O muzułmańskich sierotach i tym, jak my możemy im pomóc, z siostrą Benigną Okupniak, dyrektor sierocińca na Górze Oliwnej w Jerozolimie, rozmawia Jędrzej Rams.
Jędrzej Rams: Otwiera siostra rano okno i co widzi?
S. Benigna Okupniak: Z naszego tarasu mamy najpiękniejszy widok na stare miasto, od Bazyliki Grobu, przez Syjon chrześcijański, po plac świątynny ze słynnymi meczetami na pierwszym planie.
Można się do tego widoku przyzwyczaić?
Powiem tak: nie zawsze mamy czas, by chodzić ulicami starego miasta i kontemplować miejsca, którymi chodził Jezus. Ale od nas z domu można się nasycić widokiem Jerozolimy. To ma wpływ na codzienne życie. Możemy pójść na Kalwarię, nawet codziennie możemy uczestniczyć w Eucharystii w Bożym Grobie czy Getsemani. Gdy się przyjedzie po raz pierwszy do Jerozolimy, to jest taki natłok wrażeń i tyle miejsc do odwiedzenia, że nie sposób nie tylko kontemplować, ale i nawet zapamiętać wszystkiego. Gdy się idzie drugi raz i następny, i następny, to przeżywa się to inaczej.
Wielką sprawą jest celebracja wydarzeń Wielkiego Tygodnia. W różnych miejscach jest tyle wydarzeń, że trzeba wybierać, gdzie się pójdzie. Jesteśmy przyzwyczajeni do polskich zwyczajów. W Świętym Mieście, a tym bardziej w bazylice Grobu, jest nieco inaczej. W Wielki Piątek jest liturgia pogrzebu, czego w Polsce nie ma. Wigilia paschalna jest dla przykładu już w sobotę rano, dlatego nieraz trudno odnaleźć się w przeżywaniu wszystkich tych uroczystości Wielkiego Tygodnia. Mimo wszystko staramy się również pielęgnować polskie tradycje, szczególnie na wielkanocnym stole.
Góra Oliwna to jedyne miejsce waszej obecności w tamtym rejonie?
Nie, mamy tam aż cztery domy. Trzy w Jerozolimie, a jeden w Betlejem. Dwa z nich to domy pielgrzyma, a dwa to sierocińce – na Górze Oliwnej i w Betlejem. Ten ostatni powstał po niedawnym powstaniu palestyńskim, gdy okazało się, że trzeba pilnie pomóc tamtym dzieciom, a napięta sytuacja nie sprzyjała ich przemieszczaniu się przez granicę. Wcześniej też im pomagałyśmy, ale po intifadzie Izrael zaostrzył środki bezpieczeństwa i teraz o wiele trudniej jest przekraczać granice.
Łatwo jest żyć siostrze zakonnej w takim miejscu? Czuć na co dzień odmienność religijną?
Tam ciągle istnieje jakieś zagrożenie i to się czuje. A chrześcijanie są tam w mniejszości. Nawet przed uaktywnieniem się fundamentalistów tworzących Państwo Islamskie chrześcijanie byli wypierani przez muzułmanów. Ci wykupują bowiem ich domy i sklepy. A jeżeli pojawia się jakieś dodatkowe zagrożenie, to, oczywiście, wpływa na atmosferę i sprawia, że chrześcijanie nie chcą żyć w ciągłym strachu. Ogólnie cała sytuacja polityczna, społeczna i religijna nie wróży dobrze przyszłej obecności chrześcijan w tym miejscu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.