejem. Również w ten sposób można ich wspierać. Zapraszam do kontaktu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.